olgerd olgerd
234
BLOG

Menager do spraw kluczowych w podróży służbowej

olgerd olgerd Kultura Obserwuj notkę 0

 

Fragment powieści "Grzebanie", nad którą pracuję od roku. Zgodnie z tytułem - a ten przecież do czegoś zobowiązuje - powieść jest kompletnie rozgrzebana.

 

*

 

Zbigniew Bałabaj, zakłady odzieżowe Intermarx, menager do spraw klientów kluczowych w podróży służbowej, kończył przeglądanie kieszeni. Wszystko się zgadzało - niczego nie brakowało i nie mogło brakować, bo, jak sam przyznał, cenne rzeczy nosił w specjalnej saszetce, zapinanej na guziki, którą miał zawieszoną na szyi; żona mu kiedy uszyła, ukochana małżonka, która podczas podróży służbowych męża, miast bezowocnie tęsknić, niejako celebrując pamięć o mężu, szyła mu różne rzeczy i cerowała to z jego odzieży i bielizny, w czym się ujawniały jakie mankamenty. Dzięki małżonce, jak zdążył się pochwalić pracownik zakładów odzieżowych Intermarx, nie marzł zimą, bo miał zrobione przez małżonkę na drutach skarpety wełniane, szalik wełniany i sweter wełniany, wszystkie w kolorze brązowym, a także wełnianą czapkę; czapka była w kolorze czerwonym, bo zabrakło już brązowej wełny, a małżonka odziedziczyła po mamie nie tylko kilka kłębków wełny brązowej, ale także kłębek czerwonej wełny; i właśnie ten kłębek poszedł na czapkę.

- Lubi pan chodzić w tym, co żona panu zrobi? – spytałem zdumiony, bo mi się matka przypomniała, z jej manią robienia na drutach całkowicie mi niepotrzebnych części garderoby, których noszenie nastręczało wiele problemów, bo wełna, której używała mama, niemiłosiernie gryzła. Kupione ze sklepu czapki, rękawiczki, swetry i skarpety nie gryzły, a te zrobione przez matkę, choć ładne, gryzły niemiłosiernie.

„To dlatego, że ja ci, kochanie, z prawdziwej wełny robię swetry, szaliki i czapki! – tłumaczyła matka. – Te ze sklepu są z byle czego, zamiast wełny sama wata...”

I cóż z tego, skoro wolałem sklepowe, bo niegryzące. A z tą watą, to mama coś kręciła; czy wata może gryźć?! Chyba tylko wata szklana, ale przecież nikt przy zdrowych myślach nie wydziergałby swetra z waty szklanej.

Zgadłem, bo mój towarzysz podróży natychmiast przyznał się do tej niedogodności.

- Trafił pan w samo sedno – wyznał ściszając głos. – Żona robi mi te wszystkie swetry, szaliki, czapki i skarpety, a ja potem musze to ze sobą wozić, na konferencje, na targi, na wszelkie wyjazdy służbowe, ale - nie uwierzy pan - nigdy, przenigdy ich nie wkładam, poza jedną wyjątkową chwilą, bo, po pierwsze: są jakieś takie siermiężne, wstyd po prostu je nosić - ludzie się stroją w ciuchy za dużą kasę, a ja mam włóczkowe swetry na siebie wkładać? Wstyd i obciach by był. Śmiali by się ze mnie koledzy i koleżanki ze wszystkich zakładów odzieżowych w Polsce i z zaprzyjaźnionych zakładów zagranicznych na Węgrzech i w Czechach, bo z tymi krajami kooperujemy. A poza tym...

- Pewnie gryzą? – wtrąciłem.

- Dokładnie – uśmiechnął się kwaśno. – Gryzą straszliwie. Wysypkę mam po nich na całym ciele. Kto wie, może mam uczulenie na prawdziwą wełnę. Jak w sklepie kupię i założę, to mnie nie gryzie, a gdy mi żona coś zrobi na drutach, to gryzie.

- Powiedział jej pan o tym? – zapytałem, bo w tej chwili nie miałem innych problemów na głowie, a zresztą wolałem, gdy on mówił, niż gdybym ja miał mówić. Gdy on skończy, a wiedziałem, że to jest nieuchronne, on się mnie o coś zapyta i ja będę musiał mówić. Chciałem tę chwilę przesunąć jak najdalej w przyszłość, bo mówienie o sobie nie było dla mnie atrakcyjne. Dziwny jestem, to fakt, bo inni lubią o sobie gadać, nawet wolą o sobie, i gdyby mogli, to cały Boży dzień by gadali o sobie, a ja nie! Poza tym wiem o sobie wszystko, więc gdy mówię o sobie nudzę się. Wole słuchać głupot padających z ust innych, niż głupot padających z własnych ust. Głupoty innych są dla mnie ciekawe, własne są nudne. Moja postawa chyba jest zrozumiała?! On dawał się zrobić w tę grę. Mówił o sobie ochoczo i z zapałem.

- Zwariował pan?! Gdybym jej powiedział, to by się na mnie obraziła śmiertelnie. I miałaby rację, bo to by była czystej wody niewdzięczność. Ileż ona nocy i dni poświeciła na zrobienie mi tych wszystkich swetrów, czapek, rękawiczek i skarpetek! Gdy tylko sobie ją przypominam, to widzę ją podczas robienia mi tego wszystkiego; siedzi przed telewizorem, ale nawet, biedna kobieta, nie ma czasu zerkać na obraz, bo cały czas coś dzierga i w to, co robi, wlepia ślipia; inaczej by się myliła raz za razem. Odnoszę nieraz wrażenie, że te wszystkie szaliki, czapki, rękawiczki i skarpetki leżą między nami, oddzielając nas tym samym od siebie, jak jakiś wał albo mur. Chyba się już zza tego muru nie widzimy… Czasem jeszcze każe mi ręce wyciągnąć, nakłada na nie włóczkę i nawija, a ja muszę naprzemiennie uchylać dłonie, żeby nitka łagodnie zsunęła się i ona mogła ją nawinąć na kłębek. Jest w tym coś erotycznego, przyznam się panu, kiedy ona na mnie nie patrzy, tylko nawija tę włóczkę. Nie wiem dlaczego z erotyką mi się to nawijanie kojarzy, bo przecież ona na mnie nie patrzy, jakbym jej w tym momencie do niczego innego, poza nawijaniem, nie był potrzebny… Ta cholerna włóczka jest chyba ważniejsza ode mnie… W tych sprawach, wie pan o czym mówię, od dawna już nam się nie układa. Za to swetrów, czapek, szalików i skarpetek wełnianych mam całą kolekcję, którą wożę ze sobą w te i na zad. Niech pan patrzy! – powiedział triumfująco, jakby się chciał pochwalić raną z jakiegoś powstania narodowego, nie rozdarł jednak koszuli na piersiach, ani nie podwinął spodni, by mi blizny po kulach czy odłamkach okazać, ale sięgnął po walizkę, która leżała nad jego głową, na półce zmajstrowanej z aluminiowych prętów.

Energicznym ruchem ściągnął walizkę, tanią, taką ze sztucznej skóry, i otworzył. Potem zadarł z rogu starannie złożony plik koszul i podkoszulków; mym oczom ukazały się jakieś ciuchy z brązowej wełny. Nie trudno się było domyślić, co to było. Wśród tych brązowych swetrów i szalików dostrzegłem też coś w intensywniejszym kolorze; domyśliłem się, że to czapka, wyjątkowa, bo z jedynego maminego kłębka czerwonej wełny.

- Dziwne, że pan to ze sobą targa. Przecież mamy czerwiec, gorący, jak nigdy. Na co panu zimowe rzeczy?! – zainteresowałem się, ale bardziej chodziło mi o sprowokowanie go do dalszych opowieści, bo w ten sposób moja kolej na opowiadanie przesuwała się w mglistą przyszłość.

- Daj pan spokój! – machnął ręką. – Nie wyciągam tych łachów z walizki. To jest moje stałe wyposażenie. Boję się, że mógłbym kiedyś o nich zapomnieć, albo je gdzieś zawieruszyć, a wtedy małżonka, która sobie dla mnie żyły wypruwa, nie dałaby mi spokoju. Z pewnością by się na mnie śmiertelnie obraziła. I miałaby rację! Dlatego noszę to ze sobą, gdzie bym nie pojechał. Nawet na Węgrzech ze mną były, ten: sweterek, szalik, czapka i skarpety, w zeszłe wakacje, kiedy mieliśmy szkolenie w Egerze, w zakładzie z którym kooperujemy. Średnia temperatura powietrza wtedy, to było jakieś 38 stopni, a ja, twardo, miałem ze sobą ten sweter, szalik, czapkę i skarpety. Więcej panu powiem, gdy wracałem do domu, to w pociągu, już w Polsce, przebrałem się w ten sweter i skarpetki, a pod domem to nawet szalik zawiązałem wokół szyi i nałożyłem czapkę. O Boże, jaka ona była zadowolona, gdy mnie zobaczyła. Żadnym prezentem - a miałem kilka naprawdę ślicznych drobiazgów - nie sprawiłem jej takiej radości, jak tym sweterkiem, szalikiem i czapką.

- I skarpetkami – przypomniałem.

- A tak, owszem. Powiedziała nawet: „Mój ty zmarźluchu. Muszę ci nowy szaliczek i sweterek zrobić, skoro tak ci zimno, skoro nawet w lipcu je zakładasz. Zobaczysz, kochanie, śliczny ci sweterek zrobię, w modnym kolorze. Dostałam niedawno od mamusi ładna, żółtą wełenkę, starczy na sweter, szalik, czapkę… - popatrzył na mnie, jakby coś zaczął podejrzewać - …i skarpetki. Cieszysz się, mój ty kochany? – spytała.

- Co jej pan odpowiedział?

- Że się cieszę... No, a co miałem powiedzieć?!    

olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura