Trwało to niecałe pięć minut. Kiedy chowałem aparat fotograficzny do plecaka, poczułem na sobie spojrzenia przechodniów, których nie brakuje o tej porze w parku. Bosonoga dziewczynka, którą zauważyłem dopiero w tym momencie, ustawiła się dwa kroki za moimi plecami. Wpatrywała się we mnie w skupieniu z lizakiem w ustach.
Nieco dalej w zobaczyłem stateczną damę. Przypominała mi dawno niewidzianą sąsiadkę mojej matki. Skinęła głową uśmiechając się z aprobatą.
– Cieszę się z tych zdjęć – powiedziałem. – Miałem dzisiaj dużo szczęścia. Udało mi się sfotografować szczęście z najbliższej perspektywy....
Pomachali mi na pożegnanie nie podnosząc się z trawy.