Adrian Walczuk Adrian Walczuk
348
BLOG

Dwa papierosy

Adrian Walczuk Adrian Walczuk Rozmaitości Obserwuj notkę 5

 

          Wychodzę tyłem dworca żeby zapalić, do pociągu mam jeszcze 7 minut. Papieros, wbrew pozorom, zawsze smakuje inaczej. Wszystko zależy od okoliczności palenia. Akurat teraz jestem po dwóch, delikatnie mówiąc, niezbyt płynnych godzinach spędzonych na nauce jazdy. W związku z tym papieros pełni klasyczną rolę odstresowującą. Ale może być też papieros w nagrodę, papieros-twardziel dla zbudowania wizerunku pewnego siebie mężczyzny, papieros jako jedzenie, papieros jako picie, smutny papieros na wspomnienia, papieros intelektualista - kiedy mam ciekawe przemyślenie, poranny papieros-budzik do kawy, papieros obywatelski do gazety, papieros po studencku... No cóż, czasem mam wyrzuty sumienia, że tak naprawdę mała podłużna bibułka nie służy wcale temu wszystkiemu co powyżej wymieniłem, że to głupie. Później usprawiedliwiam się jednak, że przecież palili i palą także ludzie wielcy, artyści, politycy, ci którzy do czegoś doszli, no w każdym którzy bynajmniej głupi nie są.
            W połowie fajki podchodzi do mnie żulek w brudnoniebieskich dresach z białymi lampasami i czerwonej czapce z daszkiem, takiej jaką dają w promocji do piwa. Pyta mnie, czy nie mam może dla niego petka, kiedy wyjmuje dosyć wypełnioną paczkę pyta, czy nie mam dwóch, bo dla kobiety. Mówię, że pewnie, daję dwa. Pod tym względem zawsze podziwiałem papierosy jako zjawisko socjologiczne. To taka altruistyczna używka, coś, czym kompletnie obcy ludzie bez oporów poczęstują się na ulicy, pomimo, że w żaden sposób im się to nie zwróci ani nie opłaci. Palacze to taka jedna wielka rodzina, ponadklasowa. Swoją drogą, zastanawiam się, czy ów menel wziął 2 pety, bo chciał dać swojej towarzyszce radość spalenia jednego całego, czy też dlatego, że nie chciał palić z nią jednego na pół?
            Został mi już filtr, wyrzucam go do śmietnika, idę na peron. Muszę kupić bilet w automacie, bo kasy mają przerwę. Nie lubię tych automatów, bo kupienie biletu w nich zajmuje mi za dużo czasu, irytuje mnie niedziałający co któreś kliknięcie ekran. W ogóle wolę kupować bilet w kasie, bo tam jest zawsze żywy człowiek, z krwi i kości. Częściej sprzedawczyni, czasem sprzedawca, ale zawsze ktoś konkretny, namacalny, gruby, chudy, łysy, w okularach. Jeśli mam dobry humor mogę zamienić miłe słówko, ewentualnie dopytać o coś związanego z biletami. A tu co - zawsze ten sam, zimny, żółto-niebieski robot, który niczym mnie nie zaskoczy, no chyba że się zepsuje.
            Udało mi się kupić, ulgowy 33%. Po chwili pociąg nadjechał, na szczęście stary. Te nowe są beznadziejne. Wiem, że dużo narzekam, ale to wszystko wina pochmurnych 10 stopni w czerwcu, jestem przekonany że dziś to z nich wypływa całe zło świata. Obecnie po naszych torach jeździ ok. 10 nowych i 40 starych pociągów. Wszyscy zachwycają się, że te nowe takie czyste, zadbane, kolorowe, że mniej trzęsie. Jak dla mnie te nowe wagony właśnie przez to nie mają już duszy, ten dawny brud, ciężkie przeprawy z opornymi drzwiami w przedziałach, to lekkie telepanie nadawało kolejce swojskiego klimatu, a teraz to już tylko sprawny środek lokomocji. Na dodatek wszędzie są kamery, przez które czuję się niepewnie, trochę jak u Orwella. Ludzie mówią, że dzięki temu jest bezpiecznie. Być może, ale co bardziej zdeterminowani, podpici podróżnicy i tak pewnie dopną swego. Tymczasem ja z kolegą już kulturalnego piwka w ramach "biforka" przed imprezą nie wypiję, o sikaniu (jedynie w krytycznym stanie pęcherza) przez otwarte siłowo drzwi w trakcie jazdy nie wspomnę.
            Wsiadam raczej z tyłu, bo z przodu już jest "nabite". Znajduję wolną czwórkę, toteż usadawiam się pod oknem i wyciągam wygodnie nogi. Szarpnięcie, pociąg ruszył. Zaczynam jedno z moich ulubionych zajęć, czyli obserwację ludzi. Jest trochę po 17, miejsca są obsadzone głównie przez ludzi "po pracy". Jest pracownik biura z neseserem, w nienajlepiej skrojonym (szpara między klapą i kołnierzykiem!) garniturze, jest stoczniowiec w ciemnych jeansach i ciężkich, czarnych butach. Obok pani ze śmiesznym, bo bardzo męskim kwadratowym podbródkiem, choć za to elegancka, na przeciwko emeryt w okularach z wielkimi brązowymi oprawkami i sinym znamieniem na lewej skroni. Tych wszystkich ludzi łączy jedno, mianowicie wszyscy mają zdecydowanie ponure lub poważne miny. Smuci mnie to, że ludzie nie potrafią się do siebie uśmiechać. Ja jednak nie mam prawa ich krytykować, bo sam nie jestem od nich lepszy. Co więcej, ja nic w życiu aktualnie nie robię, a oni? Może mają dziś do tej miny prawo, może stoczniowiec nie dostał wypłaty, emeryt jest chory na coś poważnego, albo kobieta ma problemy w domu z niesfornymi dziećmi?
            Zostawiam tę myśl, zatrzymujemy się na następnym przystanku. Wsiada kilka osób, w tym dziewczyna, siada dwa czwórki ode mnie pod skosem. Ma białą bluzkę z czarnym rysunkiem głowy tygrysa, modną skórzaną spódnicę, cieliste brązowe rajstopy i balerinki. Podoba mi się, a może tylko mnie podnieca. W dalszej kolejności zauważam jej słomiane włosy do ramion, duże niebieskie oczy. Próbuję wysyłać jej sygnały wzrokowe, delikatne uśmiechy. Niestety, ani myśli spojrzeć w moją stronę. Zawsze chciałem poznać moją dziewczynę romantycznie, w pociągu, na ulicy, podnieść torebkę itp. No cóż, do tej pory był tylko facebook. Tymczasem w jej spojrzeniu widzę cichą niewinność, siedzi i lekko zamyślona spogląda tymi swoimi oczami przez okno. Wyobrażam sobie, że jest wspaniałą kobietą, uczciwą, dobroduszną, która mnie nie zrani. Wysiądziemy za chwilę na jej przystanku, ja odprowadzą ją do domu, będziemy trzymali się za ręce i będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
                        I nagle wyciąga z torebki telefon. Dostrzegam jej tragiczne, fioletowe tipsy, cały czar pryska. Nie jest tą jedyną, więc nic nie straciłem, przynajmniej nie będę sobie wyrzucać, że nie zagadałem. W międzyczasie obok mnie siada chłopak w słuchawkach. Słucha dosyć głośno, to też słyszę wyraźnie jego łupiący dubstep. Podziwiam go. Nie wstydzi się. Ja sam słucham muzyki raczej dennej, prostej, popowej. Potrafię się do tego przyznać, ale nie ma szans żebym słuchał jej gdzieś publicznie, nawet na najlepszych słuchawkach. Bałbym się, że ludzie ocenią mnie po tym, czego słucham, dlatego zawsze w takich sytuacjach odtwarzam tylko tych paręnaście utworów z mojej listy, które można by nazwać ambitnymi. "Tyryyyyyyyyy duuuuuuummmmmms", ale mój towarzysz siedzi niewzruszony. To mój chwilowy bohater.
            Kolejna stacja, kolejni ludzie. Na przeciwko mnie siada jakaś para, a więc nasza czwórka sie już zapełniła. Wciągam nogi, żeby zrobić im miejsce. Są zapatrzeni w siebie jak w obrazki, po chwili cichutkiej rozmowy ona opiera się mu na ramieniu i oddaje drzemce. Jej wyraz twarzy jest błogi i spokojny, czuje się bezpieczna, klasyczny schemat. On siedzi dumny, patrzy po ludziach jak zwycięzca, choć na moja oko ona nie jest za ładna, za mała i troszkę przy sobie. W ogóle ten widok jest mi miły i niemiły zarazem. Cieszy mnie jego satysfakcja, jako mężczyzna rozumiem go. Z drugiej strony tego rodzaju obrazki dręczą mnie tym bardziej, im dłużej pozostaje samotny po Izie. A Iza...
            Nie, nie zniosę tego idiotycznego wspomnienia. Chcąc pozostawić ten cień za sobą wstaję i otwieram okno. Oparty o futrynę jadę teraz z wychyloną głową, to bardzo przyjemna czynność. Wiatr we włosach orzeźwia, mogę przenieść się na chwilę do zupełnie innej przestrzeni, zapomnieć o pociągu i jego pasażerach. Szczególną zaś radością jest obserwowanie procesu, w którym z każdym metrem świat wydaje mi się coraz bardziej bliski, znajomy, znaczy się dojeżdżam do siebie. Na brązowych kamieniach nasypowych co jakiś czas leży puszka albo butelka, jest dużo bujnej, soczystej zieleni. W ogóle ile jeżdżę po kraju, tyle bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że ta zieleń i te butelki, to taki nieodłączny element naszego miejskiego, a przynajmniej przydworcowego krajobrazu. Myślę, szkoda że brudno, ale z drugiej strony jak dobrze, że Polska wciąż jeszcze oddycha żywym drzewem, choćby było ono w danej lokacji (jak dworzec) wadzące lub nieestetyczne. Coś za coś.
            Nadeszła w końcu i moja kolej wysiadki, jak zawsze po 26 minutach. Wysiadam więc, mam czas, bo muszę poczekać tu na brata. Chyba zapalę. Papieros-czasoumilacz.

Lubię obserwować i poznawać ludzi, interesuję się piłką nożną, polityką i sprawami Kościoła. Kocham mój kraj i chciałbym w moim życiu zrobić dla niego coś dobrego.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości