Gdy cały kraj głowi się co to będzie z ZUSem, a wicepremier Pawlak mówi, że nie liczy na ZUS (za co, choć mówiąc prawdę został ostro skrytykowany) pewni ludzie wymyślili lekarstwo na ZUS. Nie są to ani amerykańscy naukowcy, ani radzieccy uczeni, ani nawet europejscy biurokraci. Są to dziennikarze Superstacji. Odkryli oni, że przeznaczając miesięcznie na piwo to co dajemy ZUSowi, to na emeryturze za same butelki odzyskamy ok. 12 zł miesięcznie więcej. Wielki plus za kreatywność, mały minus za obliczenia. Otóż na ZUS płacimy miesięcznie 700 zł. Uzyskamy wówczas emeryturę 550zł. Oni przyjęli 2,49 zł za cenę piwa i 0,20 zł jako cenę butelki. Ja idę bardziej radykalnie i taniej. Piwo po 1,85 zł, a butelka po 0,35 zł, bo i z takimi cenami się spotkałem. Otóż za 700 zł miesięcznie mamy ok. 378 butelek piwa. Po 40 latach, czyli tylu ile płacimy na ZUS otrzymamy 181622 butelki po piwie, utrzymując, że samo piwo wypijemy. Na emeryturze każdy żyje średnio 5 lat, czyli co miesiąc musielibyśmy sprzedawać 3027 butelek co daje nam kwotę 1059, 46 zł. Jest to o 509, 46 zł więcej niż „jałmużna” od ZUSu.
Pijmy piwo, nie płaćmy ZUSu, tak wychodzi korzystniej.
