Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
389
BLOG

Pan, pani za to zapłaci

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Gospodarka Obserwuj notkę 1

Według rządu Euro 2012 zakończyło się sukcesem organizacyjnym, który zaprocentuje ekonomicznie w przyszłości. Tak naprawdę będzie procentować w postaci odsetek od kredytów na budowę stadionów i dróg. Za same stadiony odsetki wyniosą od ćwierć do pół miliarda zł rocznie.

27,9 mld zł to kwota, jaką Polska miała zarobić dzięki mistrzostwom Europy w piłce nożnej do 2020 roku, przynajmniej takie dane przedstawia raport wykonany na zlecenie Ministerstwa Sportu i Turystyki. Miało się na to złożyć zwiększenie ruchu turystycznego, atrakcyjności inwestycyjnej Polski i przyśpieszenie (od trzech do pięciu lat) budowy infrastruktury drogowej. Mamy jeszcze 8 lat, żeby się przekonać, czy tak się stanie. 

Według szacunków kibice powinni zostawić w Polsce 845 mln zł. Faktyczne zyski okazały się dużo niższe – nasz kraj odwiedziło ok. 400 tys. kibiców, którzy zostawili ok. 150 mln zł – wynika z raportu ministerstwa sportu.

 

Stadiony do wyburzenia

Koszt wybudowania czterech stadionów w Polsce to 4,9 mld zł. W trakcie budowy emitowano obligacje na ok. 5,5 proc., na same odsetki od kredytów przeznaczonych na budowę trzeba będzie przeznaczyć co najmniej 270 milionów złotych rocznie – wyliczył Instytut Globalizacji. Na konferencji podsumowującej mistrzostwa w Gdańsku urzędnicy mówili o trzech imprezach na PGE Arenie do końca roku i meczach Lechii, które przyciągają kilka tysięcy kibiców. A rocznie trzeba zapłacić ok. 50 mln zł odsetek od kredytu na budowę stadionu. 

Koszt utrzymania stadionów to od 4,5–5,5 mln zł miesięcznie. Stadionu Narodowego ok. 1,5 mln (według bankiera pl nawet 2,5 mln – czyli 30 mln rocznie), obiektu we Wrocławiu i Gdańsku po ok. 1 mln, w Poznaniu – ok. 0,5 mln. 

A żadnej sensownej strategii wykorzystania stadionów po Euro nie ma. 

Na przygotowanie całej infrastruktury przed Euro mieliśmy wydać ok. 87,5 mld zł, a tuż przed mistrzostwami dowiedzieliśmy się, że faktycznie przeznaczono ok. 94 mld (dane ministerstwa sportu), mimo iż wiele inwestycji nie zostało ukończonych. Wypadło ponad dwadzieścia z nich, kilkanaście się opóźniło. W jakiej kwocie ostatecznie zamknęły się wydatki infrastrukturalne – nie wie nikt. W tej chwili mówi się o 120 mld zł. Szacuje się, że w przypadku przyśpieszonej budowy wielu obiektów przepłacano nawet o ponad 20 proc. Podzielmy 120 mld zł na niecałe 40 mln Polaków, to wychodzi ponad 3 tys. zł na każdego w wieku produkcyjnym, dziecko i starca w naszym kraju. Tyle zapłacimy za Euro 2012.

 

Bankructwo miast-gospodarzy

Miasta-gospodarze Euro 2012 są zadłużone na ok. 10 mld zł. To ponad dwa razy więcej niż przed turniejem. Warszawa, Poznań, Wrocław i Gdańsk ocierają się już o granicę 60 proc. rocznych dochodów – dopuszczalny ustawą poziom zadłużenia. Jeżeli jednak w obliczeniach uwzględnimy zadłużenie spółek miejskich, to okaże się, że próg 60 proc. został już przekroczony. Gdańsk wydał na mistrzostwa ponad miliard euro! Zadłużenie skoczyło prawie trzykrotnie z 422 mln do 1,1 mld zł. A miasto chwali się promocją na świecie wartą 28 mln euro. Ok. 1,2 mld długu ma Poznań, ok. 2 mld Wrocław, a ok. 5,8 mld zł to dług Warszawy. Tak więc mieszkańcy tych miast już powinni nastawić się na podwyżki podatków lokalnych i cięcie wydatków.

 

Firmy budowlane do piachu 

Efektem Euro są także liczne upadłości firm zaangażowanych w budowę infrastruktury na mistrzostwa. Kryzys w branży budowlanej może zmieść z rynku nawet 40 proc. przedsiębiorstw – szacował analityk z zespołu doradców gospodarczych TOR Adrian Furgalski. Można się spodziewać utraty 100–150 tys. miejsc pracy w tym sektorze. Po samym bankructwie DSS padło kilkadziesiąt firm, pracujących dla nich jako podwykonawcy. DSS jest im winien ponad 50 mln zł. Firmy wykonujące prace na autostradach, a szczególnie A2 i A4, padają jak muchy, pieniędzy nie wypłacono podwykonawcom stadionów, w tym najdroższego na świecie – Narodowego.

 

***

Grecy organizowali Igrzyska Olimpijskie, a Portugalczycy Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Oba te kraje są dziś bliskie bankructwa. Czy podobny los czeka kilkukrotnie biedniejszą Polskę? I kto za to wówczas zapłaci? Czy jak zwykle podatnicy, czy odpowiedzialne za katastrofalny stan państwa elity?

 

Michał Miłosz

 

 

Rozmowa z posłem PiS Janem Tomaszewskim

 

– Przepłaciliśmy za Euro 2012?

– Z pewnością. Prawie 5 mld zł poszło na stadiony. Porównajmy: wybudowanie stadionu w Charkowie – kosztowało ok. 50 mln euro. Wybudowanie podobnego stadionu w Hohenheim, kosztowało Niemców 60 mln euro. A postawienie najtańszej „Arena bubel” w Poznaniu („Arena bubel” ponieważ tam już osiem razy trawę po 100 tys. euro zmieniano, bo gnije) to 180 mln euro. Stadiony w Gdańsku i Wrocławiu kosztowały po ponad 200 mln. Czym one się różnią od Charkowa? Wybudowanie w Doniecku stadionu podobnego do naszego Narodowego kosztowało 80 mln euro. Samego stadionu, bez infrastruktury w postaci dróg. Wybudowanie naszego „przekrętu narodowego” kosztowało zaś 510 mln euro. Najnowocześniejszy wielofunkcyjny stadion Alians Arena Schalke, gdzie jest chowana trawa i zasuwany dach z prawdziwego zdarzenia, a nie taki przeciwsłoneczny jak nasz, gdzie przy mrozach poniżej czterech stopni nie można grać, kosztował Niemców 371 mln euro.

– Nasze stadiony na siebie zarobią?

– Nigdy. Ministra Mucha bardzo chwaliła pana Kaplera, szefa Narodowego Centrum Sportu. A ja pani ministrze zadałem pytanie: skoro Kapler był tak doskonałym menedżerem, to odchodząc dał pani na pewno grafik na dwa lata obłożenia stadionu. Bo żeby stadion na siebie zarobił, to musi być na nim organizowanych wiele imprez, na które przyjdzie 3–4 mln ludzi rocznie. A pani ma tylko koncert Madonny, czyli 70 tys. osób. Żeby stadion się utrzymał, to musi być 35 koncertów takiej Madonny. A nie ma. Pytałem również o wykorzystanie powierzchni komercyjnej na stadionie. Okazało się, że 40 tys. metrów kw. jest niezagospodarowanych. Nawet PZPN nie jest zobowiązany do tego, żeby tutaj mieć swoją siedzibę, tylko buduje ją gdzie indziej. Najprawdopodobniej 5 tys. mkw. zajmie Totalizator Sportowy. A pozostałe 35 tys. mkw? Stadiony to będzie skarbonka, do której będziemy wrzucali podatek od złudzeń.

– A infrastruktura drogowa?

– Kilometr autostrady w Niemczech, Danii, nawet Szwajcarii, jeżeli nie drążą tuneli w górach, przeciętnie kosztuje 7–8 mln euro. A w Polsce, gdzie teren jest prosty jak stół, 10–12 mln euro. Różnica owszem jest – oni mają asfalt z asfaltu, a my mamy asfalt, który od razu pęka. Na autostradach, tych naszych „grabarkach”, jak je nazywam od naszego łódzkiego parlamentarzysty Cezarego, Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad podpisywała umowy na wykonanie konkretnych odcinków. I było ich około 140, ale jednocześnie podpisywała, co bardzo ważne – umowy z tak zwanym inżynierem kontraktu, by pilnował ile jest asfaltu w asfalcie. Łącznie podpisano 140 takich umów na sumę ok. 1 mld 400 mln zł. Podwykonawcy plajtują, bo nie otrzymali pieniędzy, asfalt pęka i to jest wina inżynierów kontraktu. I nikt nic z tym nie robi.

 

facebook.com/TygodnikSolidarnosc

 

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka