witoldrepetowicz witoldrepetowicz
493
BLOG

Porozumienie turecko-armeńskie podpisane ale wojna trwa

witoldrepetowicz witoldrepetowicz Polityka Obserwuj notkę 5

W miniony weekend doszło do historycznego wydarzenia i nie chodzi mi o podpisanie Traktatu Lizbońskiego (co było nieuniknione) ani o kolejną aferę. Chodzi mi o podpisane Zurychu porozumienie armeńsko-tureckie o nawiązaniu stosunków dyplomatycznych i otwarciu granic. Aby uświadomić sobie wagę tego wydarzenia warto uzmysłowić sobie, że w odległości zbliżonej do tej między Warszawą a Madrytem od 21 lat toczy się wojna.

Chodzi oczywiście o konflikt azersko-ormiański o Górski Karabach, który wybuchł w 1988 r. Po 6 latach walk, w 1994 r. doszło do podpisania zawieszenia broni, ale formalnie oba kraje nadal są w stanie wojny. Armenia wówczas pokonała Azerbejdżan, zdobywając terytorium Górskiego Karabachu oraz ok. 10 % terytorium Azerbejdżanu poza ormiańską enklawą. Gdy w 1998 r. próbowano dojść do jakiegoś kompromisu skończyło się to obaleniem prezydenta Armenii i przejęciem władzy przez desant karabaskich polityków skupionych wokół Roberta Koczoriana. Zarówno on jak i jego następca, obecny prezydent Armenii Serż Sarkisjan urodzili się w stolicy Karabachu – Stepanakercie, a więc formalnie na terenie należącym wciąż do Azerbejdżanu, a za nim wylądowali w Erewaniu, pełnili funkcje rządowe w rządzie Karabachu. Koczorian był pierwszym prezydentem Karabachu, nie uznawanym zresztą przez żaden kra na świecie … łącznie z Armenią. Na pierwszy rzut oka może dziwić, że prezydent Armenii Robert Koczorian nie uznał Górskiego Karabachu którego raptem 2 lata wcześniej był prezydentem, ale czy to jednak takie dziwne? Bo po co miałby uznawać? Zresztą celem Armenii nie jest niepodległy Karabach, lecz jego przyłączenie do Armenii.

Co to ma wspólnego z Turcją? Wszystko, Azerowie to bowiem Turcy, ich język od języka tureckiego niewiele się różni, a Turcja jest ich naturalnym sojusznikiem. Zamknięcie granicy armeńsko-tureckiej nastąpiło właśnie w konsekwencji wojny o Karabach. Azerbejdżan i Turcja mieli nadzieję, że w ten sposób dokonają blokady gospodarczej Armenii i zmuszą ją do ustępstw. Zwłaszcza, że wydawałoby się że czas będzie grał na korzyść Azerbejdżanu, bogatego w ropę i mającego dostęp do strategicznie ważnego (rurociągi kazachskie i turkmeńskie) morza Kaspijskiego. Spójrzmy bowiem na mapę. Nie mająca dostępu do morza Armenia graniczy od zachodu z Turcją, a od wschodu z Azerbejdżanem, na północy z Gruzją, a na południu, na zaledwie około 20-kilometrowym odcinku z Iranem. Gruzja graniczy z Rosją, Turcją i Azerbejdżanem. Ale transport z Armenii do Rosji, będącej tradycyjnym sojusznikiem Armenii, via Gruzja, z wiadomych powodów, nie był (i tym bardziej nie jest) optymalnym rozwiązaniem. Zresztą na Zakaukaziu powszechnie znane są również animozje (i to delikatnie mówiąc) armeńsko-gruzińskie.

Ale Turcy się jednak przeliczyli. Wydawałoby się teoretycznie, że muzułmański i w dodatku szyicki Iran powinien trzymać z Azerbejdżanem, który tez jest szyicki (choć mocno zsekularyzowany). W dodatku w Iranie co czwarty mieszkaniec to Azer, a Ormian, którzy wszak sa chrześcijanami, jest ledwie garstka. Nic bardziej mylnego, Persowie są strasznymi nacjonalistami i tradycyjnie nie cierpią Azerów i Turków. Poza tym z Imperium Osmańskim wojowali przez stulecia. Persowie zwykli się o Azerach wypowiadać pogardliwie nazywając ich „karaluchami”, całkiem niedawno taka mało wybredna seria żartów w jednej z perskich gazet doprowadziła do niepokojów w Tebrizie – stolicy irańskiego Azerbejdżanu. Irańczycy chyba tylko Arabów nie cierpią bardziej. Tymczasem z Ormianami jest odwrotnie. Przez wieki część Armenii znajdowała się pod władzą szacha. Abbas Wielki sprowadził liczną grupę Ormian do swej stolicy Isfahanu, uznając iż rozkręcą handel z pożytkiem dla państwa, a kolejni szachowie wydawali dekrety potwierdzające liczne przywileje Ormian w Persji. Rewolucja islamska tego nie zmieniła i relacje armeńsko-irańskie są bardzo dobre.

A teraz spójrzmy na sytuację geograficzną Azerbejdżanu. Z Turcją graniczy jedynie, wciśnięta między Armenię i Iran enklawa azerska – Nachiczewań, a granica ta to raptem około 10 kilometrów w górach. Azerowie generalnie aby dojechać do Turcji musza podróżować przez Iran.

To wszystko spowodowało, że czas zaczął grać na korzyść…. Armenii. Po pierwsze Armenia zdobyła nie tylko Karabach ale i okoliczne tereny azerskie co powoduje, iż Karabach jest dobrze zintegrowany z Armenią. Po drugie ukształtowanie terenu gra na korzyść Armenii (tereny górzyste są opanowane przez Armenię, co nie sprzyja ewentualnemu atakowi azerskiemu). Po trzecie gospodarka Azerbejdżanu oparta jest wyłącznie na ropie podczas gdy Armenia zdołała osiągnąć boom w oparciu o zdywersyfikowane gałęzie przemysłu i to mimo częściowej blokady. Po czwarte Armenia ma dobre stosunki i z Rosją (tradycyjnie), i z Iranem (tez tradycyjnie) i z UE (lobby ormiańskie we Francji jest bardzo silne i jest to klasa wyższa niż przeciętny Turek w Niemczech). Azerbejdżan ma dobre stosunki z USA z uwagi na swoje położenie. Ale Azerbejdżan to zamordystyczna dyktatura w stylu azjatyckiej despotii, w dodatku dynastyczna, a w Armenii jest demokracja choć bardzo kulawa. W przypadku ataku na Armenię Azerbejdżan mógłby liczyć wyłącznie na pomoc Turcji. A tu tymczasem Turcja wbija nóż w plecy Azerbejdżanowi.

Wszyscy się cieszą z porozumienia turecko-azerskiego … no może z wyjątkiem samych zainteresowanych. Na uroczystości w Zurychu obecni byli szefowie dyplomacji: USA, Rosji, UE oraz Szwajcarii. Ale w Turcji i Armenii słychach głosy niezadowolenia. Nie wspominam o Baku bo to oczywiste, że tam porozumienie powitano z wściekłością. Jeżeli chodzi o ratyfikację porozumienia to z tym oczywiście nie powinno być żadnego problemu bo parlamenty obu krajów są opanowane przez rządzące partie. Jednakże wielu Turków zastanawia się po co to porozumienie Turcji. Armenia naciska w sprawie uznania mordów Ormian na początku XX w. za ludobójstwo, Armenia okupuje terytorium bratniego Azerbejdżanu – po co więc Turcja ma normalizować z nią stosunki? I jest to dobre pytanie. Sugestia, że chodzi o integrację z UE jest nie przekonująca bo to wydarzenie niewiele w tym wymiarze chodzi. A może bardziej chodzi o relacje z nieobecnym na uroczystości Iranem, z którym Turcja już cichaczem współpracuje w zwalczaniu partyzantki kurdyjskiej? Albo z Rosją?

Ale nie tylko Turcy mają wątpliwości. Również wielu Ormianom zwłaszcza z diaspory się to nie podoba (choć w tym wypadku korzyści z otwarcia granicy są wyraźne). W tym wypadku jednak nie chodzi o Karabach bo układ z Turkami nie wnosi nic do tej kwestii (przynajmniej nic niekorzystnego dla Ormian). Zresztą trzeba pamiętać, że porozumienie podpisał prezydent Armenii - przedstawiciel „partii karabaskiej”. Ale niechęć do Turków i fundamentalne stawianie kwestii ludobójstwa jest zbyt silne. Dlatego wielu Ormian jest również niezadowolonych.

Porozumienie turecko-ormiańskie jest na pewno porozumieniem historycznym. Jest to też dobra wiadomość dla turystów, którzy będą teraz mogli podróżować przez przepiękne pogranicze turecko-ormiańskie, gdzie wznosi się wspaniały wygasły wulkan – biblijna góra Ararat. Ale znaki zapytania zostają, zwłaszcza ten o koniec wojny azersko-armeńskiej.

Liczy się dla mnie przede wszystkim człowiek, jednostka, która ma prawo do wolności dopóty dopóki nie narusza wolności drugiego człowieka.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka