wilfrid wilfrid
121
BLOG

Karuzela z Madonnami (o wierze i bałwochwalstwie)

wilfrid wilfrid Polityka Obserwuj notkę 20

 

Z krótką przerwą na naszą lokalną wojenkę domową (smutną i zawstydzającą przede wszystkim z uwagi na to, że domowa i że toczona z takim zapałem a nawet radością) wracamy do konfliktów poważniejszych. Choć czy ja wiem…?
 
Gdyby z pół roku temu ktoś próbował mnie przekonać, że hasło do krucjaty padnie z tego powodu, że miałaby się u nas pojawić popowa szansonistka to albo bym długo kręcił głową albo śmiał się przez dość długą chwilę. Bo w głowie by mi nie postało…
 
Ale postać musi. I to jeszcze w dwójnasób. Bo już nie sama Madonna Louise Veronica Ciccone ale w atrakcyjnym ( z całą pewnością dla niektórych) towarzystwie swej lokalnej, pod każdym względem uboższej kopii.
 
W obu przypadkach płaszczyzna konfliktu, zarówno ta widziana przez idące na wojnę z nimi hufce jakim i przez takich jak ja, stojących z boku jest ta sama. Oczywiście hufce mają swoją a gapie swoją.
 
Dla tych którzy oburzają się Madonną i jej jutrzejszym występem polem starcia jest obraza uczuć religijnych, której artystka czy też „artystka” ( a wybierajcie sobie sami…) ma się swymi występami dopuszczać. Dla tych stojących z boku i prezentujących stanowisko zdecydowanie „szwajcarskie” jest nim zaś… No właśnie! Co?
 
Myśle, że przede wszystkim przewrotna skuteczność. I, jak właśnie widzę na naszym, lokalnym podwórku, przewrotne okrucieństwo. Gdyż przeciwko tym hufcom gotowym ruszyć przeciwko pani Ciccione może ona wystawić i niechybnie wystawi … te same hufce, które do walki tak naprawdę ruszą pod jej sztandarem. Pod sztandarem skandalistki i prowokatorki. Prowokatorski, która na nic lepszego niż toczona z nią wojna liczyć nie mogła! I pewnie nigdzie indziej takiej wojny by się nie doczekała i jest teraz (proszę mi wybaczyć to stwierdzenie) wniebowzięta.
 
Madonny, z wyjątkiem jej pierwszego przeboju ( „Material Girl” jako clip jest urocza) nigdy nie słuchałem a, co za tym idzie, nie przepadam za nią również teraz. I tak już zostanie zważywszy na to, że wykonawcy organizujący swe występy w formie bizantyjskich festynów z miejsca tracą u mnie cała estymę. Dotyczy to nawet takich tuzów jak grające u nas niedawno U2, które wraz z przemianą Bono w Mr Fly przestało się dla mnie w ogóle liczyć. Tak więc wszelkie krzyże Madonny na mnie nie robią wrażenie programowo. A są wyłącznie po to, by, jeśli się wpisze w Gogle „Madonna” pierwsza wyświetlała się właśnie jej strona. Matka Chrystusa pojawia się dopiero na drugiej stronie podanych wyników.
 
Jeśli więc coś owa Madonna Louise Veronica Ciccione sobą symbolizuje to nieogarnioną potrzebę obcowania z tandetą i pucem. Zaś jeśli obraża to na pewno nie wiarę czy religijne uczucia lecz co najwyżej dobry smak.
 
Podobnie zresztą jak druga z bohaterek tej samej wojenki, być może świadomie się pod nią podczepiająca. Przy czym pani Dorota Rabczewska znana jako Doda obraza zapewne też swoją, sławną z przekazów o wybitnej wartości, inteligencję. Swoją drogą słuchając bredzenia tej pani zachodzę w głowę jakim cudem przyjęto ją w szeregi mensy. Jedno, co ów smutny dla owej renomowanej organizacji fakt tłumaczy to taka moja teoria. Oto Mensa połaszczyła się, jak łaszczą się prawie wszyscy, na jakieś europejskie fundusze z puli na wyrównywanie szans i afirmację środowisk defaworyzowanych. W tym skończonych idiotów i idiotek (zgodnie z zasadą równości szans i równości płci). Z tego tez powodu robienie afery z jej, panie Doroty głupiej (delikatnie mówiąc) i nie pierwszej zresztą wypowiedzi poświeconej Biblii uważam za niewłaściwe i nieco deprecjonujące atakujących ją. Bo czym innym jest wyczyn jej „chłopaka”, pana Darskiego. W moich oczach i mej osobistej ocenie ktoś, kto drze książkę jest zwykłym łobuzem. Kogoś, kto drze ją za treść, uważam zaś za bandziora. Ale robić z siebie debilkę może pani Rabczewska do woli. Tak jak pani Ciccione może robić z siebie bezguście.
 
Natomiast jeśli ktoś uważa, że jedna i druga obraża jego religijne uczucia to… współczuje mu słabej wiary. Jeśli jej podstawami jest w stanie wstrząsnąć ktoś formatu pani Dody albo choćby i Madonny Ciccione to problem leży zupełnie gdzie indziej niż diagnozują wszyscy ci, co się krytycznie na temat obu wyczynów wypowiadają.
 
I proszę mi nie tłumaczyć, że jutro jest święto maryjne! Jeśli coś Matkę Bożą czy samego Boga obraża to obraża ich i dziś i jutro i w każdy inny dzień a nie tylko 15 sierpnia. Bóg jest wieczny a Matka Chrystusa siedzi u jego boku. Każdego dnia od swego wniebowzięcia. Dlaczego wyczyny Madonny Ciccione miałyby ją obrażać akurat jutro nie pojmuję.
 
Przy całkowitym braku zrozumienia dla sztuki jednej i drugiej pani uważam, że to, co prezentują nie jest w stanie obrazić mojej wiary i Boga w którego wierzę. Sądzę, że jest to ten sam Bóg, którego czci większość ( a zapewne wszyscy) wypowiadający się z oburzeniem o pani Ciccione i o pani Rabczewskiej. Mówię im więc by odpuścili, bo robią im tylko klakę. I, jakoś tak nieświadomie i nieopatrznie ocierają się skrawkiem siebie o bałwochwalstwo.

 

wilfrid
O mnie wilfrid

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka