Voit Voit
584
BLOG

Kościół prowincjonalny

Voit Voit Rozmaitości Obserwuj notkę 36

Wczoraj  odebrałam Wojtka ze szkoły po trzech lekcjach - przyjechał biskup i wszystkie dzieci razem z nauczycielami poszły na mszę do sąsiadującego ze szkołą kościoła. Dlaczego msza odbywała się w czasie zajęć - pojęcia nie mam. Dzisiaj z kolei biskup ma wizytować szkołę. Rzecz jasna w czasie lekcji. O mszy dowiedziałam się rano, odwożąc syna do szkoły. Nikt mnie o tym nie poinformował, bo najwyraźniej zgoda rodziców na udział w kościelnych uroczystościach jest założona z góry. Tyle tylko, że ja takiej zgody nie dawałam.

Po wielu domowych dyskusjach postanowiliśmy, ze Wojtek będzie jednak chodził na religię. Była to także jego decyzja, a ja się z nią zgadzam. Jak mu się odwidzi, to chodzić przestanie. Póki co podoba mu się kolorowa książeczka z rozkładanym modelem kościoła. I dobrze. Inną jednak sprawą jest lekcja religii, przewidziana w programie, a zupełnie inną msze w czasie zajęć szkolnych i wizyty biskupa na lekcjach. Dla mnie to naruszenie podstawowych praw zawartych w Konstytucji tego kraju.   

Odpucowane dzieci z wystrojonymi nauczycielami poszły do kościoła, a ja ładowałam syna do samochodu. Już w domu zadzwoniłam do bliskiego znajomego z Ministerstwa Edukacji Narodowej. Nie po to, żeby z mszami walczyć i donieść na dyrektorkę, tylko po to, żeby dowiedzieć się, czy zna w ogóle takie przypadki, czy też ja akurat trafiłam na jakiś kompletny ewenement. Okazało się, ze zna - najwięcej na Podlasiu.  „Ja nie wiem, co z tym robić. Od lat tłumaczymy dyrektorom szkół, zwłaszcza na głuchej prowincji, w jakiś wsiach, że to naruszenie rozdziału Kościoła od państwa. Nie dociera. Można wprawdzie dyrektora wylać - a i na to nie zawsze mamy wpływ - ale to nie załatwia sprawy, bo w ten sposób zrobimy z niego świętego obrońcę Wiary. Tu po prostu powinien zadziałać jakiś system. No tak - masz rację, system jest. Ale co mamy zrobić? Jak to egzekwować? Piszemy okólniki, pisma i pouczenia - jak grochem o ścianę. Ba! Myśmy nawet za pośrednictwem kuratoriów rozmawiali z kuriami biskupimi. Wiesz co? To wszystko zależy od ludzi i ich wrażliwości - część biskupów w ogóle by na taki pomysł nie wpadła, ale zdarzają się i tacy, którzy robią to permanentnie. Podobnie z dyrektorami szkół - można zrobić mszę, ale po lekcjach i z cała pewnością nie w ten sposób. Jako prywatna inicjatywa rodziców - dlaczego nie. Ale z tym nie może mieć nic wspólnego szkoła. Świecka szkoła. To jest po prostu absurd i łamanie prawa. Dla mnie jako dla człowieka wierzącego sytuacja kiedy nauczyciele w czasie zajęć odprowadzają dzieci na mszę do kościoła jest kompletnie nie do przyjęcia.”

Wniosek z tej rozmowy był niezbyt budujący - MEN wie, ale nie ma pojęcia jak temu zapobiegać. Zajrzałam do Konstytucji - sprawa rozdziału Kościoła od państwa nie jest tam podana wprost. Jak pamiętamy, w trakcie uchwalania Ustawy Zasadniczej największe boje toczono o preambułę i o sprawę rozdziału Kościoła od państwa właśnie. Jedynym członkiem Episkopatu, który w rozdziale Kościoła od państwa nie widział nic złego, był biskup Tadeusz Pieronek, pozostali wyciągnęli ciężkie działa. Było o patriotyzmie, wartościach, laicyzacji… W efekcie Konstytucja mówi o „autonomii” państwa i Kościoła. Nie mówi expressis verbis o oddzieleniu tych instytucji. Mimo to z Konstytucji wynika jednak rozdział państwa i Kościoła, chociaż powiedziane to jest w sposób zawoalowany.   

Wieczorem z życzeniami urodzinowymi zadzwoniłam do zaprzyjaźnionego księdza, dość popularnego warszawskiego duszpasterza. „Słuchaj, są ludzie i taborety. W Warszawie taki numer by nie przeszedł, ale na jakiejś zapadłej wsi na Mazurach przejdzie. To jest kompletne pomylenie pojęć - takie działania w Warszawie skończyłyby się potężną awanturą. U ciebie ludzie są zachwyceni. To nadgorliwość, a nadgorliwość jest straszna. Przyjazd biskupa do takiej małej wsi to wydarzenie i pewnie chcieli to jakoś uczcić, ale żeby w trakcie zajęć szkolnych? To jest niepojęte. Rozmawialiśmy o tym kiedyś - Kościół tworzą ludzie, a ludzie są różni. Nie możesz patrzeć na cały Kościół przez pryzmat małych ludzi. To byłoby nieuczciwe. Ale fakt - to właśnie taki ksiądz z małej parafii, dewocyjna dyrektorka szkoły, ci księża o których mówiliście z Celińskim kilka dni temu, ludzie spod znaku Radia Maryja wyrabiają taką a nie inną opinię o Kościele. Straszne to wszystko, bo oni nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Ja mogę co najwyżej pomodlić się o oświecenie dla nich.” 

Znam kilku księży. Są różni - jedni wręcz fanatyczni, inni liberalni. Jak to w życiu. Znamy się albo ze szkoły, albo ze studiów, czyli kawał czasu. Ani oni nie walczą ze mną, ani ja z nimi. Jeden z moich szkolnych kolegów - chłopak wybitnie zdolny - po skończeniu seminarium wylądował w Watykanie. O dziwo - jest liberałem. „Anka, Kościół to nie zakon krzyżowy. Mamy kłopoty, ale przez wieczną kontrę ich nie rozwiążemy - tłumaczył mi zasępiony w te wakacje - My musimy wyjść do ludzi. Wszystkich, także niewierzących. To jest bardzo trudne, bo świat się zmienia w zastraszającym tempie, a Kościół - przykro to mówić- za tymi zmianami nie nadąża. Czas wypraw krzyżowych minął. Teraz musimy prowadzić mądry dialog.” Ciekawe, co powiedziałby na wieść o mszy w czasie zająć szkolnych?...                                 

Kościół to jedna z najstarszych i najsprawniej działających instytucji na świecie. Pomijam w tej chwili wątek religijny - mówię o „firmie”. Przez 2000 lat przechodził różne koleje, ale tak źle jak dzisiaj jeszcze chyba nie było. Puste kościoły w zachodniej Europie, afery pedofilskie, afery finansowe. Jakby nie patrzeć, Polska staje się powoli jednym z ostatnich bastionów katolicyzmu. W sypiącym się Kościele polscy księżą okopują się na pozycjach i robią to szalenie agresywnie i ekspansywnie. Efekt tego jest odwrotny do zamierzonego - wprawdzie polska wieś nadal jest szalenie wierząca, ale w miastach następuje odwrót od Kościoła, coraz mniej ludzi przychodzi na msze. Polska przoduje w ilości kościelnych rozwodów. Coraz więcej osób Kościół kojarzy z Radiem Maryja i awanturami pod krzyżem. I niestety - z polityką.  Polacy to naród, który jednoczy się wyłącznie wtedy, kiedy znajdzie jakiegoś wroga. Może to być wróg zewnętrzny, może to być wewnętrzny - chociażby Tusk i PO. Nic dziwnego, ze na hasło „biją naszych” jak diabeł z pudełka wynurza się wszelka ekstrema, także ta spod znaku krzyża. Z zewnątrz Kościół polski wygląda na oblężoną twierdzę, na rycerza na białym koniu, broniącego Wartości. Wszyscy pozostali to hołota i chłam. Ja cały czas czekam - i może jeszcze kiedyś się doczekam - na posłańca, który pod moją bramą zakrzyknie „ryby przywiozłem do klasztoru”. Bo ja też zaczynam nieć syndrom oblężonej twierdzy.

O Wojtkowych lekcjach religii przeprowadziłam długą i bardzo w sumie sensowna rozmowę z dyrektorką jego szkoły. W pewnym momencie zapytałam: „No dobrze, ale mój syn jest nieochrzczony, czy to w niczym nie przeszkadza?” „Oj, proszę się nie martwić - może go po prostu ochrzcimy?”  Z lekka zjeżył mi się włos na głowie - mam nadzieję, ze o chrzcie dziecka ktoś jednak zechce mnie poinformować… Bo o moja zgodę w ogóle nie śmiem się dopominać.

 

 

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości