Magda Figurska Magda Figurska
541
BLOG

49 minut Polski

Magda Figurska Magda Figurska Polityka Obserwuj notkę 3

 

QCHNIA POLITYCZNA
 
 
 
49 minut Polski *
 
 
- Ale mam dziwną mamę – powiedział mój syn, gdy z radością zareagowałam na prezent pod choinką. Notabene zamówiony wcześniej u Mikołaja. - Większość mam marzy o kremie przeciw zmarszczkom, balsamie na cellulit czy innym mazidle, ewentualnie o jakimś modnym gadżecie do kuchni typu urządzenie do pieczenia chleba, maszynka do makaronu czy innym lodołamaczu. A ty – o wywiadzie wojskowym Polski Ludowej, zwanym długim ramieniem Moskwy. Ale: prosisz – masz,  Mikołaj jest od tego, by spełniał marzenia. Jak przeczytasz – ja czekam w kolejce – dorzucił.
 
Czy jestem dziwna? Zmarszczki mało mi przeszkadzają, cellulitu nie mam, pieczywo kupuję w piekarni, w myśl dawnego hasła poety, że murarz muruje, piekarz piecze, więc mam czas na przeczytanie 535 stron, które, jak napisał prof.A.Zybertowicz „mogą pokonać deficyt odwagi potrzebnej do poszukiwania prawdy”.
 Kto pokusi się o odsłonięcie prawdziwej historii jak nie odważny historyk? Kto odkryje przed nami niewygodną prawdę dnia dzisiejszego? Klakierzy zwani kronikarzami lub rzecznikami obecnej władzy? Dziennikarze, dla których polityka jest jak marihuana, co widać po objawach, czy entomolog wymagający natychmiastowej konsultacji psychiatrycznej, wybrany na szefa komisji obrony narodowej w nagrodę za język pogardy?  Kto ma dbać o finanse publiczne?  Licencjat czy profesor, ekonomista czy prestidigitator, Vincent czy Jacek, który zamiast reform zapowiada zmianę liczenia polskiego długu?  A może jego wiceminister o pseudonimie „Gaik”?  
 
Kłamstwa 24h. O Platformie, która miała być Obywatelska, o zielonej wyspie, kryzysie, który nas ominął, o wysokich standardach rządzenia, o profesjonalizmie i uczciwości. I o polityce, która zachowuje się jak po marihuanie, o prezydencie RP, który z bolącym gardłem nie zniósłby lotu do Pragi na pogrzeb Vaclava Havla, więc wypchnął „styropian”. Tylko ustępujący Jerzy Buzek w mowie pożegnalnej wyznał szczerze: - Żadna instytucja nie jest nieśmiertelna, nie powinniśmy mieć złudzeń, że UE jest tu wyjątkiem. Padliśmy ofiarą złudzeń.
 
I tu zaczyna się moje zdziwienie. Nie wystarczą już mi okrągłe exposé, obietnice rozliczenia tych, którzy „spieprzyli”, zapewnienia, obiecanki, „cały ten zgiełk” pustego PR. I ciągle ten czas przyszły: zrobimy, zreformujemy, usprawnimy. W Warszawie i Brukseli. Nawet dobrze skrojone garnitury i gustownie dobrane krawaty Buzka, nobliwa fasada i wcześniejsze zapewnienia, że weszliśmy do organizacji, w której nie ma miejsca na kryzysy. To dla mnie za mało. Interesuje mnie, ile kosztuje propaganda sukcesu, gdzie są pieniądze z szumnie ogłaszanego wzrostu gospodarczego, za co płacimy rządowi i ile, za poprawność, nijakość, puste frazesy i ostrzeżenia Buzka, wypowiedziane pod koniec kadencji, czyli za to, co zwą musztardą po obiedzie. Dlaczego szef MSZ uprawia samowolkę w Berlinie, a w telewizji zwanej publiczną, misją stają się reklamy w języku niemieckim? Dlaczego prezes TVP J.Braun emituje oświadczenie premiera Tuska o zakończeniu polskiej prezydencji, w którym przemyca krytykę programu J. Pospieszalskiego? I stwierdzenie, że ośmielający się krytykować B.Geremka to ludzie, którzy nie chcą Europy. A może to Maciej Wierzyński miał rację pisząc, że  „Polska ma telewizję publiczną, której program często jest obrazą ludzkiego rozumu”?  Chowem i tresowaniem gapiów, którzy wprawdzie będą umieli śpiewać i tańczyć, ale trzeba im zlikwidować „Telewizyjne Wiadomości Literackie” i „Hurtownię książek”, bo to wyrzucone w błoto pieniądze. A i tak ich mało, bo wcześniejsza misja energooszczędna Tuska, by nie płacić abonamentu za „reżimową” telewizję PiS, została przez widzów potraktowana serio także dziś za reżimu Platformy, w którym Wildstein, odmiennie od Nergala, jest prosty do odstrzału.
 
 Jedynie prawdziwe wiadomości  TVP to relacje z uroczystości pogrzebowych. Gdy trumny Polaków wracają do Polski. Wtedy na chwilę zamiera przemysł pogardy, by następnego dnia powrócić na nowo z oskarżeniami opozycji. Katastrofa smoleńska czy ostatnia tragedia w Afganistanie – śmierć pięciu polskich żołnierzy i następnego dnia - śmierć szóstego na sepsę, jest dowodem, że państwo nie działa, nie zdało egzaminu z obrony swych obywateli, lekceważy sprawy bezpieczeństwa, obronności i armii. I co najbardziej smutne, nie uczy się na błędach. Poprzednich katastrof lotniczych czy śmierci geologa Stańczaka. Polski kontyngent nie jest w stanie regularnie patrolować terenu, bo nie ma wystarczającego wsparcia z powietrza, psują się Rosomaki, serwis techniczny jest niewystarczający. Nie zadziałał też system namierzania ładunków. I co robi szef MON? Bawi się w mściciela i zapowiada zemstę zamiast wyciągnąć wnioski z poprzednich zaniedbań. A premier Tusk, jak zwykle, wypowiada swoją kolejną, złotą myśl:  „Spodziewaliśmy się, że Pan Bóg oszczędzi nam ofiar”.
 
My, Polacy, spodziewaliśmy się również, że będziemy mieli odpowiedzialny rząd, który potrafi zadbać o swoich obywateli. Godząc się na Boski plan, nie możemy się zgodzić na ludzką niekompetencję, lekceważenie i arogancję. To my, Polacy przekonani, że płaciliśmy za uczciwe rządzenie, za wiedzę i umiejętności,  padliśmy ofiarą ICH złudzeń. Albo sprytnego planu stworzenia kapitalizmu oligarchicznego, który zabezpieczał interesy ciągle tych samych struktur władzy. Trochę wyblakłych, trochę odmienionych, koniunkturalnie „nawróconych” z socjalizmu na liberalizm.
 
Głodni marzeń o niezależnym i niepodległym państwie, wolnym od komunizmu i z rozliczeniem jego zbrodni,  prawdziwym państwie wspólnoty tradycji, historii i wspólnych celów, od 1990 roku płaciliśmy za marzenia. Coraz więcej i więcej. Aż do granic zagłady, samounicestwienia.  Zostaliśmy oszukani. Odarci nie tylko z dóbr materialnych, które były dziełem pokoleń, z premedytacją doprowadzeni do ruiny gospodarczej, ale i z dóbr duchowych, których za cenę krwi broniły pokolenia naszych przodków.
Dziwię się, że nie dziwiłam się wcześniej myśląc, że żyję w naprawdę wolnej i demokratycznej Polsce, że mój los zależy tylko ode mnie, że należę do wspólnoty ludzi zamieszkujących jeden teren i mówiących jednym językiem, wyznających te same wartości i tworzących jedną kulturę. III RP ze swym kłamstwem założycielskim była pierwszym etapem podziału społeczeństwa i jego przewartościowania. Zawłaszczyła wszystko, zrehabilitowała zbrodniarzy, WRON i tajnych współpracowników. Z komunisty zrobiła opozycjonistę, z opozycjonisty – faszystę. Najpierw ośmieszanie, obelgi, później ostracyzm, jawna drwina, wreszcie inne narzędzia represji. Wykluczenie.
 
Drugim etapem była tragedia smoleńska, która zjednoczyła wykluczonych, spychanych od dawna nie w ślepy zaułek, ale getto odgrodzone od reszty „elit” metalowymi bramkami. Zakaz walki o prawdę, godność, człowieczeństwo. Zakaz złożenia kwiatów i zapalenia znicza pamięci. Na stale przypięta łatka moherów i oszołomów. Reglamentowana żałoba i napisy na sztandarach. Zakrzyczane pytania i niewygodne oceny. I właśnie w tym getcie wykluczonych, wbrew pozorom nie jest duszno, można oddychać pełną piersią zjednoczonych wspólnotą tragedii, przeżyć, szacunku, wartości. I tę wspólnotę próbuje się rozbić, jak drugi obieg w PRL. Ale będzie to niemożliwe. Bo przebudzenie stało się faktem. I nie pozwala nam już nigdy zasnąć.
 
Myślę sobie, że wbrew wszystkiemu, Donald Tusk miał wielką szansę. Stać się prawdziwym mężem stanu, który mógł zjednoczyć podzielony naród, scalić, co rozbite wcześniej przez kolejne rządy. Gdyby przyjął umowę między Polską a Rosją, miał siłę walczyć o rzetelne wyjaśnienie katastrofy, walczyć o prawdę, zabiegać o dowody nie w interesie Prawa i Sprawiedliwości, ale wszystkich Polaków. Tę szansę zaprzepaścił. Został pierwszym premierem III RP, który odrzucił interes narodowy dla korzyści politycznych. I jako pierwszy premier wolnej Polski usłyszał w sejmie, że jest zdrajcą.
Za kilkanaście lat odważni historycy napiszą kolejny rozdział długiego ramienia Moskwy. I Donald Tusk tam będzie. Jako premier, który zdradził.
 
* „Przebudzenie”, scenariusz i reżyseria Joanna Lichocka, Gazeta Polska. Czas: 49 minut.
 
 
Tekst Opublikowano w nr.52/2011 Warszawskiej Gazety
 
 
 

 

Proponuję oryginalne danie: SŁOWA W SOSIE OSTRO-GORZKIM,produkt ciężko strawny i kaloryczny, okraszony szczyptą humoru i odrobiną ironii. ================================================= Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka