threeme-ww threeme-ww
247
BLOG

Syzyfowe prace, orka na ugorze, beznadziejna beznadziejność. Czyli "dialog" z Logicznym.

threeme-ww threeme-ww Rozmaitości Obserwuj notkę 22

Tak, wiem komu tu kibicujecie. Cóż, to też nie zachęca do pisania. Logiczny jednak wciąż mnie zaczepia i wszędzie stosuje copy-paste jednego tekstu, do porzygu. Więc, chcąc niechać muszę odpowiedzieć. Cieszycie się, prawda? Pewnie zwłaszcza Logiczny się ucieszy.

Ludzie nie są w stanie zatrzymać zmian klimatu, a tym bardziej ich odwrócić,

Gdyż? Czemuż @Logiczny nie rozwiniesz myśli, nie podasz argumentacji? Jeśli, co zaraz w przeciwieństwie do Ciebie, postaram się poprzeć argumentami, obecne zmiany klimatu nie maja przyczyn naturalnych, to chyba logiczne, że zatrzymanie czynnika nienaturalnego zmianę zatrzyma? Oczywiście uwzględnić trzeba inercję. Raz rozchwiany klimat potrzebować będzie dekad, może nawet stuleci, by znów wrócić do stanu równowagi. Obecne mitygacje i ograniczenia nie sa więc już dla moich rodziców. Nawet nie dla mnie. Sa dla przyszłych pokoleń.

choćbyśmy wszyscy stanęli na rzęsach i wdychali dwutlenek węgla, a wydychali tlen.

Już Ci to milion razy tłumaczyłem, przykład kompletnie bez sensu. Oddychając wydalamy węgiel z pożywienia, a ten z kolei pochodzi z biomasy, roślin. Rośliny wcześniej ten węgiel z atmosfery pobrały. Bilans zerowy.

Klimat zawsze się zmieniał, zmienia się i będzie się zmieniał cyklicznie - ocieplenie/ochłodzenie.

Kolejny pusty slogan, z którego - logicznie! - nic nie wynika. Pożary też zachodziły bez udziału człowieka. Lawiny schodziły samoistnie, zachodziły trzęsienia ziemi. Bez udziału człowieka. Czy z tego wynika, że człowiek obecnie nie odpowiada za spora część tych zjawisk? NIE! Jest zupełnie odwrotnie: obecnie za duża liczbę pożarów, lawin czy nawet trzęsień ziemi (wstrząsy kopalniane choćby) odpowiada człowiek!

I tak się przypadkiem składa, że obecnie powinno się ochładzać. Ociepleniu nie sprzyja żaden z naturalnych czynników klimatycznych. Jesteśmy obecnie w fazie cyklu Milankovica (zmiany parametrów orbity Ziemi względem Słońca) prowadzącej do ochłodzenia a w perspektywie kilku tysięcy lat do kolejnej epoki lodowcowej. Również aktywność Słońca przez kilka poprzednich dekad malała. Dodajmy do tego potężne zapylenie atmosfery nad Chinami i Indiami, porównywalne z efektem erupcji sporego wulkanu przez kilka dekad. Wszystko to powinno skutkować ochłodzeniem, nie ociepleniem.

Spójrzmy też i porównajmy jedna z większych erupcji ostatnich lat: w 2010 roku na Islandii wybuchł wulkan o pozornie trudnej do wymówienia nazwie Eyafjalljokull. Mam to szczęście, że w 2016 r. przez niemal pół roku pracowałem na tej wysepce i coś niecoś, dzięki znajomym, nauczyłem się podstaw ich mowy. Otóż wystarczy tę nazwę podzielić na trzy człony (z których w istocie się składa) i wymowa jest dość prosta: Eja-fjatla-jokul. Czyli - o ile dobrze pamiętam: "wyspa z lodowa góra" W każdym razie była to dość spora erupcja, wyrzucająca masę pyłów do atmosfery przez co uziemiono dużo lotów. Te pyły zawędrowały do Europy. I teraz najciekawsze, czyli wpływ tejże erupcji na klimat czy też stężenie dwutlenku węgla.  Z wielu obserwacji udowodnione jest, że wpływ - na klimat - tego wulkanu był praktycznie żaden. Co innego wpływ na pogodę - uważa się, że powódź w Polsce z 2010 r. w dużej części wynikała z tej właśnie erupcji.

Przypomnieć muszę, że to jest notka i o wielu zagadnieniach muszę pisać mocno skrótowo, ryzykując, że rzeczy dla mnie oczywiste nie będą takimi dla Was. Tu jednak pokusa wyjaśniania jest zbyt duża: ilość opadów deszczu w dużym stopniu zależy od zawartości w powietrzu tzw. jąder kondensacji. Sa to aerozole wody morskiej, pyłki roślin, zanieczyszczenia, pył. Islandzki wulkan wyemitował duża ilość pyłu, czyli właśnie tych jąder kondensacji. Co z kolei ułatwiło tworzenie się chmur i w konsekwencji zwiększenie ilości sum opadów. Jednak pyły wulkaniczne maja to do siebie, że utrzymują się w atmosferze bardzo krótko - z reguły po roku, dwóch latach atmosfera się oczyszcza, znika więc też wpływ erupcji wulkanicznej na klimat. Tłumacząc to możliwie najprościej: pyły wulkaniczne "zaciemniają" niebo, przez co do powierzchni dociera mniej promieni Słonecznych, przez co robi się chłodniej.

  • Duży wpływ? Owszem, ale warto uświadomić sobie, że nawet olbrzymie erupcje wulkaniczne nie są w stanie zaciemnić nieba na skalę globalna. Ich wpływ jest więc lokalny i tymczasowy, z reguły ograniczony do dwóch lat. Z tego co wiem, to nawet superwulkany nie są w stanie doprowadzić do globalnego ochłodzenia dłuższego niż kilka lat. No dobrze a co z wpływem erupcji wielu wulkanów w mniej więcej podobnym czasie? Tu już sprawa ma się inaczej - taki wzmożony i długotrwały wulkanizm może być przyczyna ochłodzenia klimatu na dekady. Brak jednak w badaniach paleoklimatu dowodów, by coś takiego było przyczyna zmian globalnych. Przykładowo obecnie wiele dowodów wskazuje, że tzw. Mała Epoka Lodowcowa nie miała jednej przyczyny. Tak samo jak nie ma dowodów, by była to zmiana globalna. Ślady ochłodzenia MEL widać wyraźnie i licznie w Europie i północnej Ameryce, ale już tylko szczątkowo i śladowo na półkuli południowej. To jest właśnie ten ważny szczegół: wiele poprzednich zmian klimatu ma przebieg lokalny do regionalnego. Obecna zmiana jest globalna:

    "Początkowo sądzono, że zmiany temperatury były globalne[5]. Pogląd ten zakwestionowano; raport IPCC podsumował te badania, oświadczając, że „...obecne dowody naukowe nie popierają globalnie synchronicznych okresów nietypowego oziębienia lub ocieplenia w tym przedziale czasowym, a konwencjonalne terminy ‘mała epoka lodowa’ i ‘średniowieczne optimum klimatyczne’ okazują się mieć ograniczoną użyteczność w opisywaniu trendów hemisferycznych lub globalnych zmian temperatury w ostatnich stuleciach”[5]. "

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Ma%C5%82a_epoka_lodowa

    Ważne jest też to, co ja wywołało. Nie jedna przyczyna, jak wielu tu sadzi, ale połączenie wielu czynników. Owszem, nadal nie wiemy, jaka była dokładna siła tych czynników i który z nich był wiodący. Niemniej jednak najprawdopodobniej czynniki te wzajemnie na siebie nachodziły:


  • Niska zawartość CO2 w tamtym czasie (ok. 280 ppm, kontra 420 ppm obecnie. Tu warto wspomnieć, że przy obecnej zawartości CO2 w powietrzu nawet przy połączeniu nowego Minimum Maundera z intensywnym wulkanizmem ochłodzenie tej skali nam nie grozi).
  • Niska aktywność Słoneczna (bardzo głębokie Minimum Maundera)
  • Intensywny wulkanizm (trzy bardzo silne erupcje wulkaniczne w strefie równikowej (to też ważne!) w ciągu 50ciu lat. Obecnie nic takiego od dawna nie miało miejsca.

    Zresztą mitologizowana powszechnie Mała Epoka Lodowcowa nie dość, że nie była zmiana globalna, to jeszcze nie była wcale tak zimna jak wielu tu sadzi. Owszem, bywały zimy bardzo srogie i lata bardzo zimne. Bywały. Były tez jednak w samym środku trwania MEL zimy bardzo łagodne (i tak mniej łagodne od ostatnich) i lata bardzo ciepłe. Wiele mitów związanych z MEL nie miało miejsca w rzeczywistości: np. Bałtyk nigdy całkowicie nie zamarzł i ani wojska szwedzkie przez niego nie przechodziły ani nie było karczm na środku tego dość przecież małego i płytkiego morza. Istnieje na przykład mapa z tego okresu ukazujaca karczmy wzdłuż brzegu - co ma o wiele większy sens, niż budowa karczm na środku morza. Przecież nawet podczas najsroższych zim MEL i nawet podczas bardzo zimnych okresów letnich lód nie mógł utrzymać się dłużej, niż do kwietnia! Nawet w Arktyce z początkiem kwietnia lód pływający (pak lodowy) wycofuje się daleko od brzegu. Budowa tymczasowych karczm funkcjonalnych powiedzmy od grudnia do kwietnia maksymalnie? To nie ma najmniejszego sensu!

    Tymczasem w powszechnym odbiorze Mała Epoka Lodowcowa jawi się jako okres nieprzerwanego, wielosetletniego i globalnego okresu bardzo intensywnego zimna. Nie. W rzeczywistości nie było to zimno nieprzerwane (bywały lata i zimy bardzo ciepłe), ani globalne, ani też porównywalne z prawdziwa epoka lodowcowa. Na pewno, na 100%, nie było nigdy tak zimno, by Bałtyk w całości zamarzł, wbrew rozpowszechnionym mitom.

    Widać więc, że nawet okresy wyjątkowo silnego wulkanizmu same w sobie, bez "pomocy" innych czynników, nie maja wcale tak silnego wpływu na klimat, jak wielu tu sadzi. Dodatkowo mamy to szczęście, że od bardzo dawna jesteśmy w okresie spokoju geologicznego. Od dawna nie było tak, żeby w krótkim przedziale czasu (powiedzmy 50 lat) nastąpiło po sobie kilka niezwykle silnych erupcji wulkanicznych. Od dawna nie mieliśmy erupcji na taka skalę jak Krakatau (1883), Laki (1783) Tambora (1815), Hueynaputina (1600, wszelkie dowcipy co do tej nazwy mile widziane!). Powyżej opisałem ograniczony czasowo i przestrzennie wpływ erupcji wulkanicznych na ochłodzenia klimatu. To zachodzi poprzez emisję dużych ilości pyłów wulkanicznych. Istnieje też jednak wpływ ociepleniowy wulkanów, poprzez emisje dwutlenku węgla - jednak skala czasowa tych zmian to tysiące, dziesiątki tysięcy lat.  Można więc wykluczyć wulkanizm jako przyczynę obecnego wzrostu CO2.

    Zaraz, zaraz, wolnego! - pewnie wielu z Was krzyknie. Nie wspomniałeś o wpływie ostatniej potężnej erupcji wulkanu Tonga na Pacyfiku! Logiczny podaje to jako przykład niemożliwości prognozowania zmian klimatu i zaprzeczenie, że obecne zmiany powoduje działalność człowieka. Istota sprawy polega na wyjątkowości erupcji wulkanu Tonga. Niezmiernie rzadko w nowożytnej historii występowały erupcje tego typu: płytko pod powierzchnia wody, na środku oceanu. Przez to, że erupcja nastąpiła płytko para wodna mogła wydostać się na powierzchnię - w większości erupcji wulkanów morskich są one położone tak głęboko, że wszelkie pyły i gazy - w tym para wodna - zatrzymywane są na dnie przez przeogromne ciśnienie wody. Tu było inaczej, przez to, że krater wulkanu znajduje się płytko pod powierzchnia wody - para wodna "wystrzeliła" i dotarła nawet do stratosfery. Para wodna to potężny gaz cieplarniany, ale sama z siebie nie powoduje ocieplenia. Jej ilość w powietrzu ściśle zależy od temperatury. Dopiero jak robi się cieplej wzrasta ilość pary wodnej w atmosferze, co dodatkowo podnosi temperaturę. Jest to rodzaj sprzężenia zwrotnego, ale - na szczęście - nie jest to sprzężenie nieskończone. Prawa fizyki (stan nasycenia, fakt, że do wzrostu temp. o czynnik x potrzeba coraz większych ilości gazu cieplarnianego itp. itd.) powodują, że nie doszło na ziemi do efektu cieplarnianego jak na Wenus, gdzie oceany wyparowały a temperatury osiągają setki stopni C. Nam, ziemianom sprzyja potężny klimatyczny sojusznik: procesy geologiczne, zarówno emitujące, jak i pochłaniające dwutlenek węgla z atmosfery, czyli klimatyczny termostat - działa on jednak w skali dziesiątek tysięcy lat, więc krótsze wahnięcia klimatu są jak najbardziej możliwe. Klimatyczny termostat nie pozwala na trwałe globalne zlodowacenie ani na efekt Wenus. Wszystko pomiędzy tymi stanami jest możliwe. Na Wenus tego zabrakło, stężenie CO2 osiągnęło niewyobrażalne poziomy, co doprowadziło do wielu sprzężeń zwrotnych prowadzących ostatecznie do tego, że jest to iście piekielna planeta.

    Kurcze, ciekawe, że w większości zmian paleoklimatu jak i na Wenus wciąż przewija się ten dwutlenek węgla!

    https://naukaoklimacie.pl/fakty-i-mity/mit-przyklad-wenus-wskazuje-ze-nie-musimy-sie-martwic-o-przyszlosc-88/

    W każdym razie erupcja wulkanu Tonga sprawiła, że do stratosfery dostały się ogromne ilości pary wodnej, szacuje się, że ilość tego gazu cieplarnianego wzrosła w stratosferze nawet o 15%.  Z uwagi na to, że stratosfera jest bardzo dobrze odizolowana od niższych warstw atmosfery i jest bardzo zimna, para wodna, pod postacią lodu (tak, wiem, jak to brzmi, ale chodzi o wodę ogólnie) może więc trwać tam, w odróżnieniu od troposfery, bardzo długo, nawet kilka lat. W troposferze wahania temperatur wywołane przez zmiany pogody czy też zmiany pór roku powodują, że nadmiar pary wodnej ulega szybkiej - w ciągu kilku dni - kondensacji.

    Jak to się wszystko ma do obecnego globalnego ocieplenia? Czy powyższe zaprzecza wpływowi człowieka na klimat? Warto tu przypomnieć, że jest to jedna z bardzo nielicznych, w tym stuleciu z tego co wiem jedyna tego typu eksplozja wulkaniczna. Tymczasem ocieplenie klimatu zachodzi już od kilku dekad (od lat 80tych XX wieku przyśpiesza), niezależnie od wielu wybuchów wulkanicznych (np Pinatubo w 1992 roku czy też Tonga obecnie). Większość erupcji wulkanicznych ma skromny, lokalny i ograniczony do kilku lat wpływ ochłodzeniowy. Tonga jest wyjątkiem - za sprawa pary wodnej przyczyni się do dodatkowego ocieplenia. Jak dużego? Szacunki mówią, że ten wpływ jest rzędu 0,01C do ok. roku 2035. To o rzędy wielkości mniej od naszego wpływu. Mamy więc trwały trend i krótkotrwałe zaburzenia - tzw. "szum". Można to porównać do przejścia z zimy do lata - wiemy, że generalnie od przesilenia zimowego z każdym dniem powinno być coraz cieplej. I jest, ale choć trend jest oczywisty, to przecież wielokrotnie podczas tego ocieplenia zachodzą mniejsze i większe ochłodzenia. Czy ktokolwiek zaprzeczy, że od grudnia do czerwca robi się coraz cieplej? Nie. Czy czymś dziwnym są na tym trendzie wielodniowe spadki temperatury? Też nie. Czy ktokolwiek będzie tymi spadkami argumentował np.: "od 21 kwietnia do 30 kwietnia temperatura w Polsce spadła o 5C, z 20 do 15C. Gdzie tu wasze ocieplenie? naukowcy kłamią, nie ma żadnego ocieplenia!" absurd, prawda? Tymczasem dokładnie to robią tzw. denialiści. Po Polsku zaprzeczacze. Sceptycyzm w nauce jest niezbędny jak woda i powietrze. Jednak sceptyk, gdy przedstawi mu się dowód obalający jego twierdzenie zmieni zdanie a nawet poglądy. Denialista nie jest do tego zdolny. Gdy przedstawi mu się dowody przeczące jego poglądom zacznie usilnie, za wszelka cenę, szukać innych dziur argumentacji przeciwnika, choćby były one naciągane. Denialista będzie też powtarzał argumenty już zdyskredytowane, obalone i wielokrotnie wyjaśniane przez innych. Dokładnie to robi @Logiczny swoim copy-paste pod licznymi notkami o klimacie.

    Jedna z wielu sztuczek denialistów jest tak zwane "wybieranie wisienek" Polega to na tym, że z całej, ogromnej dziedziny nauki klimatologicznej wybierają sobie wyrwane z kontekstu dane i dowody pod swoja tezę a ignorują większość dowodów i danych jej zaprzeczających. Przykładowo jeszcze kilka lat temu "modne" w internecie było twierdzenie, że globalne ocieplenie się zatrzymało, gdyż od 13tu lat nie widać w nich było wzrostu temperatur. (Potem kilka lat było rekordowo ciepłych, ale co tam...). Sztuczka polegała na tym, że denialiści wybierali sobie okres między silnym El Nino 1998 a La Nina. El Nino jest zjawiskiem zawsze podbijającym globalne temperatury a La Nina je obniża. Wystarczyło więc zignorować lata przed El Nino i po La Nina, by wykazać trend ochłodzenia. Późniejsze lata już temu przeczyły, ale co to dla denialistów. Dla klimatologa zabawne w tym wszystkim, w tej całej zabawie jest to, że temperatura jest "tylko" jednym z przejawów rozchwiania systemu. To, co liczy się dużo bardziej to energia cieplna i jej zmiany. To nie jest do końca tożsame ze zmianami temperatury. System klimatyczny Ziemi gromadzi energię nieustannie odkąd zaczęliśmy emitować gazy cieplarniane a w tym samy czasie przejściowo występują nawet krótkotrwałe ochłodzenia. Wróć, piszę nieprecyzyjnie. Jeśli w 2010 ociepliło się o 0,2C, a w 2011 ochłodziło o 0,1C, to przecież mimo ochłodzenia w 2011 ogólnie ociepliło się o 0,1C. Właśnie o to chodzi - krótkotrwałe spadki to tylko "ząbki" na wieloletniej lini trendu. Tylko ok. 5% gromadzonej energii "przemienia się" na wzrost temperatury. Większość pochłania proces topnienia lodu (potrzeba na to bardzo dużo energii) czy też pochłaniają wody oceaniczne. W latach La Nina ocean więcej energii cieplnej pochłania, niż emituje - dlatego wtedy jest wpływ ochłodzeniowy. Energia ta jednak nie znika - uwalniana jest w części w latach El Nino i wtedy robi się cieplej (precyzyjniej: cieplej, niż wynikałoby to z lini trendu). W części trafia do głębin oceanicznych, które - wiemy to z 4000 sond argo - bardzo intensywnie się ocieplają.

    Obecny rok jest pełny rekordów temperatur. Wiele obserwacji świadczy o tym, że globalne ocieplenie przyśpiesza a wydarzenia takie jak erupcja wulkanu Tonga dodatkowo to nakręca. Jest już niemal pewne, że nie uda się zatrzymać ocieplenia poniżej 1,5C - czyli pierwszego progu bezpieczeństwa. Ziemi, w perspektywie tysięcy lat, nic się nie stanie. Te progi wyznaczone sa dla nas - dla naszej cywilizacji. Przy ociepleniu o 1,5C naukowcy przewidują np. rozpoczęcie przeobrażania się lasów deszczowych amazonki w step. Być może było to zbyt optymistyczne: ogromne susze w amazonii wystąpiły w 2005, 2010 roku i ogromna susza występuje obecnie.


    https://smoglab.pl/el-nino-poteguje-susze-w-amazonii-nigdy-nie-widzialam-czegos-takiego/

    https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/para-wodna-klimatyczny-dopalacz-379/


    Nie znamy wszystkich czynników, które mają wpływ na klimat. Tych, które znamy jest kilkadziesiąt.

    Wszystkich może i nie znamy, jednak wielokrotnie Ci już pisałem, że te które znamy odpowiadają za 99,9999% geologicznych zmian klimatu. Kilka z nich jest wiodących w całej historii ziemi, niektóre występują częściej w pewnych epokach geologicznych, wpływ wielu można wykluczyć z uwagi na przeciwny kierunek wobec obserwowanych zmian a część z uwagi na skalę trwania - co najmniej dziesiątki tysięcy lat. Takich, które odgrywają rolę w naszej, ludzkiej skali czasowej (dziesiątki tysięcy lat) jest kilka a takich, których kierunek jest zgodny z obserwacjami... jeden.

    https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/czy-i-dlaczego-klimat-ziemi-sie-zmienia-4/



    W większości przypadków nie wiemy jak te znane czynniki będą się zachowywać w przyszłości.

    Wcale nie musimy. Postępując jak detektywi podczas śledztwa klimatolodzy stopniowo, przez dekady wykluczali "podejrzanych" i zbierali dowody na faktycznego "sprawcę" Różne czynniki klimatyczne można wykluczyć choćby z uwagi na:
  • skalę czasowa ich działania,
  • obecny obserwowany przebieg
  • "odciski palców".

Na przykład, gdyby to Słońce odpowiadało za obecne zmiany, to ocieplenie "szło by" od górnych warstw atmosfery do dolnych. Jest odwrotnie, więc np. Słońce - na tej i wielu innych - podstawie można wykluczyć.Przypomnę tu też po raz kolejny, że przez ostatnie dekady aktywność Słoneczna malała. Oczywiście trudno jest prognozować, jak Słońce będzie się zachowywać w skali następnych dekad i stuleci. Skoro jednak jego malejąca aktywność nie zahamowała ocieplenia (mogła je jednak nieco spowolnić), to oczywiste jest, że wzrost aktywności Słonecznej ocieplenie przyśpieszy. Pytanie nie czy, tylko kiedy aktywność naszej gwiazdy zacznie rosnąć i kiedy spotęguje nasz wpływ na klimat.

W skali dekadowej zmiany klimatu powodują np. wybuchy wulkanów. Tu również nie potrafimy przewidywać kiedy nastąpią erupcje i jaka będzie ich siła. Jednak znowu, od 1900 roku do teraz mieliśmy wiele erupcji, w tym co najmniej kilka dość silnych (Pinatubo 1992, Tonga 2022). Nie miały one zauważalnego wpływu na trend ocieplenia czy ochłodzenia w skali globalnej. Nawet ich wpływ kontynentalny jest wątpliwy. Z uwagi na powyższe, choć wpływ jest praktycznie niezauważalny, to by prognozy były jeszcze precyzyjniejsze przygotowuje się symulacje zmian klimatu z losowo "wbudowanymi" erupcjami wulkanicznymi na podstawie ich historycznego przebiegu. Co to daje? Nie możemy dokładnie przewidzieć kiedy nvstapi bardzo duża erupcja wulkaniczna. Jednak z uwagi, że chcemy wiedzieć, jak będzie ewoluował klimat w perspektywie do 2100 r. i dalej, to nie robi nam większej różnicy, czy erupcja będzie miała miejsce w 2040 czy w 2060. Wiemy, że wpływ takich erupcji na klimat jest ograniczony do kilku lat. No, Tonga pokazał, że możliwy jest inny rodzvj wpływu. Jednak Tonga jest bardzo rzadkim wyjatkiem. Stad warto do modeli wprowvdzać losowo ystępujace erupcje według wzorców historycznych. Tu krótka uwvga: nie jest prawda, że modele klimatyczne się nie sprawdzaja. Sa one testowvne wstecznie - by mogły być używane do wykonywania prognoz sprawdza się, jak sobie radza z prognozowaniem przeszłości (czyli np. uruchamia się program na roku 1880 i sprawdza się, jak jego prognozy do 1980 za zgodne z danymi pomiarowymi). To, że w opini publicznej panuje przekonanie o mylności modeli klimatycznych wynika z niezrozumienia samej idei modelowvnia, czym wykazuje się również logiczny. Jest przecież oczywiste, że nie wiemy i nie możemy wiedzieć, jak będzie wygladać przyszła emisja dwutlenku węgla. Sporzadza się więc tzw. scenariusze: poczawszy od najbardziej optymistycznego (szybka i intensywna redukcja emisji, nierealna niestety obecnie) po najgorsze, czyli wykorzystanie wszystkich ekonomicznie i technologicznie obecnie dostępnych nam paliw kopalnych. Różnice pomiędzy scenariuszem super optymistycznym (wzrost temp. o 1C do 2100 r) a najgorszym (wzrost nawet o 8C do 2100 r. i dalszy wzrost później) sa oczywiście ogromne, ale dzięki nim wiemy przynajmniej, czego możemy się spodziewać. Poza tym z każdym kolejnym rokiem zmieniaja się realia, więc symulacje z 2010 r. będa się nieco różnić od tych z 2020 roku. Obecnie idziemy scenariuszem nieco tylko lepszym od najgorszego możliwego - udvje się nam nieco ograniczyć udział paliw kopalnych w energetyce. Spodziewamy się więc wzrostu temperatur o 2 - 4C. Niestety, to jednak nie wszystko. Nasza wiedzv z każdym rokiem się zwiększa, ale nadal nie mamy wiedzy, jakie, kiedy i jak silne będa tzw. klimatyczne sprzężenia zwrotne zwiazane z ociepleniem. Wiele takich sprzężeń uwzględniaja już modele, jednak wiele jest niewiadomych - i tu Logiczny ma nawet nieco racji. Dla niego jest to przykład, że klimatolodzy się myla, co jest bzdura. Sprzężenia zwrotne moga nieco hamować ocieplenie, ale też moga je znacznie wzmocnić. Co z tego, że tej przyczyny zamiast np. 3C do 2100 r. ocieplić się może "tylko" o 2C? Ojejku, modele sa do dupy! Nie. To nadal będzie znaczace, gwałtowne i zvgrvzajace naszej cywilizacji ocieplenie. Takich zmian klimatu było w geologii od cholery - jednak w 99% przypadków trwały tysiace lat. Ten 1% zmian szybszych powodował wielkie wymierania...

Możliwe jest także, że klimatyczne sprzężenia zwrotne "rozbuchvja" ocieplenie do 10 i więcej stopni do 2100 roku i to nvwet w obecnie realizowanym scenariuszu spalania paliw kopalnych. Takich ryzyk jest wiele i nielogiczne jest ich ignorowanie. nawet, jeśli prawdopodobieństwo jest poniżej 1%, to i tak powinniśmy być na to przygotowani. Przykładem takiego ryzyka sa znajdujace się na dnie oceanu arktycznego i w głębinvch morskich tzw. hydraty metanu. Sa one stabilne w zimnej wodzie i/lub(!) pod wysokim ciśnieniem. Raczej więc głębokomorskie pokłady hydratu metanu sa bezpieczne - ale te płytkomorskie, w arktyce, przy ocieplajacej się wodzie morskiej już nie. Nie wiemy, dokładnie, jak bardzo musza ogrzać się wody arktyki, by zdestabilizować te pokłady. Wiemy jednak, że arktyka intensywnie i szybko się ociepla. Ryzyko jest więc realne. Metan jest silniejszym gazem cieplarnianym niż Co2, ale, na szczęście, jest go o rzedy wielkosci mniej. Jednak pokłady hydratów metanu sa ogromne i uwolnienie nawet części z nich ma potencjał na podniesienie globalnej temperatury o kilka stopni C w krótkim czasie. Byłaby to katastrofa dla naszej cywilizacji.

Wielka niewiadoma jest też kwiestia wiecznej zmarzliny, gromadzacej potężne ilości organicznego węgla. Do niedawna używano terminu wiecznej zmarzliny. Obecnie częściej mówi się o wieloletniej zmarzlinie. Z prostego powodu - obserwuje się jej gwałtowne topnienie na Syberii, alasce czy też w Kanadzie. Topnienie wieloletniej zmarzliny uwalnia zgromadzony w niej węgiel - dodatkowo podkręcajac efekt cieplarniany. Symulowanie tempa topnienia zmarzliny i dokładnych ilości uwalnianego węgla jest (chyba) praktycznie niemożliwe. Nie wiemy więc, czy do 2100 r uwolni się powiedzmy 10GtC czy 100GtC a to z kolei ma wpływ na prognozy ocieplenia. Jednak to, że tego nie wiemy w żadnym wypadku nie oznacza, że możemy ignorować to (i wiele innych) ryzyko.

Kolejnym przykładem klimatycznego sprzężenia zwrotnego sa chmury. Generalnie im cieplej, tym więcej pary wodnej i więcej chmur. Proste? Bynajmniej. Tworzenie się chmur może ulec zwiększeniu w jednym obszarze świvta a zmniejszeniu w innej (choćby przez zmiany w strefach klimatycznych). Zwiększyć się może udział chmur cirrus a zmniejszyć stratus. Lub odwrotnie. Dodatkowo wpływ chmur wcale nie jest jednoznaczny: w dzień ochładzaja, ale w nocy ocieplaja klimat poprzez ograniczenie ucieczki ciepła (pochmurne noce sa zwykle cieplejsze od pogodnych). To wszystko jest sporym polem niewiadomych klimatycznych. niemniej jednak wiele dekad badań, observcji, symulacji, weryfikacji symulacji za pomoca obserwcacji, pozwoliły ustalić, że nieznacznie przeważa wpływ ociepleniowy tego sprzężenia zwrotnego. To zła wiadomość dla nas.

Gdy w arktyce robi się cieplej, topnieje tamtejszy lód morski i lodowce. Lód ma wysokie albedo a więc odbija większość promieniowania Słonecznego. Gdy lód znika uwalnia się powierzchnia ziemii o wody, które maja niskie albedo - pochłaniaja promieniowanie słoneczne. Tym samym robi się jeszcze cieplej, więc lód intensywniej topnieje. Spirala wzmacniajacych się zmian, które uruchomić może względnie słaby impuls...

Przypomnę tu tylko, że obecnie notujemy rekordowo niska powierzchnie lodu pływajacego antarktyki i bardzo niska powierzchnie paku lodowego arktyki. Intensywnie topia się lodowce, np. lodowce szwajcarskie, tylko w ciagu zaledwie ostatnich dwóch lat, straciły ok. 10% objętości lodu...

W skali setek lat zmiany klimatu powodują np. długotrwałe zmiany aktywności Słońca. Przez ostatnie dekady moc Słońca malała i nadal maleje a mimo to się ociepla. W tej grupie czynników umieściłbym też okresy wzmożonej aktywności (wielu) wulkanów. Nic takiego się nie obserwuje. W końcu moc Słońca zacznie rosnąc - co z pewnościa spotęguje ocieplenie. Tu też można dodać zmiany koncentracji gazów cieplarnianych (obserwowane) czy zmiany przebiegu pradów morskich (nieobserwowane).

W skali tysięcy lat za zmiany klimatu opowiada np. zmiana parametrów obity ziemi względem Słońca. Obecnie powinna prowvdzić do (bardzo powolnego) ochłodzenia.Tu można umieścić też IMO zmiany cyrkulacji wód oceanicznych (nie to samo, co zmiana pradów morskich, nieobserwowane), zmiany albedo powierzchni spowodowane rozwojem rolnictwa i przemysłu od rewolucji rolniczej, wypalanie lasów (uwalnianie co2 przez tysiace lat).

W skali setek tysięcy lat: np. wietrzenie chemiczne skał węglanowych,

W skali milionów lat: orogenezy (ruchy górotwórcze), wędrówki kontynentów, ewolucja Słońca (jego moc rośnie o ok. 10% co każdy miliard lat - stad na przykład miliardy lat temu trzeba było wyższych stężeń dwutlenku węgla do uzyskania wzrostu temperatury.

Jest oczywiście tych czynników więcej, choćby uderzenia meteorytów (porównywalne do bardzo silnych erupcji wulkanicznych), epizody wielkich pękań tam lodowcowych (zimne i słodkie wody z ogromnych polodowcowych jezior zastoiskowych dostvja się do oceanu i zaburzaja cyrkulację termohalinowa rozprowadzajaca ciepło po globie).Jednak z pewnościa można je wykluczyć z OBECNEJ zmiany klimatu. Wykluczyć można też przytoczone przez Logicznego trzęsienia ziemi (wiele w ciagu nawet roku, kilka silnych w każdej dekadzie), czy też przebiegunowanie.





















































Z cała pewności wykluczyć można wpływ promieniowania kosmicznego na klimat ziemii. Wiem, że jest to jedna z ulubionych hipotez (nawet nie teorii!) denialistów. Nie ma jednak najmniejszych dowodów na jej prawdziwość.

Większość z nich ma dynamikę nieliniową, a niektóre mają charakter losowy i nie wiemy nawet czy wystąpią, kiedy i z jaką siłą, np. wulkany (szczególnie podwodne), trzęsienia Ziemi, przebiegunowanie Ziemi, itp.

Nie, nieprawda. Możemy skutecznie przewidywać kierunek wielu czynników. Sa oczywiście i takie, których przewidywać się nie da. Jednak, jak napisałem wyżej, czynniki te zachodziły przecież wielokrotnie w przeszłości, nie wpływajac jednak na ogólny trend ocieplenia.

Klimat z matematycznego punktu widzenia jest typowym układem wielu zmiennych z dynamiką nieliniową. W takich układach niewielka zmiana jednej wielkości może doprowadzić do wielkiej zmiany stanu  całego układu.

Po pierwsze: najwyraźniej mylisz klimat z pogoda. W przypadku pogody jest prawda powyzsze: układ wielu zmiennych nie pozwala na długoterminowe prognozowanie zmian (powyżej 10ciu dni to już praktycznie loteria). Jednak z klimatem jest inaczej, klimat to UŚREDNIONY układ wielu zmiennych. Łatwiej prognozować zmianę klimaatu za sto lat, niż zmiane pogody za kilkanaście dni.

Po drugie: cytuję: "W takich układach niewielka zmiana jednej wielkości może doprowadzić do wielkiej zmiany stanu  całego układu."Nie widzisz tu sprzeczności z własnymi pogladami?Skoro klimat jest tak wrażliwy na drobne zmiany, to chyba logiczne, że emisja ogromnych ilości dwutlenku węgla przez ponad dwieście lat może go wybić ze stanu równowagi?

Po trzecie: chaos nie zawsze oznacza nieprzewidywalności. W dalszej części tekstu sam wspominasz o atraktorach.

 Z wiki: "Atraktor – stan układu dynamicznego, do którego w miarę upływu czasu dąży ten układ[1]. Atraktor jest pojęciem pokrewnym punktu stałego dla funkcji. Atraktorem może być np. punkt, zamknięta krzywa (cykl graniczny), czy fraktal (dziwny atraktor)[2]. Atraktor jest jednym z podstawowych pojęć używanych w teorii chaosu. "

Stanu takiego układu w dowolnej chwili nie da się dokładnie obliczyć (trudno jest nawet napisać układ odpowiednich równań różniczkowych, nie mówiąc o jego rozwiązaniu), a jego zachowanie w funkcji czasu jest nieprzewidywalne.

W dowolnej chwili - nie. Ogólny trend - tak. Przykład z sieci, nie mój: gdy do pokoju wleci ćma i zacznie latać wokół żarówki nie da się przewidzieć jej dokładnego położonia w czasie i przestrzeni. Możemy jednak z powodzeniem przewidzieć jej uśrednione położenie dla danych okresów czasu.

Polecam: https://www.igf.fuw.edu.pl/m/documents/0a/08/0a08f22e-def1-41ed-89fd-7df1d49d1658/klimat20.pdf

W 1963r. Edward Lorenz udowodnił, że zachowanie układu trzech zmiennych nieliniowych jest nieprzewidywalne (pojawia się atraktor),a klimat jest układem kilkudziesięciu zmiennych nieliniowych.

Hm, chyba nie do końca rozumiesz pojęcie atraktora.

Poza tym Lorenz badał możliwość prognozowania klimatu i cóż, jego własne prace wydają się przeczyć tezom Logicznego:

https://scholar.google.com/scholar_lookup?journal=Tellus&title=The+predictability+of+a+flow+which+possesses+many+scales+of+motion&author=E.+N.+Lorenz&volume=21&publication_year=1969&pages=19&

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3270390/

Proszę o przeczytanie powyższych linków zainteresowanych prawda znajacych angielski. Logiczny mi kiedyś napisał, bym nie podsyłał mu nic w tym języku, gdyż go nie zna.

Sama dynamika procesów atmosferycznych jest nieprzewidywalna, podobnie jak dynamika prądów oceanicznych, nie wspominając o reszcie czynników klimatotwórczych. Nie da się więc przewidzieć nawet kierunku zmian klimatu (ocieplenie, ochłodzenie), nie mówiąc już o wielkości tego ocieplenia/ochłodzenia, jego zasięgu, czasu trwania i wpływu na cywilizację ludzką.

Na szczęście to tylko Twoje twierdzenie. Nauka mówi tu jasno: klimat to głównie procesy fizyczne. Jednym z ważniejszych jest prvwo zachowania energii: jeżeli zwiększamy izolację termiczna planety to ilość energii i tym samym jej temperatura MUSI wzrosnąć.

W jaki zatem sposób „spece” z IPCC prognozują zachowanie się klimatu w przyszłości? Chciałbym zobaczyć te ich wyliczenia, a przede wszystkim założenia przyjęte do wyliczeń, źródła tych założeń, metodologię pomiarów i rachunek błędów. Jeżeli ktoś wie jak w miarę precyzyjnie prognozować zmiany klimatu np. w zależności od aktywności wulkanicznej (szczególnie podwodnej), albo w zależności od magnetyzmu Ziemi, albo od ciepła wnętrza Ziemi, albo od promieniowania kosmicznego, to chętnie poczytam.

Wielokrotnie podsyłałem Ci w notkach i komentach odpowiednie źródła. Sam napisałeś, żeby nie podsyłać ci nic po angielsku. Cóż, stety niestety jest to międzynarodowy język nauki i większość źródeł jest w tym języku. Powyżej podałem jednak sporo cennych źródeł. Poza tym obecnie wszystko jest dostępne w sieci: i raporty IPCC (w tym źródła danych, kody źródłowe modeli komputerowych, bibliografia prac naukowych, lista naukowców, prognozy sprzed dekad...) i prace Lorenza, i najnowsze prace analizujace teorię chaosu... Wystarczy chcieć poszukać. Ze po angielsku? Cóż...

Przykładowo dostępne da prognozy ocieplenia jednego z czołowych klimatologów Jamesa Hansena. Dostępne sv też przewidywania sceptyków, w tym Twoich ulubieńców: Lindzena, czy Evsterbrooka. Zgadniesz czyje prognozy się sprawdziły a które nie?

threeme-ww
O mnie threeme-ww

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości