Żegnaj, Panie Prezydencie, żegnaj, mój Kolego od wielu lat, Leszku.
Od czasu ponownego nawiązania – z Twojej inicjatywy, za co Ci dziękowałem – naszej znajomości, miałem okazję obserwować Cię jako Prezydenta, a nie jak niegdyś – uczestnika seminarium „privatissimo” u profesora Ehrlicha, o czym cieplo wspominasz, wraz z Jarosławem, w swym wywiadzie-rzece. Jako Prezydenta – ale nie w dostojnych i ważnych momentach urzędowych, lecz w stanie pewnego rozluźnienia, gdy robiłeś to, co chyba ostatnimi laty dawało Ci – obok życia rodzinnego – największą satysfakcję: udział w dyskusji intelektualnej z ludźmi, o których wiedziałeś, że się z Tobą zgadzają i z tymi, którzy się z Tobą w wielu ważnych sprawach nie zgadzali – a jednak szanowałes ich zdanie, bo w przeciwnym razie byś ich przecież nie zapraszał.
To tam – w ośrodku prezydenckim w Lucieniu, a także – już w nieco innej konwencji – w Belwederze – mogłem zaobserwować Twoją pasję dyskusji, wymiany opinii, intelektualnej przygody. Nie odrzucając zupełnie prerogatyw „prezydenckich”, uczestniczyłeś w dyskusjach na nieco innych zasadach, niż wszyscy inni, włączając się do dyskusji, gdy uznawałeś, że już zbyt dużo nagromadziło się wątków, które chciałbyś skomentować – a mówiłeś zawsze bez kartki, choć z żelazną strukturą komentarza, i bez besserwisserskiego nadęcia w stylu: „Roma locuta, causa finita”. Myślę, że gdzieś w głębi ducha marzyłeś o tym, że gdy już ukończysz swe prezydenckie kadencje, wszystko jedno: jedną czy dwie, wrócisz właśnie do takiego życia, wypełnionego rozmowami, dyskusjami i koleżeńskimi sporami o rzeczach naprawdę ważnych, o ktorych rozmawialiśmy w Lucieniu: o Polsce, o Europie, o polityce historycznej, o mediach w demokracji...
Tak się nie stanie. Dziś nam – Twoim znajomym, kolegom i przyjaciołom ( choć do tej ostatniej kategorii nie mam śmiałości ani powodu się zaliczać) przypadł obowiązek wspomnienia Ciebie – jakim byłeś Człowiekiem. Także – o czym wspominają dziś zarówno polityczni stronnicy jak i oponenci – w sferze bardziej prywatnej, gdy sala konferencyjna zamieniała się w zaimprowizowaną jadalnię i gdy bez skrępowania okazywałeś swoje poczucie humoru, zabawne i nieco szelmowskie. Kiedyś, przechodząc obok mnie, powiedziałeś: „Wojtek, jeśli bedziesz dalej czepiał się mojego brata, to bedziemy musieli odebrać ci obywatelstwo”. „No trudno, odpowiedziałem, tylko proszę, nie zarekwirujcie mi przynajmniej mieszkania w Warszawie”. Już nie pamiętam, czy się roześmiałeś. Ja zresztą chyba też nie.
Miarą hołdu i wdzięczności dla Ciebie powinna być dziś powaga i porządek, z jakimi państwo polskie podoła nietypowym i trudnym zadaniom, stworzonym przez tę niewyobrażalną tragedię. Miarą wdzięczności powinna być też powaga i rozwaga nas wszystkich – wyrażona też tym, by jak najmniej było bałwaństw, na wzór internetowych bredni w USA post-9/11, o spiskach, tajnych planach, makiawelicznych operacjach.... Jak na razie, było tego u nas – na szczęście – zaskakująco mało. W jednym tylko blogu, tu w S24, znalazłem ściekowe nagromadzenie podejrzeń i insynuacji: że Rosjanie, że WSI, że Tusk, że to „nie przypadek”... Statystycznie, jest tego chyba bardzo mało i nie bedzie w stanie zatruć atmosfery owego jednoczącego nas smutku. Panstwo musi trwać i funkcjonować dalej, a mądrość, z jaką przejdziemy te najtrudniejsze miesiące, będzie też sposobem oddania hołdu Tobie, Panie Prezydencie, Kolego Leszku.