waldburg waldburg
375
BLOG

Maria

waldburg waldburg Rozmaitości Obserwuj notkę 1

 

Zdjęcia te robiłem pod koniec maja na festynie ulicznym. Na ogół nie przepadam za takimi imprezami. Zbiorowe manifestacje radości wywołują we mnie najczęściej irytację. Jest w nich coś udawanego i drażniącego, od dziecka uważałem je za hałaśliwe i ordynarne. Ale tym razem zareagowałem łaskawiej. Może dlatego, że cienie stawały się coraz dłuższe, zapadał wieczór i tłum w promieniach zachodzącego słońca wydał mi się tak nieprawdopodobnie kolorowy.

Znalazłem się na Bulwarze Zachodzącego Słońca, jeśli jest taki w Rio. Murzynka z diademem, który zrobiła zapewne z opakowań po papierosach, obserwowała mnie nieufnie. Widziała, że kieruję na nią aparat fotograficzny. Korona na jej głowie rozbłysła na chwilę, jak gdyby była ze szczerego złota. Nawet jej czarna skóra nabrała złocistego odcienia. W tej samej grupie dostrzegłem dziewczynę w  operetkowym stroju tancerki. Zwracały się ku niej wszystkie spojrzenia. Są takie osoby, których pojawienie się nawet w tlumie budzi natychmiastowe poruszenie. Nie widziała, że ją fotografuję, ale z gory byłem pewien, że zdjęcia będą lepsze niż zazwyczaj. Podszedłem do niej i zapytałem, czy zgodzi się, żebym zrobił jej parę portretów. Odpowiedziała po angielsku, że nie zna niemieckiego. Z początku wziąłem ją za Amerykankę, ale okazalo się, że była Rosjanką.  Na imię miała Maria. Dwadzieścia lat, studiuje w Moskwie. Do Berlina wpadła w drodze powrotnej z Frankfurtu nad Menem.

Przypominała mi Marinę Vlady. Powiedziałem jej o tym, ale po wyrazie twarzy zorientowałem się, że nie ma pojęcia, o kim mówię. Dopiero kiedy powiedziałem, że urodzona w Paryżu córka rosyjskich emigrantów była żoną Wysockiego, jej twarz rozjaśniła się.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Na deser akcent muzyczny.

Okna Tsakhan Zam z Kałmucji, który, o czym jestem przekonany, zrobi zawrotną karierę w Hollywood, śpiewa zachrypłym głosem Toma Waitsa i jednocześnie gwiżdże przez gardło. Na jego muzykę zwróciłem uwagę już wcześniej, ale dopiero teraz dotarlem do niej w sieci.

Nagranie, do ktorego doszło w kuchni pod żarówką (co widać) wykorzystał jako ścieżkę dźwiękową w swoim znakomitym filmie On the Trail of Genghis Khan młody Australijczyk Tim Cope.

Zaśpiewy Tsakhana Zama pojawia się na ekranie wraz z psem Cope'a Tichonem, który pędzi jakby frunął po bezkresnych stepach Azji środkowej.  Szczególnie w drugiej części nagrania warto się wsłuchać 

 

waldburg
O mnie waldburg

By                                                                                                            

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości