adam socha adam socha
1458
BLOG

Czy apteka szpitalna w Olsztynie truje pracowników i pacjentów?

adam socha adam socha Polityka Obserwuj notkę 2

 

W Szpitalu Płucnym w Olsztynie, w Pracowni Leków Cytotoksycznych (na choroby nowotworowe), naraża się zdrowie iżycie pracowników i pacjentów” – zostałem zaalarmowany przez pracowników tej Apteki.

Otwarcie nowej apteki szpitalnej, 21 lipca 2010 roku odbyło się z wielką pompą, z udziałem marszałka województwa warmińsko-mazurskiego Jacka Protasa (PO) i w obecności mediów. Przeniesienie apteki z parteru na strych i jego adaptacja kosztowała 450 tys zł; sprzęt - dodatkowe 250 tys zł. Dyrektorka Irena Petryna (działaczka PSL) ogłosiła,że jest to najnowocześniejsza apteka szpitalna w województwa i jedyna z Pracownią Leków Cytotoksycznych, spełniającą standardy unijne.
Media lokalne nie zorientowa
ły się,że uczestniczą w otwarciu „potiomkinowskiej wioski”. Wojewódzki Nadzór Farmaceutyczny nie wydał bowiem zgody na uruchomienie Pracowni z uwagi na brak sprzętu (loży laminarnej). Na potrzeby medialnego show dyrektorka poleciła przynieść z oddziału szpitalnego małą lożę, którą po imprezie odniesiono (widzimy ja na zdjęciu artykułu z „Gazety Olsztyńskiej”). Zgodę na otwarcie pracowni Nadzór wydał dopiero w listopadzie 2010, ale pracownia (PLC) została i tak uruchomiona dopiero w lutym 2011 roku, na skutek oporu kierowniczki Apteki, mgr farm. Elżbiety Majewskiej. Kierowniczka oponowała, gdyż dyrektorka nie zatrudniła do PLC odpowiednio przeszkolonego personelu.

Praca w pracowni jest bardzo niebezpieczna dla zdrowia iżycia, bowiem pracownicy dostają do ręki „bombę toksyczną”. Niewłaściwe obchodzenie się z tą „bombą”, w nieodpowiednich warunkach, to narażenie się na chorobę nowotworową. U kobiet powoduje niepłodność, a u kobiet w ciąży - uszkodzenie, a nawetśmierć płodu, toteż w PLC nie wolno pracować kobietom ciężarnym oraz karmiącym piersią.

Z uwagi na wysoką szkodliwość cytotoksyków, ich produkcja musi odbywać się w odpowiednio przygotowanych i wyposażonych pracowniach, gdyż trucizna zawarta w leku dostaje się do organizmu poprzez skórę, drogą pokarmową oraz na skutek wdychania jej cząstek. Organizacja i czas pracy podlegaścisłym reżimom. W Standardach Farmacji Onkologicznej „zaleca się, aby praca bez przerwy w loży nie trwała dłużej niż 2 godziny a całościowy czas pracy nie przekraczał 5 godzin”.

Komfortowe warunki”

A jak to wygląda w PLC, w Szpitalu Płucnym? „Techniczki farmacji, niczym stachanówki biją rekordy godzin pracy przy wlewach (przygotowaniu preparatu) – opowiedziała mi mgr farm. Ewa T., która rok przepracowała w tej pracowni, - Nie ma tygodnia, by techniczka nie musiała zrobić ponad 60 wlewów w ciągu dnia pracy. Tylko w poniedziałki jest mniej wlewów. Po takim maratonie techniczki mówiły mi: ,,nie pamiętam, co robiłam”. Są nieprzytomne ze zmęczenia. A przy produkcji tych leków jest wymagana ogromna precyzja, składniki podaje się w miligramach. Techniczki w ramach „odpoczynku” od trujących oparów biegną do pracy w aptece, bo z powodu zbyt małej obsady muszą pracować, i w pracowni, i w aptece, a praca w PLC przebiega w takim napięciu i nerwowości,że technik nie jest w stanie ciągnąć pracy potem w drugim zespole tj. w aptece

- W czasie spiętrzenia prac w pracowni cytostatycznej muszą pracować jednocześnie 4 osoby, bowiem na skutek złej organizacji pracy szpitala, recepty do Apteki spływają źno ( np. po 12.00). W czasie, gdy choć jeden z pracowników fachowych przebywa na urlopie lub odbiera dzień wolny za sobotę (a taka sytuacja ma miejsce w sumie przez ok. 6 miesięcy w roku) wówczas i ten niezgodny ze standardami skład zostaje dodatkowo zaburzony.

- Przecież to są młode kobiety, w wieku rozrodczym. Takie przekraczanie norm pracy i bicie rekordów musi się odbić na ich zdrowiu – dodaje mgr farm. Ewa T.”

Dyrektorka szpitala Irena Petryna w odpowiedzi mailowej (odmówiła osobistego spotkania) twierdzi,że „Przeciętnie, dziennie przygotowywanych jest ok. 20 wlewów, co skutkuje przybywaniem w loży nie więcej niż 2 godziny dziennie. Biorąc pod uwagę liczbę łóżek w naszym szpitalu, a także ilość przygotowywanych leków cytostatycznych, to obsada apteki zapewnia pracę w komfortowych warunkach”.

Tymczasem prawda jest taka,że liczba pacjentów będzie rosła a nie malała, bowiem szpital chce objąć tzw „chemią jednego dnia” (chory na nowotwór kładzie się w szpitalu tylko na czas przyjęcia leku), pacjentów z całego województwa.
Kierowniczka apteki El
żbieta Majewska, od chwili jej otwarcia domaga się zatrudnienia dodatkowych osób. Bez skutku. Liczba pracowników, tak przed otwarciem nowej Apteki, jak i obecnie, pozostaje ta sama i liczy 7 osób (w tym 1 sekretarka medyczna i 1 sprzątaczka).

Dziwny smak w ustach

Techniczki pracujące w PLC skarżyły się mgr farm. Ewie T. na uczulenia oraz dziwny smak w ustach. Kierownik apteki wiąże to z brakiem wyposażenia loży w PLC w dodatkowy wyciąg („komin”), który by uniemożliwiał zawracanie skażonego powietrza do pomieszczenia jałowego. Bez tego wyciągu, jej zdaniem, techniczki wdychają trujące opary.

Kolejny problem, to temperatura w aptece. Efekt przeniesienia apteki z parteru na strych i nie zainstalowania klimatyzacji. Pracownicy PLC pracują w małym, ciasnym boksie aseptycznym, w maseczkach na twarzy, czepkach na głowie. Latem w tej temperaturze pot im cieknie po twarzy i plecach, zaś zimą szczękają zębami.

Doraźna kontrola Wojewódzkiego Nadzoru Farmaceutycznego, spowodowana wystąpieniem kierowniczki Apteki, stwierdziła, iż temperatura w PLC wynosiła dwukrotnie 25.5 stopnia C. Zgodnie z Instrukcją temperatura w pracowni cytostatycznej powinna wynosić od 18 do 22 stopni C; chodzi o uniemożliwienie rozwoju mikroorganizmów, no i o komfort pracy pracowników. Inspektorat wydał stosowne zalecenia (Wojewódzka Inspektor Nadzoru Farmaceutycznego, mgr farm. Elżbieta Kuriata, nie chciała mi ich ujawnić, zasłaniając się tym,że wnioski pokontrolne jeszcze się nie uprawomocniły).

Problem temperatury dotyczy też magazynu leków. Tak latem jak i zimą pracownicy zmuszeni są wyłączać wentylację (klimy nie ma). Latem, gdy temperatura przekracza 28 stopni C. wyłączają, bo inaczej gorące powietrze zasysane z zewnątrz podniosłoby temperaturę do 35 stopni C. Zimą natomiast zmuszeni są wyłączać wentylację, gdy temperatura spada poniżej 18 stopni. Farmakopea Polska określa,że leki mają być przechowywane w temperaturze pokojowej, czyli do 25 stopni C.

Bezkarna

Kierowniczka od szeregu miesięcy dobija się u dyrektorki o przestrzeganie standardów pracy w aptece i przepisów prawa. Bez skutku. Dyrektorka pomiata nią, napuszcza podległy personel i kadrę szpitala, straszy zwolnieniem z pracy. To jej styl zarządzania. Podległych pracowników traktuje jak kukły, które mają ślepo wykonywać jej rozkazy, choćby szkodziły ich zdrowiu iżyciu. Najmniejszy sprzeciw jest pacyfikowany. Dyrektorce pomagają w tym, zatrudnieni po kumotersku albo po linii partyjnej (PSL), pracownicy. W szpitali panuje strach i donosicielstwo.
Grupa pracowników rok temu z
łożyła skargę na mobbing, w tym pracownica, która przeżyła zawał serca, pracownica, który w miejscu pracy – po ataku dyrektorki – zemdlała i doznała mikrowylewu oraz pracownica, która na skutek prześladowań ł roku leczyła się psychiatrycznie. Zjawisko mobbingu potwierdziła też ankieta PIP. Mimo to prokuratura rejonowa w Olsztynie po rocznymśledztwie umorzyła je, gdyż „nie była w stanie ustalić, czy mobbing występuje, czy też nie”. Dyrektorka już w początkowej fazieśledztwa chwaliła się sekretarce,że prokurator okręgowy ukręciłeb sprawie, bo zawdzięcza stołek PSL, a wtedy ona się zemści i wypierd... tych, którzy na nią skarżyli.

Irena Petryna czuje się bezkarna, gdyż jest prominentną działaczką PSL, a miastem i regionem rządzi koalicja PO-PSL. Irena Petryna, absolwentka Wydziału Rolnego ART w Olsztynie, była w PRL wiejską nauczycielką, następnie etatową działaczką aparatu ZSL, ale jej prawdziwa kariera zaczęła się w wolnej Polsce. Była wicemarszałkiem województwa, posłem dyrektorem oddz. NFZ. Po wyborach w 2005 roku stołek dyrektora oddziału NFZ trafił do PO, a Irena Petryna „na otarciełez” dostała Szpital Płucny, który podlega marszałkowi województwa (PO).

Adam Socha

CAŁY TEKST TUTAJ

Media lokalne nie zorientowały się, że uczestniczą w otwarciu „potiomkinowskiej wioski”.

Artykuł z "Gazety Olsztyńskiej" z 22.07.2010r.
PLC_GO_22.07.10

 

adam socha
O mnie adam socha

Prowadzę społecznie dziennikarskie śledztwa na łamach niszowego miesięcznika regionalnego "Debata", rozdawanego bezpłatnie poprzez olsztyńskie księgarnie oraz na portalu www.debata.olsztyn.pl Ostatnio wygrałem proces wytoczony z powództwa cywilnego przez właściciela sieci hoteli na Warmii i Mazurach za tekst "Barbarzyńcy w ogrodzie".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka