waldburg waldburg
1652
BLOG

wstrzelić się w towar

waldburg waldburg Polityka Obserwuj notkę 27

 

Gra w berka według A. Żmijewskiego

 

Żmijewskiego zapamiętałem w związku ze skandalem, który wywołał równo rok temu w Berlinie. Zajmowały się nim przez parę dni redaktorki telewizyjnych magazynów kulturalnych wybudzone z ogórkowej drzemki protestami gminy żydowskiej. W ramach sąsiedzkiego spotkania (sympozjum) artystów z Polski i Niemiec przywiózł ówże Żmijewski do Berlina wideo, na którym nadzy ludzie bawili się w berka w oświęcimskiej komorze gazowej.

No cóż, wolność sztuki. Wyłapał trend i uderzył z kopa, jak mu się wydawało, w odpowiednie drzwi. Mógł to uczynić inaczej – bardziej fekalnie albo erotycznie. Wyobraźnia artystyczna także w komorach gazowych nie zna granic. Ale guru z krainy Nikodema Dyzmy zagrał w Berlinie w berka wcale nie tak źle na tym wychodząc.

Dopiął swego i miał swoje pięć minut, a potem nawet pół roku, jak przystało na przedstawiciela mainstreamu politpoprawnych szarlatanów, którym nie pozostaje nic poza "wstrzeliwaniem się w skandal". Nieważne, w jaki, byle był - im większy, tym lepszy.

Ładnych parę lat temu rozmawiałem z handlarzem pirackimi płytami CD na nieistniejącym już stadionie dziesięciolecia. Narzekał na konkurentów, niskie ceny i kiepski utarg. Użył wtedy tego branżowego konstruktu frazeologicznego, ktory zapadł mi w pamięć.

Zwierzył mi się, że jego największym marzeniem jest "wstrzelić się w towar". Wytłumaczył laikowi, na czym polega tajemnica biznesu kupieckiego.

Nie był to człowiek szczególnie inteligentny, ale po swojemu cwany. Z lekceważeniem opędzał się od moich nieśmiałych sugestii, że może jednak warto czasem ruszyć głową, zastanowić się, czego ludziom brakuje naprawdę i że wtedy być może sami ustawią się w kolejce do jego stadionowej szczęki.

Nie interesowały go takie spekulacje. Nie miał skrzydeł Kolumba i samodzielne myślenie uważał za stratę czasu. Wolał śledzić, jaki towar "schodzi" u innych sprzedawców stadionowych, żeby się potem w niego "wstrzelić". „O niczym innym tak nie marzę, jak o tym, żeby się w końcu wstrzelić”, powiedział mi na pożegnanie.

Artysta Żmijewski zrobił to samo. Wyniuchał swój towar w Berlinie. A potem się wstrzelił. Jego filmik z nagusami w komorze gazowej miał rozluźniać spięcia i uprzedzenia między Niemcami i Polakami. Po fali niechętnych komentarzy wideo Żmijewskiego zostało jednak wycofane, ale rachuba szarlatana się sprawdziła.

Wstrzelił się na kuratora tegorocznego biennale w Berlinie, o czym dowiedziałem się przypadkiem parę dni temu z felietonu filmowego o dokonaniach Żmijewskiego emitowanego w magazynie Kulturzeit. Okazało się, że nigdy dotąd berlińskie biennale nie odnotowało takiej klapy. Impreza zakończyła się kacem.

Nie pomogły namioty ruchu occupy Germany, ani Palestyńczycy ściągnięci przez kuratora Żmijewskiego do Berlina. Mimo że uczestnikom happeningu wbijali do paszportów wizy wjazdowe, które upoważniały do odwiedzin w nieistniejącym państwie, nie doczekali się owacyjnego przyjęcia.

Nie odniosła sukcesu budowa muru pokoju (wall of peace) na Friedrichstrasse, który piętnować miał odgradzanie się świata bogaczy od świata biedaków. Bośniacka pomysłodawczyni instalacji Nada Prlja z Sarajewa chciała sprowokować dialog na temat nierówności społecznej, ale przechodnie nie okazywali zainteresowania. Doszło nawet do protestów i mur musiał być przedterminowo usunięty.

Także instalacja czeskiego aktywisty Martina Zet, która miała zakończyć się spaleniem na stosie 60 tysięcy egzemplarzy książki niechętnego Arabom ksenofoba Thilo Sarrazina, nie wypaliła.

Martin Zet nie przeprowadził spektakularnego palenia książek, gdyż biedak pewnie nawet nie wiedział, że nie wymyślił niczego nowego. Parę ulic dalej i parę lat wcześniej takimi samymi happeningami zabawiali się  Herrenmenschen w mundurach SA ze swastykami na ramieniu.

Rozczarowany artysta z obrzękami pod oczami wskazującymi na ekscesywne spożycie alkoholu musiał zgodzić się na kompromis. Zapowiedział publiczne zmielenie książek. Liczył, że odpowiednią ich ilość dostarczą mu uczestnicy eventu. Ale i tu spotkał go zawód. Pierwszą książką, którą przesłano mu pocztą jeszcze w styczniu, był egzemplarz koranu. Zamiast 60 tysięcy doczekał się 4 (słownie – czterech) egzemplarzy znienawidzonej przez lewaków książki Sarrazina, w której ostrzega on przed islamizacją Niemiec.  

Druga wyprawa Żmijewskiego do Berlina okazała się kosztownym niewypałem. Groteskowe biennale kosztowało niemieckiego podatnika 2,5 miliona euro. Nie dziwię się niemieckim artystom, że łapią się teraz za głowy.

W wywiadzie udzielonym tydzień temu magazynowi Kulturzeit  kurator prestiżowej imprezy był na skraju depresji. Głos mu się załamywał, oczy miał rozbiegane i chyba jeszcze bardziej pokrążone od oczu Martina Zet.   

 

Link do felietonu filmowego o berlińskim biennale z 2.07.12

http://www.3sat.de/mediathek/?display=1&mode=play&obj=31649

waldburg
O mnie waldburg

By                                                                                                            

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka