Teologia Polityczna Teologia Polityczna
448
BLOG

Łukasz Maślanka: Adenauer dla dorosłych

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 0

Czy polskie elity, tak szanujące Konrada Adenauera, będą w stanie wziąć z niego przykład i budować stosunki dwustronne podobnie jak czynił to niemiecki kanclerz z Francją, Belgią, czy Holandią? Czy polski naród gotowy będzie do ponoszenie wyrzeczeń materialnych w imię geostrategicznych interesów naszego kraju? – o polityce Adenauera w polskim kontekście pisze w Teologii Politycznej Łukasz Maślanka

 

Wygląda na to, że widmo dekoniunktury politycznej zaciążyło nad regionem Europy Środkowo-Wschodniej. Wydarzenia ostatnich lat i miesięcy pokazują stopniowe odzyskiwanie inicjatywy przez Rosję w krajach do niedawna objętych kolorowymi rewolucjami, a także stałą i konsekwentną wolę współpracy Niemiec i Francji ze wschodnim mocarstwem. Współpracy, która na dodatek cieszy się poparciem obecnych władz USA. Polską politykę zagraniczną stawia to w niezręcznej sytuacji i zmusza do postawienia sobie pytań o pewien model postępowania, który pozwoliłby z niej wyjść.

W czasie ostatniej kampanii wyborczej, Jarosław Kaczyński, występując na rynku w Görlitz, stwierdził, że droga Konrada Adenauera i niemieckiej chadecji jest przykładem dla jego ugrupowania. Spowodowało to falę drwiących komentarzy w tym mniej więcej duchu, że jak to możliwe, aby taki germanofob jak Kaczyński mógł nagle nawrócić się na doktrynę kanclerza Adenauera, świątka europejskich federalistów. Pomijając już pewne predyspozycje intelektualne  i stan ducha części naszych elit dziennikarsko-eksperckich, dla których prowadzenie polityki wzorowanej na niemieckiej jest równoznaczne z byciem przedmiotem polityki niemieckiej, warto zadać sobie pytanie, czy obecne pojmowanie postaci bońskiego kanclerza w naszym mainstreamie jest właściwe. A jeżeli nie jest, to najwyższy czas dokonać jego dekonstrukcji.

Nie może bowiem ujść uwadze zainteresowanej części opinii publicznej fascynacja polskich euroentuzjastów Konradem Adenauerem i prowadzoną przez niego polityką integracji kontynentu. Nieszczęście tkwi w tym, że tego typu osoby, zamiast propagować przenoszenie pewnych pożytecznych i słusznych wzorów postępowania na grunt rodzimy, ograniczają się do rozpowszechniania nudnej hagiografii, która nie oddaje właściwych intencji tego wielkiego polityka. Uważam za swój obywatelski obowiązek podpowiedzieć, jak można wznieść się z tej niewygodnej i trochę upokarzającej pozycji więźnia jaskini schematu do statusu pełnego obserwatora i rozpoznawcy  strategii geopolitycznej powojennych Niemiec.

Adenauer, nadreński katolik, długoletni burmistrz Kolonii, represjonowany przeciwnik polityki hitlerowskiej, a po wojnie założyciel Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) i pierwszy kanclerz Republiki Federalnej Niemiec działał w warunkach bardzo trudnych. Zrujnowany i podzielony kraj musiał zmagać się z zupełnie podstawowymi problemami (zapobieganie epidemiom, zapewnienie dachu nad głową ofiarom bombardowań i wypędzeń). W dodatku, nic nie zapowiadało alianckiej łagodności wobec narodu winnego tak straszliwych zbrodni przeciwko pokojowi i przeciwko ludzkości. Zanosiło się na obciążenie Niemiec wielkimi odszkodowaniami, odłączenie na rzecz Francji ważnych terenów Zagłębia Ruhry i Saary, nałożenie poważnych ograniczeń na rozwój gospodarki narodowej i badań naukowych. Pierwotne plany mocarstw sprzymierzonych zakładały neutralizację Niemiec i sprofilowanie gospodarki tego kraju ku rolnictwu. Ten stan rzeczy groził, iż przyszłe państwo niemieckie będzie się zmagało z problemem ostrej biedy, a nawet głodu, jako że wydajność rolnicza tych terenów pozwalała na wykarmienie zaledwie 70% populacji (a do importu żywności potrzebne byłyby zyski z jakiegoś eksportu).

Jednak w ciągu kilku lat (1949-1955) udało się Adenauerowi doprowadzić do proklamowania nowego demokratycznego państwa, zawarcia z aliantami zachodnimi Traktatu Państwowego usuwającego skutki okupacji i redukującego wysokość reparacji wojennych, a także zakończenie okupacji Zagłębia Saary i prawie całkowite uwolnienie niemieckiego przemysłu. W dodatku szybko przystąpiono do formowania sił obronnych, które w niedługim czasie dorównały  innym armiom państw zachodnich. Dzięki racjonalnej polityce społeczno-gospodarczej doszło do zapewnienia podstaw bytowania milionom pozbawionym wszystkiego obywatelom, a także do ich szybkiego wzbogacenia. RFN stała się ważnym podmiotem polityki europejskiej i przejęła inicjatywę w procesie integracji europejskiej. Jednocześnie Adenauer oparł podstawy ideowe nowych Niemiec na silnym fundamencie chrześcijańskim (choć nie wyznaniowo-sekciarskim), które pogodziło niemieckich katolików i zdecydowaną większość protestantów (poza pewnym, silnie nacjonalistycznym odłamem luteranizmu, który w negacji profrancuskiej polityki kanclerza szukał schronienia pod skrzydłami SPD, zachodniej KPD, a nawet wschodniej SED, a w końcu i NPD).

O ile sytuacja związana z bezpośrednimi skutkami II wojny światowej była bardzo ciężka, o tyle początek konfliktu Zachodu z ZSRR stał się dla Aliantów ważnym argumentem  na rzecz uformowania silnych Niemiec. Konrad Adenauer natrafił na szczelinę w murze rozpaczy, przez którą udało mu się przejść wraz z całym państwem. Okazję podsuniętą przez los wykorzystał w pełni. Jak tego dokonał?

Doktryna kanclerza oparta była na dwóch filarach. Świadomy słabości swojego państwa uważał, że należy prowadzić politykę jednoznaczną (tzn. opowiedzieć się w zimnowojennym sporze  po stronie USA i Zachodu). Pomimo szczerych chęci doprowadzenia do pojednania w Europie i zapewnienia kontynentowi pokoju, nie przestał myśleć o powrocie Niemiec do dawnej siły. Aby zapewnić podstawy rozwoju RFN, musiał odblokować potencjał przemysłowy i uformować siły zbrojne, które mogłyby młodemu państwu zapewnić ochronę ze strony NRD. Tak, NRD. Adenauer był świadom agresywnych zamiarów Związku Sowieckiego, tym niemniej uważał, że, o ile agresja sowiecka doprowadzi do konfliktu globalnego, o tyle uzbrojona armia Niemiec Wschodnich może dokonać szybkiego zaboru Republiki Federalnej i postawić Aliantów przed faktem dokonanym. Przekonywanie sojuszników do tych dwóch kwestii było dość mozolnym procesem. Kanclerz natrafił na dość ostry opór Francji (i to nie tylko po stronie lewicy), lecz ostatecznie dopiął swego.

Szybko poradził sobie z zagadnieniem rozwoju przemysłu: zaproponował Francuzom utworzenie wspólnej strefy wydobycia węgla i produkcji stali, która obsługiwałaby obydwa państwa (a także BENELUX) i zapewniałaby wykorzystanie tych bogactw do celów pokojowych, albo wspólnej obrony. Uważam, że choćby przez ten sam fakt Adenauerowi należy się miano męża stanu – zaangażowanie RFN w wspólną politykę przemysłową było dla tego kraju niezwykle kosztowne. Kanclerz jednak uważał, że doprowadzenie do reindustrializacji RFN warte jest tych wyrzeczeń. Ponadto, prowadzenie kursu profrancuskiego wymagało ostatecznego zrzeczenia się przez Niemcy roszczeń do Alzacji i Lotaryngii. Pogodzenie się z taką stratą w imię podmiotowości własnego państwa budzi szacunek. Przypomnijmy, że opozycyjna wówczas SPD wzywała do nieugiętości wobec Aliantów, kursu antyfrancuskiego nastawionego na neutralizację państwa za cenę jego zjednoczenia oraz nawiązania dobrych stosunków z ZSRR (powrót do idei Rapallo). Adenauer nie miał złudzeń, że, wobec nadeszłej epoki dwubiegunowości, musiałoby to w końcu doprowadzić do sowietyzacji całych Niemiec. Nie był bowiem ten kraj ani położoną na uboczu Finlandią, ani małą Austrią.

W swoim działaniu Konrad Adenauer specjalnie zwracał się do Francji i krajów BENELUX-u, jako partnerów od RFN potencjalnie słabszych i beneficjentów niemieckich inwestycji. Wiedział, że odpowiednio korzystne warunki finansowe przełamią nieufność i pozwolą na takie scementowanie strategicznych gałęzi gospodarek tych krajów, że nie tylko jakakolwiek wojna między nimi będzie niemożliwa, lecz także, że kraje korzystające z owych udogodnień finansowych z czasem staną się zależne od politycznego kursu kraju płacącego. Tezę tę potwierdza rezerwa, z jaką kanclerz odnosił się do obecności Wielkiej Brytanii w tychże strukturach. Znaczenie nowych Niemiec na zimnowojennej mapie gospodarczej i strategicznej Europy skłoniła jednak nieufnego Churchilla (który odzyskał władzę po rządach otwarcie wrogiej prawicowej RFN Partii Pracy) do popchnięcia Francji ku współpracy z Niemcami przy jednoczesnym zachowaniu przez Zjednoczone Królestwo życzliwej neutralności. Oprócz tego, Adenauer zdołał uzyskać w Stanach Zjednoczonych patrona swoich działań. Umiejętne zsynchronizowanie amerykańskich interesów (doktryna Trumana – powstrzymywanie komunizmu na całym świecie) z własnymi ambicjami przyniosło Niemcom Zachodnim dobre skutki.

Znacznie trudniej przyszło przekonać Francuzów do konieczności budowy niemieckich sił obronnych. I tutaj Adenauer starał się forsować ideę europejskiej armii, która miałaby solidarnie strzec bezpieczeństwa zachodniej części kontynentu. Niemniej Francuzi obawiali się, że, w obliczu brytyjskiego désinteréssement, stopniowo podporządkują swoich żołnierzy niemieckiej machinie wojskowej. Zimnowojenne warunki wymusiły jednak zgodę Aliantów (przy szczególnym wsparciu prezydenta Eisenhowera) na remilitaryzację RFN pod warunkiem obronnego charakteru nowej armii. Adenauer czynił też próby uzyskania dla Niemiec broni atomowej, co jednak się nie powiodło. Wszystkie swoje działania kanclerz prowadził w porozumieniu z USA i aktywnie uczestniczył w budowaniu Paktu Północnoatlantyckiego. Nie uważał jednak, aby NATO zapewniało ostatecznie bezpieczeństwo bońskiej republice i Europie. Wiedział, że Stany Zjednoczone wymagają od swoich partnerów nie tylko lojalności, ale także pewnej materialnej zdolności do współpracy, której zwiększaniu sprzyja budowa silnej i nowoczesnej armii. Remilitaryzacja Niemiec odbyła się także wbrew własnej opinii publicznej, która, idąc za syrenim śpiewem socjalistów, zdawała się wierzyć w koniec historii przy stalinowskiej żelaznej kurtynie.

W obydwu tych kwestiach podstawą działania kanclerza było dobre rozeznanie interesów państwa. Wiedział, że sojusze należy w miarę możliwości zawierać w taki sposób, aby przyszłe Niemcy miały w nich rolę jeżeli nie decydującą, to bardzo silną. Zwraca przy tym uwagę gotowość do ponoszenia w imię tego poważnych kosztów finansowych i terytorialnych. Rola mecenasa europejskiego rozwoju była jednak o wiele korzystniejsza, niż status kontynentalnego pariasa, albo pionka sowieckiego Imperium Zła.

Piszę o tym wszystkim, gdyż jestem świeżo po lekturze artykułu pewnego znanego dziennikarza działu ekonomicznego niewątpliwie euroentuzjastycznej Gazety Wyborczej, który usilnie wzywa (obawiam się, że skutecznie) rząd polski do zrezygnowania z finansowania nieopłacalnych inwestycji Orlenu na Litwie. Polska powinna, twierdzi ów dziennikarz, kierować się rachunkiem ekonomicznym i nie nadwyrężać portfeli swoich obywateli tym bardziej, że ze strony Litwinów spotykają nas same afronty.

Czy nie nasuwają się pewne analogie? Cierpliwy Konrad Adenauer, który metodą małych kroczków przekonywał do współpracy nieufnych i łasych na materialne korzyści Francuzów nie zgodziłby się zapewne z linią gazety, ze strony której spotykało go tyle pośmiertnych pochwał. Porównałby on zapewne postawę tę do buńczucznego zachowania lidera SPD, dr. Schumachera, dla którego Niemcy powojenne były tak wielkie, że nie musiały liczyć się ani z Francją, ani z USA, tylko  podążać własną drogą przynoszących doraźne korzyści sojuszy, która to droga jednak niechybnie prowadziłaby do Moskwy. Nadużycie wobec postaci kanclerza polega moim zdaniem na tym, że przedstawia się go przede wszystkim jako wielkiego Europejczyka, a nie wielkiego Niemca. Prawdą jest, że położył on fundamenty nowej pokojowej Europy. Tylko, że to jest Europa, w której pokój gwarantować miała,z amerykańskim błogosławieństwem Republika Federalna Niemiec.

Czy aby nie za bardzo deprecjonuję rolę Francji? IV Republika Francuska była krajem słabym i dość dokładnie spenetrowanym przez komunistów. Sprzeciwianie się wówczas dążeniom remilitaryzacji Niemiec było zgodne z francuską racją stanu, ale równocześnie z sowiecką i nie należy jednak wrzucać do jednego worka obydwu tych asertywności (komunistycznej i narodowej). Przesądziły jednak korzyści materialne. Generał de Gaulle, prywatnie przyjaciel Adenauera, dostrzeże ten fenomen i doprowadzi do praktycznej neutralności zbrojnej Francji przy zapewnieniu jej odpowiedniego nuklearnego arsenału odstraszającego. Jednocześnie będzie kontynuował politykę gospodarczego zbliżenia z Niemcami i zachowywał się asertywnie wobec Wielkiej Brytanii i USA. Pamiętajmy jednak, że mógł (a może i powinien) sobie na to pozwolić przez to, że miał za Renem silne Niemcy odgradzające go od bloku wschodniego. Ponadto Francja lat 50. była ciągle mocarstwem kolonialnym, co czyniło perspektywę Quai d'Orsay znacznie szerszą i nie zmuszało do zbyt zaciętej walki o podmiotowość w Europie.

Kolejnym istotnym filarem polityki Adenauera było oparcie istnienia państwa na silnym światopoglądzie. Ten gorliwy katolik wiedział, że 12 lat rządów nazistowskich oderwało naród niemiecki od europejskiej cywilizacji, którą przecież w sposób ogromny współtworzył. Nie traktował jednak religii jak młota ideologicznego, lecz jako fundament metafizyczny, oczywisty jak świecące w dzień słońce, który, wraz z duchem rzymskiego prawa i klasycznej estetyki wzniosły na przestrzeni wieków gmach niemieckiej cywilizacji. Uważał za rzecz podstawową zapewnienie dzieciom chrześcijańskiego wychowania przy pełnym poszanowaniu praw dwóch dominujących w Niemczech kościołów. Sprzeciwiał się ingerencjom państwa w prawa rodziny. Oprócz koncepcji neutralizacji, kwestie prawa opiekuńczego były w powojennej RFN główną osią sporu między CDU/CSU a SPD. Wiedział, że wolna, oparta na zasadach prawa naturalnego rodzina jest podstawą wszelkiej zdrowej społeczności – w wymiarze gminnym, państwowym, kontynentalnym, czy też po prostu ogólnocywilizacyjnym. Nie spodobałyby się i te jego poglądy współczesnym entuzjastom brukselskich nowinek społecznych.

Był także Adenauer człowiekiem wiernym niemieckim kresowianom. Choć nigdy nie pogodził się z granicą na Odrze i Nysie, to jednak miał świadomość co najmniej długotrwałej utraty tamtych ziem i konieczności zapewnienia wypędzonym godnego życia w pomniejszonej ojczyźnie. Można przypuszczać, że, skoro pogodził się z utratą Alzacji i Lotaryngii, tak też uznałby w końcu nowe granice Polski, z którą pojednania pragnął, choć nienawidził z wzajemnością satelickiego rządu komunistycznego. W swojej idealistycznej wizji marzył pewnie o takim obrocie spraw, w którym zarówno Polska, jak i Niemcy powróciłyby do swoich ziem wschodnich. Pomimo świadomości sprzeczności interesów Polski i Niemiec w sprawie granicy, pokuszę się porównać intencje Adenauera do polityki Ottona III. Wolna Polska w koncepcji bońskiej chadecji miałaby pewnie znajdować się pod delikatną kuratelą Niemiec w sprawie polityki zachodniej. Warto tu jednak dodać, że Adenauer zapoczątkował w swojej partii nurt niechętny współpracy z Rosją, jak i całemu dziedzictwu pruskiej myśli strategicznej. Ten program, obejmujący terytorium Niemiec z perspektywy Bonn, wyraźnie osłabł, gdy stolicą Niemiec stał się ponownie gród nad Szprewą. Sprawia to, że Polska nie ma już możliwości powiększania obszarów swojej samodzielności przez aktywną politykę wschodnią (tak jak to czynił Chrobry pozostając posłuszny Ottonowi na zachodzie), gdyż blokuje ją rosyjsko-niemieckie partnerstwo. Nie lekceważąc zatem problemu granic, warto docenić wyższość koncepcji CDU „bońskiej” nad CDU „berlińską” z punktu widzenia naszych interesów. Szkoda, że ta tendencja nie trwała dłużej, niż ottońskie otwarcie na Polskę na początku XI wieku.

III Rzeczpospolita stosunkowo łatwo pogodziła się z trwałością granicy na Bugu. Oceniam ten fakt pozytywnie nie tylko z przyczyn pragmatycznych (możliwe otwarcie Puszki Pandory roszczeń wszystkich przeciwko wszystkim), ale także dlatego, iż najwyższy czas, aby sąsiadujące z nami narody same mogły cieszyć się wolnością i budować własne państwa. Niezależnie od aktualnych trendów, sam fakt istnienia takich tworów jak Ukraina, Białoruś, czy państwa bałtyckie jest na mapie Europy Wschodniej nowością, i to nowością Polsce sprzyjającą. Czy polskie elity, tak Konrada Adenauera szanujące, będą w stanie wziąć z niego przykład i budować stosunki dwustronne podobnie jak czynił to niemiecki kanclerz z Francją, Belgią, czy Holandią? Czy polski naród gotowy będzie do ponoszenie wyrzeczeń materialnych w imię geostrategicznych interesów naszego kraju? Czy polska duma wytrzyma nieprzyjemne dla nas reakcje z tamtej strony? Pozytywna odpowiedź na te pytania byłaby moim zdaniem potwierdzeniem tego, że Polacy zasługują na to, aby ich państwo było tak silne i tak poważne jak RFN. Choć przed nami długa droga. Zatem, zanim wyśmiejemy kolejny raz „niezrozumiałą”, „proniemiecką” woltę Jarosława Kaczyńskiego to zastanówmy się chwilkę. Dał nam przykład Adenauer...

Łukasz Maślanka

Na stronie:

Mateusz Matyszkowicz o liście prof. Stanisława Gomułki: Ekonomia jest polityczna

Maciej Mazurek o widzialnym i niewidzialnym w sztuce

Joanna Paciorek na blogu Mama w pracy

I dołącz do nas na Facebooku !

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka