Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski
3125
BLOG

Sąd pod presją

Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski Polityka Obserwuj notkę 8

Nie powinno się zdarzyć, aby dziennikarz dowiedział się o tym, jaki będzie wyrok kilka dni przed jego ogłoszeniem. Podobnie nie powinno nigdy dojść do sytuacji, by prokurator Prokuratury Apelacyjnej podczas prywatnej rozmowy w gabinecie domagał od sędziego skazania oskarżonego.

 
W Sądzie Okręgowym w Katowicach do niedawna toczył się proces, w którym Krzysztof Porowski był oskarżony o to, że według prokuratury przywłaszczył ponad dwa miliony złotych z firmy, w której był zatrudniony. Kilka dni temu dowiedziałem się z dwóch różnych źródeł (jedno związane ze służbami, drugie – z prokuraturą) o tym, że biznesmen zostanie skazany w jednym z procesów „odpryskowych” afery korupcyjnej. Moi rozmówcy podali nawet wysokość wyroku i niektóre szczegóły jego uzasadnienia. Faktycznie. Wyrok, jak zapadł był identyczny z informacjami przekazanymi wcześniej przez moje źródła.
 
Wersja wydarzeń przestawiona przez jednego z informatorów była tak sensacyjna, że aż nieprawdopodobna.
- Prokurator „zmiękczał” sędzię, aby wydała wyrok skazujący Porowskiego. Nie powiedział tego wprost, ale z jego argumentacji wynikało, że w ten sposób uniemożliwione zostanie uzyskanie przez biznesmena kilkudziesięciomilionowego odszkodowania za ponad 2,5 roku w areszcie. Fiasko roszczeń Porowskiego ochroni też przez odpowiedzialnością finansową byłych funkcjonariuszy UOP i prokuratorów zaangażowanych w jego sprawę – wyjaśnia mój rozmówca. Na taśmach z monitoringu sądu widać prokuratora, który wchodzi do sędziowskiego pokoju. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że rozmowa w gabinecie została nagrana.
 
Fakt spotkania rozmowy prokuratora, nie zaangażowanego w śledztwo i proces Porowskiego, z sędzią oraz wysokość wyroku, na wydanie którego ten śledczy nalegał, potwierdził również były oficer UOP. Prowadził ponad dekadę temu czynności operacyjne w sprawie biznesmena.
– Prześwietlaliśmy wtedy Porowskiego na wszystkie strony, starając się znaleźć cokolwiek, jakiś punkt zaczepienia. Mój szef żądał wyników - jakichkolwiek. No to robiliśmy „wyniki” – stwierdza. – Z kart sprawy Krzysztofa Porowskiego, prowadzonej wcześniej w sosnowieckiej prokuraturze usunęliśmy prawie trzydzieści kart, które udowadniały jego niewinność w jednym z wątków gospodarczych – dodaje.
 
Zaskoczenia nie ukrywa sędzia Jacek Krawczyk, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Katowicach. Pytania moje były konkretne:
„Z dwóch wiarygodnych źródeł otrzymałem informację, że odbyło się spotkanie prokuratora […] z sędzią Moniką Postawą-Gwóźdź. Prokurator […] najpierw sugerował, a potem naciskał i uzgadniał szczegóły wyroków w procesach K. Porowskiego. Czy taka praktyka jest czymś normalnym? Czy sędzia powinna o takim spotkaniu powiadomić swoich przełożonych? Czy powiadomiła i sporządziła z tego notatkę służbową?”
 
- Nie dysponuję żadnymi informacjami potwierdzającymi opisaną przez Pana sytuację. Pismo Pana przesyłam do wiadomości Prezesowi Sądu Okręgowego w Katowicach – stwierdził rzecznik.
 
Podczas tego procesu (to wątek wyłączony z „dużej” sprawy Porowskiego i kilkorga innych oskarżonych o korupcję, który odbywał się przed sądem w Krakowie) dochodziło już do zaskakujących zwrotów akcji.
Najpierw sędzia Monika Postawa-Gwóźdź chciała się wyłączyć z orzekania w tej sprawie. Wniosek złożony w 2010 r. uzasadniała tym, że orzeka już w innej, równoległej sprawie Porowskiego. Ponadto wyznała, że „zarzucone czyny wynikają z określonych układów, zależności osobowej i prowadzonej działalności przestępczej przez osoby reprezentujące spółkę”. Tym samym jeszcze przed rozpoczęciem procesu i wydaniem wyroku zdaniem obrońcy biznesmena przesądziła o winie zasiadających na ławie oskarżonych. Nie wzięła pod uwagę, że krakowskie sądy (rejonowy, a potem okręgowy - podczas apelacji) uniewinnił wszystkich oskarżonych, w tym K. Porowskiego, a prowadzony przez nią proces jest „odpryskiem” tejże.
 
Niedawno podczas przeglądania akt swojej sprawy K. Porowski i jego obrońca znaleźli w nich plik dokumentów. Były to oryginały przelewów dużych kwot podpisane przez prokurentkę spółki. To jest także dowód na to, że pieniądze spółki nie były wyprowadzane przez Porowskiego (przypomnę - pracownika, który nie miał uprawnień do wystawiania przelewów). W protokołach rozpraw i uzasadnieniu wyroku nie ma żadnej wzmianki, że takie dokumenty istnieją i sąd wziął je po uwagę. Dokładni obserwatorzy akt zauważyli również zmianę numeracji stron akt, która miała ukryć brak usuniętych ponad 13 lat temu dokumentów korzystnych dla Porowskiego.
 
Sędzia wykazała się również – delikatnie mówiąc - nadgorliwością, bo w dniu wydania wyroku skazującego (nieprawomocnie) biznesmena powiadomiła o tym Sąd Okręgowy w Krakowie. Tam toczy się proces Krzysztofa Porowskiego o odszkodowanie za niesłuszne aresztowanie. Sędziowie i adwokaci, z którymi rozmawiałem nie zetknęli się z takim przypadkiem powiadamiania innego sądu.
 
Za co odszkodowanie?
 
Od roku przed krakowskim Sądem Okręgowym trwa proces o rekordowe 26 mln zł odszkodowania i zadośćuczynienia, jakich od Skarbu Państwa domaga się śląski biznesmen Krzysztof Porowski - oskarżony o udział w tzw. śląskiej aferze korupcyjnej, a potem uniewinniony. Roszczenie dotyczy blisko 20 mln zł odszkodowania za straty poniesione w wyniku 2,5-letniego aresztowania oraz trwającego blisko siedem lat procesu. Krzysztof Porowski argumentuje swoje racje utraconymi zarobkami oraz wstrzymanymi, choć opłaconymi, inwestycjami budowlanymi. Kolejne 6 mln zł to zadośćuczynienie za krzywdę i straty moralne. Razem z odsetkami daje to ponad 40 mln złotych.
 
Krzysztof Porowski podczas jednej z rozpraw o odszkodowanie zeznawał przed sądem o szykanach, jakich doznał od chwili zatrzymania. - Dokonano napadu na moją rezydencję. Zostałem zatrzymany na podstawie legitymacji UOP; funkcjonariusze w kominiarkach powalili nas na ziemię i trzymali broń przy głowach, nawet opiekunce i mojemu małemu dziecku - mówił Porowski. Twierdzi był szykanowany za to, że nie chciał obciążać wskazywanych mu osób, a odbywało się to m.in. przez 2-letni brak widzeń z najbliższymi, przewożenie do kolejnych aresztów, odmawianie dostępu do leczenia (w celi siedział razem z zakaźnie chorymi, psychopatami i dewiantami) oraz izolowanie od obrońców. – Kartki na Boże Narodzenie narysowane przez moją kilkuletnią córkę prokurator pozwalał mi wręczać na Wielkanoc – dodaje.
 
Dmuchanie afery
 
Porowskiego zatrzymali funkcjonariusze katowickiej delegatury Urzędu Ochrony Państwa w jego domu w Międzybrodziu Żywieckim. Akt oskarżenia w tej sprawie powstał w 2002 r. po śledztwie przeprowadzonym przez prokuraturę w Gdańsku. Zarzuty postawiono ośmiu osobom. Porowski odpowiadał m.in. za korumpowanie urzędników państwowych i wyłudzenie od ZUS w latach 1992-1999 prawie 7 mln zł zasiłków chorobowych i świadczeń rehabilitacyjnych.
 
Jednym ze współoskarżonych był eks-wiceprezes Sądu Okręgowego w Katowicach Andrzej H. Miał on otrzymać od Porowskiego 100 tys. dolarów łapówki. W zamian miał nakłaniać komornika do sprzedaży dużej liczby samochodów firmie Porowskiego i wydania aut przed zapłaceniem za nie. Przed sądem odpowiadali także jeden ze śląskich komorników oraz koledzy Porowskiego, którzy zdaniem prokuratury uczestniczyli w jego przestępczej działalności.
 
Proces w tej sprawie rozpoczął się przed krakowskim sądem w listopadzie 2002 roku. Porowski stwierdził, że proces jest spreparowany przez służby specjalne, które inspirowały świadków i kontrole skarbowe przeciwko niemu. Powoływał się na akcję „Temida” przeprowadzaną przez katowicki Urząd Ochrony Państwa, która miała na celu werbunek i inwigilację śląskich środowisk sędziowskich oraz prokuratorskich. W tej operacji Porowski jako obiekt inwigilacji służb (figurant) nosił kryptonim „Trojan”.
 
Sąd uznał, że prokuratura nie przedstawiła dowodów jednoznacznie potwierdzających stawiane im zarzuty, a w niektórych przypadkach postawiła zarzuty bez dowodów lub nawet wbrew nim. Samo postępowanie śledczych zostało określone „specyficznym” i pełnym manipulacji służb specjalnych. Były też w nim - stwierdził sąd - rzeczy zadziwiające, których nie udało się wyjaśnić do końca. Powołał się na podawane w toku postępowania przez prokuraturę zarzuty, które nigdy nie zostały postawione; na sposób zatrzymania Krzysztofa Porowskiego jesienią 2000 r., dokonany wbrew wiedzy, a nawet woli prokuratury. Sąd przywołał także niewyjaśnioną i sprzeczną z procedurą rozmowę zatrzymanego biznesmena z wiceszefem UOP, z której nagranie nie zachowało się.
 
Podczas tej rozmowy Porowskiego próbowano w amatorski sposób zwerbować i nakłonić do złożenia zeznań obciążających m.in. posłów SLD. Wyrok w tej sprawie zapadł w kwietniu 2009 roku. Krakowski sąd uniewinnił wszystkich oskarżonych. Tyle historii, która jednak zahacza o wydarzenia sprzed kilku dni.
 

szymborski[at]gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka