vitello vitello
845
BLOG

Nie wszystko złoto, czyli certyfikacja

vitello vitello Rozmaitości Obserwuj notkę 29

Produkt posiadający certyfikat jest lepszy od produktu, który go nie posiada. To wydaje się oczywiste, ale wcale oczywiste nie jest. Jeżeli na półce w sklepie leżą dwa urządzenia, różnych producentów i na opakowaniu jednego z nich, często niewiele droższego, znajduje się jakaś złota pieczęć na przykład z informacją: „Certyfikat jakości!” - to takie urządzenie będzie zapewne chętniej kupowane. Złota pieczęć działa na wyobraźnię i utwierdza kupującego w przeświadczeniu, że kupuje produkt lepszy. Tak być jednak nie musi. 

Czym jest certyfikacja? Najprościej rzecz ujmując jest to potwierdzenie, zwykle na podstawie przeprowadzonych badań, że jakieś urządzenie, produkt lub materiał spełnia wymagania opisane w stosownych normach. Certyfikat daje rękojmię odpowiedniej jakości towarów. Tutaj jednak należy wprowadzić rozróżnienie rodzajów certyfikacji, na obowiązkową i dobrowolną. Są grupy towarów, które po to aby mogły być wprowadzone na rynek, muszą obowiązkowo spełniać określone wymagania, pozostałe zaś mogą, ale nie muszą posiadać certyfikatu. Wtedy zaś jest on narzędziem marketingowym, dzięki któremu określeni producenci mogą osiągnąć przewagę rynkową

W powyższym wyjaśnieniu jest oczywiście szereg uproszczeń, bowiem cały system jest bardziej skomplikowany. Jednak w świat atestów, aprobat, deklaracji zgodności i innych, szybko mnożących się rodzajów dokumentów, dla jasności tekstu wstępować nie będziemy. Chodzi tylko o odpowiedź na pytanie: na ile certyfikaty dobrowolne mają znaczenie dla podejmowania decyzji przez konsumenta?  Aby przybliżyć ten problem trzeba wpierw zapytać: kto takie certyfikaty wydaje? Tutaj pojawia się wolny rynek certyfikacji dobrowolnej. Na tym rynku działają różne podmioty, przede wszystkim zaś firmy prywatne. Działając w zakresie certyfikacji obowiązkowej powinny mieć one akredytację odpowiedniego uprawnionego organu państwowego, ale podczas certyfikacji dobrowolnej takiej potrzeby nie ma. Czy Jan Kowalski może wystawiać certyfikaty? Może.

Certyfikat Jana Kowalskiego będzie miał oczywiście mniejszą wagę od wystawionego przez jakąś znaną światową firmę. Ale taka znana firma może mieć kompetencje zbliżone do kompetencji Jana Kowalskiego i też nie musi mieć akredytacji. Co więcej, o treści wystawionego dokumentu decyduje umowa cywilno-prawna między producentem, a jednostką certyfikującą. Do niej może być dostosowana jakaś tam procedura badawcza. I już certyfikat jest gotowy. Taki, jakiego klient sobie życzy i z odpowiednio eksponowanym logo.

Prosty sposób na biznes. Jak go zrobić? Nic prostszego. Posługiwanie się logo „Jan Kowalski potwierdza”, to minimum. Możemy jednak, wkładając kilka groszy, uzyskać akredytację na jakąś normę nie wymagającą drogiego sprzętu laboratoryjnego. Kiedy taką akredytację otrzymamy, staniemy się jednostką certyfikującą. A wtedy możemy już za odpowiednią opłatą certyfikować wszystko jak leci, w zakresie dobrowolności i według własnych pomysłów. Certyfikaty podpisujemy na przykład „Gold Medal Certification - Jednostka Certyfikująca nr…” . Wszystko zgodnie z prawem. Ludzie to kupią. Jeszcze jedno, na certyfikaty potrzebny jest papier czerpany ze znakiem wodnym i okrągłą pieczęcią.

vitello
O mnie vitello

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości