Barack Obama orędownikiem pokoju. Podobnie jak Yaser Arafat, też wywodzący się z Afryki.
Trudno nawet komentować zidiocenie lewicowych i skrajnie polityczno poprawnych jurorów Komitetu Noblowskiego.
Osłabiając USA Barack Husejn Obama raczej przyczynia się do wzrostu tendencji imperialnych w Rosji, pozwalając działać "suwerennemu Izraelowi" mimowolnie rozpętuje wojnę z Iranem, poza tym prowadzi cały czas wojnę z Talibami w Afganistanie, co na pewno walką o pokój nie jest.
Coraz bardziej zgadzam się z Januszem Korwinem-Mikke, który dowodzi, że cała ta lewicowo- socjalistyczna zgraja to brakujące ogniwo między bezmyślną małpą a homo sapiens sapiens.