Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
694
BLOG

Lewicowy faszyzm

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 3
Jonah Goldberg napisał książkę pt. „Liberal Fascism: The Secret History of the American Left from Mussolini to the Politics of Meaning”, w której opisał podobieństwa między socjalliberalizmem a faszyzmem: jedni i drudzy polegają na potędze państwa, aby wprowadzić swoje polityczne fantazje w życie. Przymuszają ludzi o innych poglądach do tego, aby dostosowywali się do norm moralno-relatywnej ideologii tolerancjonizmu.
Okazuje się jednak, że socjalliberałowie promowaną przez siebie zgnilizną torują drogę dużo groźniejszym radykałom. Takim, jakich opisywał katolicki monarchista Erik von Kuehnelt-Leddihn, który uznawał komunistów, nazistów, faszystów, socjalistów, socjaldemokratów i socjalliberałów za jedną wielką rodzinę „postępowców”. Goldberg i von Kuehnelt-Leddihn skupili się na zjawiskach historycznych, głównie faszystach włoskich i niemieckich narodowych socjalistach, jak również sowieckich komunistach oraz amerykańskich socjalliberałach. Do niedawna to, co głosili brzmiało raczej egzotycznie, ale ostatni kryzys wypchnął na powierzchnię zjawiska, które potwierdzają ich obserwacje.
 
W Rosji na antyputinowskich demonstracjach widać morze czerwonych sztandarów z rozmaitymi symbolami. Maszerują pod nimi zgodnie komuniści, neonaziści i faszyści. Brunatno-czerwona koalicja objawiła się też w Europie, na przykład w Grecji. Całkiem dobrze poradziła sobie w ostatnich wyborach. Zwykle partie układu – socjalistyczna PASOK i etatystyczna Nowa Demokracja – dostają około 75 proc. głosów. Tym razem neonaziści z Nowej Jutrzenki zdobyli 6–7,5 proc. głosów, a Koalicja Radykalnej Lewicy – Syriza, 27–30 proc. Postępowcy drapią się w głowę, bowiem programowo wielkich różnic między narodowymi a międzynarodowymi socjalistami nie ma. To prawda, że ludzie Nowej Jutrzenki otwarcie śpiewają nazistowskie piosenki, machają publicznie egzemplarzami „Mein Kampf”, szokują neonazistowskimi symbolami i poglądami o „rasowej wyższości Greków”. Ale poza tym wraz z resztą lewicy domagają się Grecji wyzwolonej od globalnych spekulantów, bez „niewolnictwa narzuconego przez Europejski Bank Centralny, Komisję Europejską oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy”.
 
Stosują też podobną retorykę: antytradycjonalistyczną, antykapitalistyczną i antyżydowską. Jak podkreśla Alan Johnson ich ulubiona dychotomia to Izrael/Palestyna. Antyżydowskość lewicy staje się ponownie i coraz bezczelniej integralną częścią czerwono-brunatnych ideologii.
Oto próbka od wiodącego postępowca Norwegii. Johan Galtung jest jednym z założycieli „studiów nad pokojem”. Pokojowi, jak wiadomo, zagrażają głównie USA i Izrael. W związku z tym naukowiec pochylił się nad żydowską historią. Uważa, że średniowieczne pogromy antyżydowskie były może i brutalne, ale Żydzi przecież parali się lichwą, co rujnowało chłopów. Tak samo w międzywojennych Niemczech trzeba docenić sfrustrowanie elektoratu poniżonego Wersalem, gdy „Żydzi trzymali kluczowe pozycje” w społeczeństwie.
 
Galtung zachęca ponadto do lektury „Protokołów Mędrców Syjonu”, które uważa za autentyczne i – co ważniejsze – twierdzi, że tłumaczą one również teraźniejszość, na przykład działania firmy finansowej Goldman Sachs (podobnie pozytywną opinię na temat „Protokołów” ma neokomunistyczny filozof Gianni Vattimo). Norweski naukowiec podkreśla, że „Żydzi kontrolują i manipulują amerykańskimi mediami w interesie Izraela... Sześć żydowskich firm kontroluje 96 proc. mediów... A 70 procent profesorów w 20 czołowych uczelniach Ameryki to Żydzi”. Galtung uważa też, że Mossad był najpewniej mocodawcą Andresa Breivika, któremu rozkazał zmasakrować lewacką młodzież. Nie są to bynajmniej poglądy pojedynczych dziwaków i nienawistników. Np. z opinią o Mossadzie jako rozkazodawcy Breivika zgadza się kolega Geltunga, profesor studiów nad pokojem Richard E. Rubinstein. Zresztą popiera on też inne konkluzje z brunatno-czerwonego arsenału, chociaż trochę bardziej delikatnie stawia akcenty. I wszędzie idzie atak na kapitalizm, tradycję, chrześcijaństwo, USA oraz Izrael. Sztuczka polega na tym, aby zniszczyć Stany Zjednoczone jako centrum wolnorynkowości oraz Izrael jako ostatni symbol państwa narodowego. Wtedy nie będzie komu bronić tradycji i patriotyzmu.
 
Podobne poglądy przewijają się w intelektualnym środowisku neokomunistów. Najgłośniejsi z nich to Toni Negri, Michael Hardt, Słavoj Zizek, Gianni Vattimo, Alain Badiou, Alberto Toscano, Terry Eagleton i Bruno Bosteels oraz postmaoiści: Alessandro Russo, Judith Balso i Alain Badiou. Siedzą na wiodących uniwersytetach w Bolonii, Nowym Jorku, Paryżu czy Londynie. Szerzą nienawiść. Ale robią to w sposób postępowy, czyli mają poparcie tolerancjonistów.
Argumenty neokomunistów są proste. Nie zawracajmy sobie głowy masowymi mordami. To po prostu taka dynamika historii. Zajmijmy się równością, sprawiedliwością społeczną i wielką „Ideą”, jaką jest komunizm. Przez świat przeszły już dwie fale rewolucji, począwszy od rewolucji we Francji pod koniec XVIII w. oraz rewolucji w Rosji na początku XX w. Fale te wywołały tsunami dziejowe, które trwało za każdym razem kilkadziesiąt lat. Rewolucyjne tsunami szerzyło równość na całym świecie. W tej chwili, krzyczą neoczerwoni kaznodzieje, trzeba wywołać trzecią falę rewolucji. Aby była równość.
 
Rzeczywiście idzie nowa fala. Postępowcy będą nadal używać Holocaustu jako narzędzia, by atakować tradycję i chrześcijaństwo. To takie filosemickie alibi. Antyżydowskość bowiem będą stosować jako składnię retoryczną antykapitalizmu i antyamerykanizmu. Czyli postępowcy znów szykują nam rzeź. Najpierw liberałowie osłabią organizm społeczeństw, a potem zjawią się radykałowie z gilotyną. Czas na samoobronę.
 
Marek Jan Chodakiewicz
 

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka