Nie zamierzam oceniać gen. Ścibora-Rylskiego, jako żołnierza i powstańca – niech zrobią to historycy, którzy potrafią obiektywnie opisać fakty. Choć intryguje mnie jego generalska nominacja nadana z rąk Aleksandra Kwaśniewskiego – komunisty i postkomunisty, człowieka, którzy krzewił na polskiej ziemi przyjaźń z Sowietami – to chciałem przypomnieć coś innego. Otóż Ścibor-Rylski był gorącym przeciwnikiem pomnika ofiar UPA, który powinien stanąć na pl. Grzybowskim w Warszawie. Zdaniem generała pomnik ten „szerzyłby nienawiść”.
Tutaj się Pan Generał wpisuje w agorowy trend, który przy okazji pomnika - o jaki walczą kresowiacy by upamiętnić rzeź niewinnych rodzin wołyńskich – swego czasu żyrowany był przez min. Bronisława Geremka, który jak wiemy (dzięki Grzegorzowi Braunowi) był bohaterem tajnego szyfrogramu tow. Stanisława Cioska do Moskwy:
„Nie wierzyłem własnym uszom. Geremek oświadczył, że dalsza pokojowa koegzystencja pomiędzy "Solidarnością" w obecnej formie a socjalizmem realnym już niemożliwa. Konfrontacja siłowa nieuchronna. Wybory do rad narodowych muszą zostać przesunięte. Aparat "Solidarności" musi zostać zlikwidowany przez państwowe organy władzy. Po siłowej konfrontacji „Solidarność” mogłaby na nowo powstać, ale jako rzeczywisty związek zawodowy bez Matki Boskiej w klapie, bez programu gdańskiego, bez politycznego oblicza i bez ambicji sięgnięcia po władzę. Być może - kontynuował Geremek - tak umiarkowane siły jak Wałęsa mogłyby zostać zachowane. Po konfrontacji nowa władza państwowa mogłaby w innej sytuacji politycznej kontynuować pewne procesy demokratyzacyjne.”
Z takimi ludźmi Pan Generał ręka w rękę protestował przeciwko pomnikowi, który bestialsko pomordowanym mógłby zwrócić już tylko pamięć i cześć. Ale tego w wolnej Polsce i w Warszawie nie udało się dokonać. Najpierw nie było, co z przykrością należy powiedzieć, wstawiennictwa ze strony Lecha Kaczyńskiego (mówi o tym bez ogródek ks. Isakowicz-Zaleski); a następnie rządy przejęła Platforma Obywatelska i Pani Gronkiewicz-Waltz, która dała się poznać z błyskawicznego sprzątania zniczy po obchodach smoleńskich oraz ideowego zamordyzmu zwłaszcza na tle narodowo-patriotycznym (vide Muzeum Kuklińskiego w W-wie).
Wracając do osoby bohatera felietonu. Gen. Ścibor-Rylski ma jak widać duże „parcie na szkło i do gazet”. Jego aktywność sprowadza się w ostatnim czasie do sankcjonowania spolegliwości politycznej oraz daleko idącego permisywizmu wobec władzy i doraźnej polityki, zwłaszcza zagranicznej.
Rządowe media uaktywniają uczestnika Powstania Warszawskiego w momencie, gdy trzeba ratować skórę Premiera Tuska odpowiedzialnego co najmniej za wydarzenia po Katastrofie Smoleńskiej, kiedy dopuścił się zdrady stanu przekazując Rosjanom śledztwo i nie zabezpieczając dowodów. Teraz Tusk grozi publicystom i opozycji, że użyje służb, aby ścigać za oskarżenia o zdradę. I niestety ma w tym wielu sekundantów.
Szkoda, że gen. Ścibor-Rylski jest jednym z nich.