trescharchi trescharchi
1730
BLOG

Prezydent na gali Faktu.

trescharchi trescharchi Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 66

Przysłowiowa goła baba na ostatniej stronie - często w niewybrednych słowach komentująca poczynania polityków. Może nawet kiedyś jakaś roznegliżowana niewiasta szepnęła w "dymku" jakieś ponętne, a wymyślone przez znudzonego reportera dyżurnego hasełko o tym co chciałaby zrobić z "Bronkiem". Wieloryb w Wiśle. Kosmici podający rolnikowi numery totolotka. Nieszczęśnik pozbawiony snu z racji trzymania kredensu. Człowiek pobity przez matkę kiełbasą krakowską. Koniec świata ogłaszany z podziwu godną regularnością. Śmierć głodowa wieszczona polskim emerytom co drugi dzień. "Fakt" w pigułce.

Oczywiście na gali było inaczej. Była powaga, były garnitury, był pan prezydent (już nie "Bronek"), były znane postaci świata polityki, biznesu czy sportu. Padały piękne słowa, których czytelnik "Faktu" na codzień nie przeczyta - są zbyt skomplikowane, za długie, nie ma do nich żadnych obrazków. Każda osoba która pojawiła się na gali tabloidu legitymizowała go. Niestety. Legitymizowała gazetę jątrzącą, goniącą za najtańszą i najbardziej prymitywną sensacją. Gazetę, która niedawno posunęła się do grania na śmierci dziecka, by w całkowicie zmyślonym artykule oskarżyć księdza z Tychów o brak zgody na mszę pogrzebową dla malucha.

Rozumiem celebrytów wszelkiej maści - oni z tabloidami żyć muszą dobrze, inaczej zostaną przezeń zniszczeni, bowiem z dziennikarzami taplającymi się w bruku nikt jeszcze nie wygrał. Każde kłamstwo, choćby potem zdementowane na wyraźne żądanie sądu, i tak się do pomówionej osoby przyczepi. Najlepiej więc dogadzać i rozpieszczać brukowce - uśmiechać się często, dawać się fotografować, umawiać na "ustawki" i tak dalej.

Inaczej z politykami. Tak jak nie pojmowałem, dlaczego Donald Tusk jako premier bawi się w redaktorowanie "Faktowi" przez jeden dzień - gazecie, która notorycznie wymyśla jego ministrom od darmozjadów, polując z aparatem fotograficznym na tych spośród nich, którzy w godzinach pracy bywają "na mieście" - tak teraz nie pojmuję udziału prezydenta Rzeczypospolitej na gali "Faktu". Tak jak pisałem wyżej, jest to swojego rodzaju legitymizacja tego, co się w "Fakcie" wypisuje. Wszystkich kłamstw, bzdur i najzwyklejszego robienia wody z mózgu czytelnikom, zwłaszcza tym starszym.

Nie wiem kto doradził prezydentowi udział w gali. Zakładam, że można było uprzejmie odmówić zaproszenia, ewentualnie posłać jakiegoś urzędnika z kancelarii. Ale znając procedury panujące w tejże kancelarii wiem, że przy każdym otrzymanym zaproszeniu robi się gruntowne rozeznanie - kto zaprasza, kim jest, czy głowa państwa powinna się na takim wydarzeniu pojawić. Tutaj albo tego researchu nie zrobiono, albo - co gorsza - zrobiono i mimo całej masy minusów na kartce i tak zdecydowano, by prezydent udział w gali wziął.

Państwo politycy, zwłaszcza ci z najwyższego szczebla - trzymajcie się z dala od tabloidów. Naprawdę nie warto. Dziś poklepują was po plecach, wręczają nagrody, za miesiąc zmieszają z błotem, że skazujecie tysiące ludzi w Polsce na śmierć z głodu/chorób/czegoś tam jeszcze. A przy okazji nie omieszkają się pochwalić, że wpływy ich sięgają tak daleko, iż na galach sam prezydent się pojawia.

Nie warto.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka