Adrian Walczuk Adrian Walczuk
114
BLOG

Fenomen się wyciera

Adrian Walczuk Adrian Walczuk Rozmaitości Obserwuj notkę 1

 

"Słowa ścierają się od użycia, zmniejsza się ich siła kupna."
Tadeusz Boy Żeleński
               
                Jak powszechnie wiadomo, obecnie w Brazylii trwają mistrzostwa świata w piłce nożnej. Dzisiaj mundial to ogólnodostępne święto, dzięki któremu mężczyźni mogą co dzień po pracy raczyć się cudowną mieszanką chłodnego piwa w gardle z najlepszym futbolem na ekranie. Na transmisję meczu składa się jednak nie tylko obraz, ale także dźwięk stadionu i komentarz. Chcę powiedzieć o zjawisku, które ostatnimi czasy dotknęło tego ostatniego.
               
                Komentatorzy w Polsce są lepsi i gorsi, można się spierać. Ja osobiście lubię energię, bogactwo ciekawostek Jacka Laskowskiego albo poczciwe, spokojne wywody mentora - Jacka Gmocha. Szanuję pogardzanego przez co niektórych Dariusza Szpakowskiego, który owszem, walnie czasem straszliwą gafę, ale od którego czuć, że w swoją pracę wkłada kawał serca. Chodzi mi jednak nie o przypadłości konkretnych dziennikarzy, ale raczej o coś niedobrego, co wkradło się i zadomowiło w ogóle komentatorskiego języka, a co mistrz Boy nazywa tzw. ścieraniem się słów.
               
                Niech za przykład posłuży wczorajszy mecz Anglii z Urugwajem. Po bramce dla Anglików jeden z komentatorów stwierdził, że "niewątpliwie było to jedno z najlepszych ofensywnych wejść Johnsona w karierze". Tymczasem Johnson minął jednego obrońcę, po czym dośrodkował wślizgiem, ledwo dogoniwszy piłkę. To wejście mogłoby być jednym z najważniejszych w jego karierze, gdyby bramka Rooney'a dała jego reprezentacji bezcenny mundialowy punkt. Ale jeżeli mówić o samej akcji to zdaje się, że jak dla kogo, ale dla Johnsona bynajmniej tego typu zagrania są chlebem powszednim. Drugim przykładem jest pianie nad geniuszem Luisa Suareza, który podobno zdobył w tym meczu 2 "cudowne bramki". Oczywiście, nie podważam wirtuozerii Urusa, ale czy na pewno objawiła się ona tak jaskrawo akurat w tym meczu? Czy naprawdę dobre, skuteczne wykończenie dwóch sytuacji z kilku metrów jest cudowne, przepiękne? Jak w takim razie nazwiemy gole Hondy czy Messiego, nie wspominając o piękniejszych trafieniach, które za pewne nas czekają?
               
                Drugim przykładem są tegoroczne mecze ligi mistrzów. Jak można mówić o niesamowitym starciu w dosyć niemrawym (jak na tej klasy zespoły, rzecz jasna) pierwszym meczu ćwierćfinałowym pomiędzy Barceloną i Athletico? Albo o nieprawdopodobnej dramaturgii w finale, tylko dlatego, że Real wyrównał 2 minuty przed końcem, a potem przeważył w dogrywce? Jak określić wobec tego pojedynki Liverpoolu z Milanem z 2005 lub Manchesteru z Bayernem z 1999?
               
                To swobodne szafowanie słowami kojarzy mi się z językiem bohaterów legendarnych "Psów" Pasikowskiego. Oglądając ten obraz, słowo "kurwa" stopniowo traci dla nas swój podstawowy negatywny wydźwięk, ubecy stosują je bowiem jak przecinka, a o wartości danej "kurwy" z czasem decyduje już tylko kontekst jej użycia albo intonacja głosu. To samo dzieje się w dziennikarstwie sportowym. Nazywając co drugi mecz niesamowitym, fantastycznym, a co 3 bramkę bajeczną, przymiotniki tracą swoją pierwotną siłę. Na najwyższym poziomie również mogą być mecze średnie, dobre, bardzo dobre i genialne, a nie tylko te dwa ostatnie. Oceniajmy najlepszą piłkę relatywnie, miarą godną najwyższego poziomu i najlepszych piłkarzy, a nie względem naszej kadry czy Ekstraklasy. Wtedy zgoda, każdy mecz będzie epicki, a każde trafienie niezapomniane... ale przecież nie o to chodzi.
               
                 

Lubię obserwować i poznawać ludzi, interesuję się piłką nożną, polityką i sprawami Kościoła. Kocham mój kraj i chciałbym w moim życiu zrobić dla niego coś dobrego.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości