Jakob Jakob
523
BLOG

Miasto śmierci

Jakob Jakob Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Trochę niespodziewanie zboczyliśmy z kursu. Jako, że z Las Vegas, do naszego następnego punktu, Houston jest około 2500 kilometrów, co przekłada się na 36 godzin jazdy greyhoundem, postanowiliśmy zatrzymać się gdzieś po środku tej trasy, aby odpocząć i nabrać sił. W ramach odmiany od ciągłego oglądania Ameryki wybralismy Meksyk i przygraniczne miasto Juarez. Komu jeszcze nie zapaliła się czerwona lampka polecam lekturę internetu na temat tego miejsca nazywanego również Miastem Śmierci. Zamiast relacji podrożników na temat Juarez znaleźliśmy informację o filmie Miasto Śmierci i grze komputerowej Call of Juarez o wojnie tutejszych gangów narkotykowych. Cóż, mogliśmy wcześniej poczytać na ten temat, a tak gdzie właściwie jedziemy dowiedzieliśmy się dopiero po drodze. Nie mogliśmy  zrezygnować, ponieważ zarezerwowaliśmy już hotel. ostrzeżenie od naszego poprzedniego hosta - Richarda, również dotarło po czasie. Richard przestrzegł nas, że z południowego Juarez wycofano wszydtkich policjantów, ponieważ byli zabijani oraz ze wojna gangów trwa.

Może nieco przesadzam i niepotrzebnie sieję panikę, ale o ile w Tijuanie było dużo policji, to nie było - tak jak tutaj - gniazd karabinów maszynowych rozstawionych na ulicach. Na szczęście zatrzymaliśmy się tuż koło amerykańskiej granicy, w całkiem porządnym hotelu (można się domyślać że niedrogim). W naszym hotelu stacjonuje też... miejscowa policja, chociaż nie bardzo jeszcze wiemy w jakim charakterze. Z perspektywy wysokiego hotelowego muru miejscowość wygląda nieco lepiej, chociaż musimy jeszcze popytać, czy jutro wskazane jest, aby wychodzić na miasto, czy też lepiej siedzieć nad basenem (tudzież w pokoju z klimatyzacją).

 Jeżeli chodzi o słynne amerykańskie "frontem do klienta", to dzisiaj przekonaliśmy się, że obowiązuje to wszędzie, ale nie w greyhoudzie. Już wcześniej wyszło na jaw, jak można było się spodziewać, że jest to środek transportu dla największych dołów społecznych, których nie stać na samolot, samochód albo chociaż pociąg. Czasem przez przypadek zabłąkają się jacyś turystyści albo osoby odwiedzające USA w innych celach, ale ogólnie to więcej niż nich jest osób mówiących do siebie, płaczących ni z tego ni z owego, golących sobie głowę w greyhoundowym kilblu lub takich z tatuażem na łysej czaszcze o treści Pussy Eater. Jednym słowem nie spotkamy tu przekroju amerykańskiego społeczeństwa, za to mamy dostatecznie dużo informacji o amerykańskiej lower class.

Nie dziwi więc, że w greyhoudzie nie są przeczuleni na potrzeby klientów. Dzisiaj, podczas przesiadki w Phoenix zgubiono nasz bagaż i w El Paso wylądowaliśmy co prawda tylko z półgodzinnym opóźnieniem, za to bez plecaków. Nikt (poza nami) się tym za bardzo nie przejał i nie wykazał zainteresowania udzieleniem nam informacji gdzie jest nasz bagaż i kiedy będzie. Trzeba było dużej awantury (Ada nazywa to intensywnym dopominaniem się o swoje prawa), który skończyła się wezwaniem ochrony i tym, że łaskawie poinformowano nas że mamy czekać na następny autobus z Phoenix, którym być może przyjadą nasze bagaże. Z związku z tym opóźnieniem do naszego hotelu musieliśmy wziąć taksówkę, aby uniknąć zwiedzania Juarez po zmroku. Jeżeli kiedyś linie lotnicze zgubiły Wasz bagaż, to wiedzcie, że mogłobyć dużo gorzej.

Jutro będe miał dużo czasu na uzupełnienie informacji, więc opiszę dokładnie Las Vegas, a także swoje bardziej ogólne uwagi na temat Ameryki, Amerykanów i naszej podróży.

Jakob
O mnie Jakob

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości