II część wywiadu z www.polskiepiekielko.pl
Stanisław Hyrnik: Obecnie duża część „młodych” endeków dystansuje się od dziedzictwa Ligi, traktują ją jako partię daleką od ideałów narodowych.
Wojciech Wierzejski: Rozumiem, że dziś w parlamencie mają bardziej narodowe partie? Polityka to działalność realna i relatywna, tzn. robi się to, co w danym momencie jest możliwe i w takim zakresie, na jaki partnerzy i wypracowane kompromisy pozwalają. A partnerzy i kompromisy to stały element polityki. LPR jak na jej siłę (ok. 8 % poparcia) uczyniła dla Polski więcej niż cały potężny PiS: cała polityka prorodzinna, dyscyplina w edukacji, zablokowanie ratyfikacji eurokonstytucji, zablokowanie wprowadzenia waluty euro, powstrzymanie presji lobby homoseksualnego na szkoły i legislację, zmiana kanonu lektur (niestety tylko dopóki byliśmy w rządzie) itd. PiS w zasadzie ma sukcesy tylko na polu polityki historycznej, a i to dotyczy „historii” selektywnie potraktowanej. Czy można było zrobić więcej? Pewnie tak. My działaliśmy – pamiętajmy – pod stałym zagrożeniem unicestwienia nas przez główną partię rządzącą, co jej się ostatecznie udało. Wiele inicjatyw, dziś ocenianych jednoznacznie negatywnie (Kaczmarek, Lepper) było ekstremalnymi próbami ratowania życia przez partię.
SH: Po przegranych wyborach w 2007 roku LPR miała szansę jeszcze szansę na powrót do Parlamentu?
WW: Jak u Barei, skoro nie powróciła do parlamentu, to znaczy, że szansy nie miała… Teraz jest inna epoka. Potrzeba nowych form współpracy i konsolidacji sił narodowych, nowych środków komunikacji ze społeczeństwem. Bogatsi o doświadczenia wiemy, że jedna, nawet w miarę silna partia na starcie (PJN, Solidarna Polska itp.) nic nie osiągnie i szybko się kurczy. Konieczna jest realna współpraca wielu liderów, pogodzenie zwaśnionych środowisk, nauczenie się kompromisu. Co więcej – powiem coś może zaskakującego – nie wystarczy budowanie porozumienia w oparciu o polityków spoza PiS i PO, trzeba wgryźć się w te dwa bloki. Trzeba zarzucić sieć szeroko. Nie szukać na siłę wrogów, tylko przyjaciół. I czekać na sprzyjające wiatry. One nadejdą. Tymczasem budować własny autorytet zawodowy, społeczny, moralny (jak Giertych), wypracowywać niezależną pozycję medialną (jak Michał Kamiński), wykuwać nową myśl (jak Bonisławski i Pawłowiec), pracować nad konkretnymi rozwiązaniami dla państwa (jak Bosak), tworzyć nowoczesny think tank (jak ostatnio Farfał z Haydukiewiczem, Kawą i Radkiem Pardą), integrować młodych patriotów (jak Tumanowicz i Zawisza).
Wiele metod, różne punkty widzenia, ale wspólna szkoła myślenia o celach Państwa i Narodu.
SH: Jeśli LPR, której nadal jest Pan członkiem, nie ma już szans zaistnieć w polityce, to jaki jest cel jej oficjalnej działalności? Obecnie nie jest w stanie wystawić nawet samodzielnie list wyborczych, o czym przekonaliśmy się w zeszłym roku.
WW: Jestem członkiem LPR z wielu powodów. Jestem lojalny wobec mego środowiska ideowego. Dopóki nie powstanie nowa inicjatywa, w którą LPR się w całości wpisze jako jeden z członów, nie ma dziś żadnej alternatywy. A ja wyznaję zasadę, że każdy odpowiedzialny patriota powinien być zorganizowany w jakąś formację ideowo-polityczną. LPR dziś to miejsce spotkań, pracy organizacyjnej, dyskusji o Polsce. Podziwiam zaangażowanie prezesa LPR Witolda Bałażaka, czy prof. Macieja Giertycha. Wspieram ich na ile potrafię. Pamiętajmy, że nic nowego nie powstanie z niczego. Jeśli powstanie to częściowo w oparciu o struktury i doświadczenie LPR.