olgerd olgerd
230
BLOG

Dzień pierwszy czyli okiełznywanie piekła

olgerd olgerd Kultura Obserwuj notkę 1

 

Nic na to nie poradzę, ale kiedy słucham o cierpieniu innych ludzi, sam nie cierpię; już raczej tracę cierpliwość. Zupełnie mnie nie ruszają opowieści o czyimś cierpieniu. To znaczy dość dawno temu przestały mnie ruszać, bo słyszę ich zbyt wiele i za często. Otacza mnie lodowaty ocean cierpienia. Wzburzone fale cierpienia zabierają ostatnie kawałki spokojnego suchego lądu. Dosłownie przed chwilą był u mnie człowiek, który długo i ze źle ukrywaną satysfakcją, tak to odczułem, opowiadał o pewnym sparaliżowanym mężczyźnie, którego – jak się wyraził – powinienem znać. Starałem się sprawiać wrażenie kogoś bardzo zapracowanego, co akurat nie było bardzo trudne, bo jestem bardzo zapracowany. On jednak nie dawał się zbić z tropu i opowiadał o kimś, kto z winy lekarzy stracił władzę w nogach i gdzieś tam, w jakiś ośrodku, „dosłownie dogorywa”. Cóż ja mogę począć, że mnie jego historia nie wzruszyła?! Takich historii znam na pęczki, toteż wzruszać to ja się będę, gdy taka historia – nie daj Bóg! – zdarzy się komuś w mojej rodzinie, albo mnie samemu. Zasoby wzruszenia, wbrew pozorom,  to nie jest studnia bez dna. Zasoby wzruszenia szybko się wyczerpują, dlatego nie powinniśmy nimi szastać na lewo i prawo; moje zasoby w tej materii na przykład są już niemal wyczerpane, więc oszczędzam je na rzeczywiście czarną godzinę, na czarną godzinę własną, a nie czyjąś. Gość, który bezczelnie chciał skorzystać z moich zasobów wzruszenia, dorzucił jeszcze, jakby tego, co wcześniej, było mało, własny problem, czyli brak pracy. Ja się okropnie meczę, gdy ktoś mi mówi, że nie ma pracy. I patrzy na mnie z wyrzutem, bo ja przecież pracę mam, zapewne jego kosztem. Może gdyby mnie zwolnili, to on by wskoczył na moją posadę? Jak sądzę, większość tak myśli i nawet tej większości się zdaje, że oni by sobie równie dobrze jak ja, a może i lepiej, poradzili sobie z tym nic nie robieniem, które ja, ich zdaniem, uskuteczniam. Im wszystkim na pewno się zdaje, że ja się opieprzam. Zazdroszczą mi, choć nawet w zarysach nie wiedzą, co ja robię. Oceniają mnie po pozorach, wedle własnego – podkreślę: błędnego mniemania i pobieżnego osądu. Oni, gdyby byli na moim miejscu, na pewno by się opieprzali, więc w ich opinii ja opieprzam się w dwójnasób. Najmniej raz dziennie ktoś mnie pyta o pracę. Powinienem założyć biuro pośrednictwa pracy albo zostać wziętym headhunterem. Gdy mam zły humor, mówię: „poczekaj, zwolnią mnie, to załapiesz się na moje miejsce. Poczekaj cierpliwie”. Wtedy oni – na ogół – żachną się, zaprotestują: „Co ty gadasz? Ciebie nikt nie zwolni...”. Tak, kiedy mówią „Ciebie nikt nie zwolni” lub „Tobie nikt nie zrobi krzywdy” to w ich nerwowo rozbieganych oczach widzę, że w gruncie rzeczy mają do mnie o to żal. Po prostu coś im ze mną nie gra. Według nich każdy, jakby dla swoiście pojmowanej higieny pracy, powinien być od czasu do czasu w ich marnej sytuacji, to znaczy drżeć o pracę, a najlepiej być wywalanym na zbyty pysk, by potem latać po urzędach pracy za jakimkolwiek zajęciem, które przecież będzie im uwłaczać, albo prosić, co jeszcze bardziej im uwłacza, znajomych, żeby coś im znaleźli, bo jak ktoś w takiej sytuacji nie jest, to coś z tym światem jest nie w porządku. On, ten co mnie dziś naszedł, też w końcu wywalił kawę na ławę.

- Dziś jest piękny jubileusz. Mijają trzy lata, jak mnie zwolnili. Powinniście mnie ponownie zatrudnić.

Popatrzyłem na niego z pobłażliwością, na jaką zasługiwał.

- My?! My to możemy się co najwyżej modlić, żeby i nas nie wypieprzyli.

I miałem zamiar dodać, że „wtedy może pan wskoczyć na moje miejsce”, ale mi się odechciało. W ogóle ostatnio cały czas mi się czegoś odechciewa. Nawet niejaką radość zaczynam odczuwać z tego odechciewania. Odechciewa mi się czytać gazety, zwłaszcza literackie. Odechciewa mi się telewizji. Ale najwyższy poziom odechcenia osiągam, gdy sobie pomyślę o rozmowach z ludźmi. Tak bardzo odechciewa mi się rozmawiać z ludźmi, że nawet mi się odechciewa pisać o tym. Krótko więc: odechciewa mi się gadać z ludźmi, bo wszyscy mają do mnie jakiś interes. Zacząłem wyłączać czat na facebooku, bo gdy tylko pojawiałem się, zaraz ktoś ma do mnie jakąś drobną prośbę. Dzień wypełnia mi spełnianie „drobnych” uprzejmości ludziom, którym samym nie chce się czegoś zrobić, a znaleźli jednego barana, co to nie potrafi im odmówić drobnej przysługi. Nawet teraz, gdy to pisałem, ktoś do mnie zadzwonił i spełniłem drobną prośbę, czyli poleciałem z komórką dwa piętra wyżej, żeby ktoś inny mógł przez mój telefon z kimś jeszcze innym pogadać.

Piekło wyobrażam sobie jako ciąg nieskończenie krótkich dni, podczas których ledwo nadążam ze spełnianiem drobnych przysługi ludziom. Zatem piekło mam na co dzień, niemal okiełznane, i dlatego się go nie boję. Tak, piekło jest zdecydowanie przereklamowane, za to parszywość rzeczywistości jest niedoszacowana.  

olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura