Voit Voit
1104
BLOG

Handel trupami

Voit Voit Rozmaitości Obserwuj notkę 13

To było wiele lat temu, ale myślę, że mieszkańcy tamtych okolic to doskonale pamiętają. Pod Głoskowem, niedaleko Piaseczna zapalił się dom. W środku zginęło troje małych dzieci. Najstarsze z nich -  siedmioletnie -  usiłowało wyprowadzić rodzeństwo. Nie zdążyło.

Pracowałam wtedy w jednym z ogólnopolskich dzienników. Pojechałam na miejsce. Domek malutki, w sumie nie wyglądał na spalony -  ledwo kilka osmaleń nad oknami. Wokół tabun dziennikarzy. Z domu wynoszono ciała dzieci w czarnych workach, strażacy płakali. Najstarszego malucha znaleziono tuż koło drzwi, z maleńką siostrzyczką w objęciach. Twardzi, zaprawieni w bojach moi koledzy po fachu byli wstrząśnięci. Przed domem zgromadził się tłum gapiów. Stałam obok kolegi z Życia, obok nas ktoś z Polsatu. Rzucaliśmy się w oczy, może z powodu firmowych ciuchów i kamery. Podeszła do nas jakaś kobieta, przedstawiła się. Była babcią dzieci.

- To ja wam opowiem o nich, co? A to dzisiaj pokażą? No, w telewizji to dzisiaj? Bo gazet to ja nie czytam…

Kobieta z absolutną swadą opowiadała nam o swoich wnukach - jak się bawiły, że najstarszy to do szkoły już chodził, że ta najmłodsza to płakała w nocy. Do niej dołączyło kilka osób, równie podnieconych, co nasza rozmówczyni. Podnieconych, nie zszokowanych. Oni po prostu chcieli wystąpić przed kamerą, a to była być może jedyna okazja w życiu.

Niedaleko nas ktoś rozmawiał z matką - poszła po zakupy, zamknęła dzieci w domu. Z pieca wypadł węgielek. Opowiadała beznamiętnie, poprawiając włosy przed kamerą. Chciała dobrze wypaść. Pierwsze wrażenie - kobieta jest w ciężkim szoku. To normalne, a reakcje sa trudne do przewidzenia. Na miejsce przyjechał burmistrz Piaseczna. Matka natychmiast przerwała wywiady i zapytała zupełnie rzeczowo:

- Panie, a zapomoga to mi się należy? Bo ja teraz to pogorzelec jestem. Tu telewizja jest panie! Pokażą to!

 

Jakiś czas później pojechałam do kolejnej tragedii - tym razem w przepuście w Konstancinie, koło tamy na Imberfalu znaleziono zwłoki. Zatrzymały się na kratownicy grodzącej przepust pod ulicą. Zwłoki były - delikatnie rzecz ujmując - w fatalnym stanie. Leżały tam dość długo i pewnie gdyby nie zatkany przepust, leżałyby jeszcze czas jakiś. Imberfal to centrum Konstancina, koło Starej Szmaciarni. Pomiędzy ulicą, a Szmaciarnią jest duża stacja benzynowa Orlenu, po skosie - miejskie targowisko.  

Strażacy wyciągnęli zwłoki, wokół było spore zamieszanie. To był dzień targowy, więc ludzi było multum. Ściągali ze stacji, z targu, ze Szmaciarni. Przyciągnął ich trup. To fajna sprawa, taki rozmemłany nieboszczyk. Matki pokazywały dzieciom, z trudem tłumiąc odrazę. Ale pokazywały. W tłumku od czasu do czasu ktoś pokrzykiwał:

- Eeee! To Zenek jest! Nie? No, ten z Sobieskiego, co na Grapie mieszka!

- Jak Zenek?! Toż Zenek chla pod samem!

Na stacji ruch jakby większy, z wypasionych fur mieszkańców Konstancina wyglądają zafascynowane twarze.

- Mój Boże, jakie to straszne -  egzaltowanym głosem mówiła jaka damulka, stając na palcach, żeby lepiej widzieć -  No, tak w środku miasta! A niby tu tak elegancko!

 

Kolejny obrazek, też z Konstancina. W pustostanie nad Jeziorką znaleziono zwłoki bezdomnego. Leżał owinięty w szmaty, ktoś polał go czymś łatwopalnym i podpalił. Zwłoki wyglądały strasznie, bo człowiek najwyraźniej usiłował się ratować i uciec. Mieszkałam niedaleko, byłam jakoś bardzo szybko na miejscu. Właśnie przyjechała Policja.  Przy zwłokach stało kilku ludzi, w średnim wieku. Jeden z nich komórką robił zdjęcia pozostałym na tle trupa. Nie wytrzymał szef komisariatu w Konstancinie. Gdyby nie jego koledzy, amatorzy zdjęć dostaliby po pyskach.

- Znałem tego człowieka -  mówił roztrzęsionym głosem, przypalając papierosa - Zbierał puszki, jakiś złom. Patologia, ale nic złego nikomu nie zrobił. Zatłukę tych skur… Za każdym razem to samo! Co w tych ludziach siedzi?!

 

Dlaczego o tym piszę? Oglądam w necie relacje z wypadku pod Berlinem. Oglądałam relacje ze Smoleńska, zawalenia się Hali w Katowicach - tam zresztą byłam służbowo - z wypadku w Halembie. Z dziesiątków miejsc, gdzie ktoś zginął. Te same obrazy, epatujące krwią, trupami, nieszczęściem rodzin. Te same wywiady i taka sama konkluzja - trup to nośny temat. Dużo trupów to bardzo nośny temat. Im więcej, tym lepiej. Można rzecz jasna mówić, że to wina dziennikarskich hien, żerujących na trupach i włosach łonowych. Tylko, ze takie jest zapotrzebowanie. To ludzie uwielbiają. Po to wspinają się na palce. Spłakanym rodzinom nikt nie przystawia pistoletu do głowy - mówią i dają się fotografować z własnej i nieprzymuszonej woli. Część z nich zgłasza się samemu do dziennikarzy. Jeden z kolegów opowiadał mi, ze chciał pociągnąć temat - wrócił do rodziny, której tragedię kiedyś opisywał. Ktoś z domowników pokazał mu duży album - zdjęcia, artykuły, wywiady.  Zero refleksji. Z dnia tragedii wspomnienia: „Ty, a pamiętasz, jak temu z Polsatu to powiedziałem?...”

Czy generalizuję? Pewnie tak. Widziałam najprzeróżniejsze reakcje - starszą panią, która przyniosła kwiaty strażakom, którzy dzień wcześniej wyciągali z płonącego samochodu jej męża. Zmarł, ale ona chciała podziękować. Dziewczynę, która zszokowana stała koło rozbitego wraku, powtarzając katatonicznie, że nie zdąży zrobić zakupów. Ale zawsze za ich plecami widzę śliniących się gapiów. Kto kiedykolwiek robił jakieś story z wypadku ten doskonale wie, ze wystarczy powiedzieć, ze się jest z prasy i natychmiast pojawiają się sąsiedzi, rodzina, przyjaciele, gotowi jeden przez drugiego opowiadać i opowiadać. Czasami - z rzadka - pojawia się pytanie „Ile za to dostanę? No, bo to moja wnuczka (siostra, przyjaciółka, sąsiadka, koleżanka, kolega) i mogę opowiedzieć takie rzeczy!....” Robiłam zdjęcia spłakanych rodzin, które przypominały profesjonalne sesje zdjęciowe - przebieranki („Może ja coś czarnego założę nie?”), ustawianie mebli („Pani pokaże na tle telewizora, co? Raty spłacamy jeszcze! Nówka!”), sztuczny tłumek („Czeka pani, tu sąsiadka jeszcze przyjdzie, ona też coś powie to ją pani pstryknie”), pozowanie (kobieta przy torach kolejowych, gdzie zginał jej syn, nad widocznymi jeszcze plamami krwi: "To moze ja sie tak nachylę, że niby pokazuję, co?") . I dlatego, kiedy widzę kolejną spłakaną rodzinę, z ekshibicjonizmem opowiadającą o tym, co właśnie się jej przydarzyło, jakoś jej nie współczuję. Współczuję za to dziennikarzowi, który po raz kolejny robi za pozbawionego uczuć sukinsyna. Wina zawsze leży po jego stronie. Tylko, ze gdyby nie zapotrzebowanie - popyt - nie byłoby podaży. I dlatego na pierwszy sygnał o wypadku wyrywam w środku nocy, bo to ludzie kupią. O karmicielkach kotów i festynach osiedlowych nikt jakoś nie chce czytać. A trup sprzeda się zawsze.

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości