Magda Figurska Magda Figurska
458
BLOG

DEDAL I IKAR

Magda Figurska Magda Figurska Polityka Obserwuj notkę 1

QCHNIA POLITYCZNA

 

„Wciąż o Ikarach głoszą – choć doleciał Dedal” – pisał Ernest Bryll. Jak odległy to czas mistrzów kultury śródziemnomorskiej, którzy tragedię Ikara czynili tematem swoich dzieł, widzimy dzisiaj. Zdegenerowane czasy braku proporcji, szacunku i prawdy, czasy przeklętej prakseologii, która żywi się medialnym bełkotem peanów peerelowskiego, nieśmiertelnego cyrku. Buźka, rąsia, klapa, goździk. Spółdzielnia produkcji bohaterów narodowych. Spółka skarbu państwa. Śniadanko z premierem, obiadek z prezydentem. Później sesja do Vivy i Małego Lotnika. Wywiad w TVN i Superstacji. Zdjęcie na okładkę „Życia na gorąco”. Temperatura się podnosi. Produkcja gadżetów z miniaturką boeinga (bez podwozia)  i naklejek rodem z Tygodnika Powszechnego. „Bohater ma głos w moim domu”. Bo prawdziwy bohater to żywy bohater. Tylko na takim można zarobić. Ku uciesze widzów, często wbrew uczestnikom dramatu, zwykłym, skromnym ludziom, którzy tylko robili swoje. I może mieli więcej szczęścia, że „nikłe pierze skrzydłem uronione” nie spotkało się z brzozą, albo rosyjskim OMON-em, że mieli wsparcie, które zadecydowało o zwycięstwie nad prawem grawitacji.
Bohaterowie przestworzy rodzą się wszędzie. W małych maszynach i wielkich, stalowych ptakach. Czy tego chcemy, czy nie. Na kamieniu, betonie, w błocie, w pełnym słońcu i we mgle.  Rodzą się w zasadzce, pułapce, labiryncie bez wyjścia. Jak Ikar z połamanym skrzydłem leży na Powązkach kapitan Protasiuk, który „nie ucapił swojego”. Jak w wierszu odwracamy oczy od podniebnym dramatów, zrzucając winę na młodość i brawurę. Lekceważymy prawdziwe przyczyny.  To nie my, lecz media kreują bohaterów, naznaczając wcześniej aktualnych piętnem wyklętych, robiąc miejsce w panteonie bohaterów narodowych, nowemu, doheroizowanemu przez siebie. Bo potrzeba autorytetu, pozytywnych wzorców osobowych, szczególnie silna wśród Polaków, zakłada nie tylko profesjonalizm i zwycięstwo, ale tę nutkę poświęcenia, męstwa, balansowania na granicy ryzyka, które, jeśli kończy się pomyślnie, jest zdolne przyćmić blask gwiazd już świecących.
            Kapitan Tadeusz Wrona, brawurowo lądując na brzuchu „stalowego wieloryba”, ocalając życie 231 osób, jest nowym bohaterem narodowym, docenionym nie tylko przez facebookową społeczność, ale wszystkich Polaków i samego Prezydenta PR z Kancelarią włącznie. Niewątpliwie wielka wiedza i doświadczenie pilota były głównym atutem powodzenia, według nagle uaktywnionych „specjalistów” od latania, którzy docenili też całościowy i kompleksowy system, począwszy od kontaktów z wieżą, środków bezpieczeństwa, na pilotowaniu przez F-16 skończywszy.
Nagle okazało się, że pilotaż to gra zespołowa, w której jednakowo ważny jest każdy element na ziemi i w powietrzu, a nasi piloci, podobnie jak wszystkie służby, zdały egzamin. Ci sami „specjaliści”, którzy, podobnie jak MAK, wcześniej umniejszali rolę smoleńskiej budy zwanej „wieżą”, przygotowanie lotniska czy późniejsza akcję ratowniczą na Siewiernym. Szympanse z”wieży” i ich błędne komendy, które wprowadzały pilotów w błąd powtarzający "na kursie i na ścieżce”, szwankująca radiolatarnia czy działania systemu TAWS nie były wówczas żadną przeszkodą. Przecież to brawurowy Ikar, razem z innymi niewylatanymi debeściakami, bez obowiązujących zaświadczeń, naciskany zewsząd przez pijanych pasażerów, jest winny katastrofy.
Daleka jestem od porównywania obu lotów i ich finału. Ale porównanie to przeprowadził sam Tadeusz Wrona, odpowiadając Marcie Kaczyńskiej na jej wątpliwości., stwierdzając: „My do końca mieliśmy sprawny samolot, z wyjątkiem tego, że nie było podwozia  i byliśmy przygotowani na awaryjne lądowanie. Piloci Tu-154 nie”.
Pomijając już zamianę przez pilota cienkiej brzózki na grubą sosnę, jego słowa nie są prawdą. Już pół godziny po starcie z lotniska w Nowym Jorku, pilot Tadeusz Wrona poinformował wieżę w Warszawie, że zauważył poważny wyciek płynu hydraulicznego i może mieć kłopoty z lądowaniem.
A wiec boeing nie był sprawny. Poważna usterka centralnego układu hydraulicznego, i pęknięcie przewodu doprowadzającego płyn do systemu, może nie tylko zablokować podwozie samolotu, ale i wpływać na blokadę innych. Jednak pilot kontynuuje lot awaryjnym samolotem nie zawracając, nie lądując na lotniskach po drodze. Sytuacja jest więc całkowicie odwrotna, tupolew był sprawny, załoga nie tylko została sama, ale i wprowadzona w pułapkę bez wyjścia. Stwierdzony brak nacisków na pilotów, przyjęto a priori w wypadku boeinga. Powołana komisja pod przewodnictwem E.Klicha, nie dotknęła samolotu zanim specjaliści z USA nie przylecieli do Polski. Rzecznik LOT powiedział: „Podwozie nie mogło się wysunąć z powodu awarii zasilania”.
I nagle wszystkie opinie „ekspertów” od latania, z redaktorem Hypkim i Gromosławem Czempińskim na czele wzięły w łeb. Na nic zdało się odmienianie przez wszystkie przypadki słów mistrz, bohater, perfekcjonista. Nie tak łatwo jest wykreować bohatera, mistrza przestworzy.  Bo przyjeżdża zwykły technik zza oceanu, zastaje samolot w całości, nie pocięty piłą mechaniczną, z nienaruszonymi kilofem oknami i wszystkich pasażerów żywych, nierozerwanych na części.
I wystarczył jeden ruch amerykańskiego technika, by podwozie się wysunęło. Przed usunięciem awarii.
Ale i tak wszyscy się cieszą. A najbardziej naczelni rabini, którzy dotarli cało na Zjazd Rabinów Europy, w Warszawie. A my pozostajemy z refleksją, czy nie jesteśmy bardziej podobni do Ikara.
 
 
Tekst opublikowany w nr.45/2011 Warszawskiej Gazety

 

Proponuję oryginalne danie: SŁOWA W SOSIE OSTRO-GORZKIM,produkt ciężko strawny i kaloryczny, okraszony szczyptą humoru i odrobiną ironii. ================================================= Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka