Oto miara kabotyństwa polskiego dyskursu publicznego, owej ersatz-dyskusji, nakazującej nam, miast o strategicznym wymiarze naszych międzynarodowych uwarunkowań, dyskutować o tym, czy Prezydent Kaczyński powinien “wziąć do samolotu” Wojciecha Jaruzelskiego, czy nie.
Owa ersatz-dyskusja na poziomie praktycznym jest oczywiście całkowicie jałowa: Jaruzelski nie będzie pewno prosił o miejsce w samolocie prezydenckim, a Prezydent Kaczyński będzie w ten sposób uwolniony od dylematu, choć gdyby miał okazję Jaruzelskiego zabrać, niewątpliwie by to uczynił, bo w przypadku startu w wyborach prezydenckich, gest taki i tak nie odbierze mu wyborców prawicowych (a na kogo właściwie mieliby oni glosować?), zaś na pewno przyda mu trochę głosów postkomunistycznej lewicy: jakichś sierot po PZPR czy Samoobronie… Więc, z perspektywy Prezydenta Kaczyńskiego, jest to opcja „win-win”. Ale nie sądzę, by Jaruzelski dał mu taką szansę.
Natomiast gazety, rozgłośnie radiowe i blogi huczą od problemu polskiego nr 1: Czy Prezydent Kaczyński powinien udzielić miejsca Jaruzelskiemu w swoim samolocie? Szczytem kabotyństwa, owej polskiej mizerii skoncentrowanej na kostiumach i dekoracyjnym blichtrze, jest wpis naszego Salonowego ornitologa-kanareczka, czyli Euro-p. Marka Migalskiego, który odgrywając jakiegoś powiatowego Rejtana, który zszedł prosto z kart wczesnego Mrożka, teatralnie wzywa Prezydenta Kaczyńskiego, że lepiej jest „godnie przegrać” niż „podle wygrać”. A oznaką owej „podłości” miałoby być… uwaga, nie udział w rosyjskim rocznicowym teatrze w Moskwie, ale wzięcie Wojciecha Jaruzelskiego do samolotu!
Nie każdy oczywiście reprezentuje taki poziom infantylizmu jak nasz Euro-kanareczek, który dopiero co zabawiał nas chichotami o wysyłaniu jakichś widokówek jakiemuś Iwankowi, licząc zawodnie, że rozrechocze w ten sposób publikę. Przyjmuję za dobrą monetę: Migalski nie jest reprezentatywny; w ugrupowaniu tym są przecież i ludzie mądrzy, sam paru z nich poznałem. Ale fakt, że nawet w programie radiowym prowadzonym przez cenionego przeze mnie dziennikarza i dobrego kolegę usłyszałem dobry kwadrans dyskusji na temat ewentualnego zabrania Jaruzelskiego do samolotu potwierdza moje smutne przeczucie, że tak trudno, tak cholernie trudno nam wyzwolić się z owego rozpaczliwego połączenia mizerii z pychą, owej fatalnej mieszanki kompleksu niższości i zawadiackiej fanfaronady, owego pustego i niszczącego nas kabotyństwa.