olgerd olgerd
358
BLOG

Propozycja nie do odrzucenia

olgerd olgerd Polityka Obserwuj notkę 0

 

Znowu dzwonił telefon, długo, intensywnie. K nawet nie drgnął. Siedział w fotelu i myślał. Po dłuższej chwili telefon zamilkł. Ale zaraz znów się odezwał. Po kilku sygnałach K nie wytrzymał i wyłączył komórkę. - Jakby cały świat chciał się do mnie dodzwonić – irytował się.

Nie minęło pięć minut, a ktoś zadzwonił do drzwi. K zamarł.

- Przyszli…. – aż się spocił, gdy sobie uświadomił, że są tuż za drzwiami.

Wstał z fotela i na czworaka, żeby go nie zobaczyli w oknie, przez jakąś szparę w zasłonach,  podpełzł do ściany. Wyprostował się i powoli, delikatnie uchylił storę. Widział ich zza firanki. Dwóch ich było, w podobnym wieku, w okularach, w garniturach, a że ciepło się zrobiło, to zdjęli eleganckie płaszcze i przewiesili je sobie przez ręce. Rozmawiali.

- Myślisz, że się zgodzi?

- Głupi by był, gdyby się nie zgodził. Kim on teraz jest?! Prawie nikim! W każdym bądź razie nikim ważnym. Nikt się z nim nie liczy, a dzięki nam może zostać kimś. Zresztą co on sobie wyobraża, że wszyscy mogą, a on jeden nie?! Nie ma tak, trzeba się podjąć wyzwania, a nie tylko żerować na społeczeństwie! Trzeba coś z siebie dać! Myśli, że całe życie będzie na tej ciepłej posadce? To się grubo myli! Przyjdą lepiej ustosunkowani i go wywalą na zbity pysk, na magika…

- Na magika? – zdziwił się ten drugi.

- Znaczy, że nawet nie będzie wiedział kiedy go wypieprzą. No i nie będzie też wiedział, kto za tym stoi – zaśmiał się. Ten drugi pokiwał głową na znak, że rozumie.

- Wychodzi na to, że jesteśmy dla niego ostatnia szansą – powiedział, jakby sam chciał w to uwierzyć .

- Oczywiście! – potwierdził pierwszy. – Tylko, baran jeden, musi nam wreszcie uwierzyć i się zdecydować.  

K nie mógł tego dłużej słuchać. Przemknął do drugiego pokoju. Tam znów zamarł, bo oni kolejny raz dzwonili. Tym razem dłużej niż za pierwszym razem. Odczekał jeszcze trzy kolejki dzwonka. Słyszał ich głosy, gdy chodzili dookoła domu. Stukali też w okna, ale nie dał się sprowokować. W końcu sobie poszli.  Tak przynajmniej mu się zdawało.

Wiedział już, że ukrywanie się w domu nie jest dobrym rozwiązaniem. Musiał wymyślić coś innego.

„Tu mi nie dadzą spokoju. Udawanie, że mnie nie ma, jest nie na moje nerwy. Zresztą kiedyś muszę wyjść, nie mam zapasów, bo, jak ten głupi, myślałem, że nic mi nie grozi. Mleko i chleb się skończyły, kawa się kończy, chrupki również… Ja też się wykończę od tego ukrywania. Brakuje mi oddechu, od tego siedzenia w czterech ścianach głupieję… No tak, ale przecież nie mogę się kręcić po mieście, bo szybko mnie zlokalizują…” – rozmyślał.

I już wiedział co zrobić.

Z szafy wyjął starą sztruksową koszulę i zdarte dżinsy. Z szuflady w kuchni wziął nóż. Do kieszeni spodni wcisnął foliowy worek. Zastanawiał się nad gumiakami, ale stwierdził, że jest na tyle sucho, iż wystarczą adidasy. Wyszedł z domu od tyłu, przez garaż. Szybko przebiegł podwórko. Myślał, że go nikt nie widzi, ale się mylił. Czekali na niego na ulicy i stamtąd go wypatrzyli.

- Panie K, niech pan poczeka! Mamy propozycję… - krzyczeli.

„Tak, propozycję nie do odrzucenia!” – zaśmiał się w duchu i nawet w ich stronę nie popatrzył. Przeskoczył przez ogrodzenie i nie zwalniając biegu skierował się ku pobliskiemu brzozowemu zagajnikowi. Stamtąd było już blisko do zwartego lasu. Wpadł między stare sosny, których wysokie pnie, skrzypiąc, kiwały się na wietrze. Momentalnie zrobiło mu się raźniej na sercu, ale wiedział, że nie może sobie pozwolić na choćby na chwilę dekoncentracji. Pochylony, czujny jak pies, biegł dalej, w głąb kniei.  Biegł tak dobre pół godziny, aż wreszcie zabrakło mu tchu. Wtedy upadł w kępę borowiny. Grało w płucach, gdy łapał oddech, a pot spływał po skroniach. Wpatrzony w korony drzew, mimo ogromnego zmęczenia, poczuł się szczęśliwy, jakby w tym właśnie momencie był dokładnie w tym miejscu, w którym powinien być. Rzadko mu się zdarzało, być aż tak mocno przeświadczonym, że jego życie ma jednak sens. Jego oddech powoli się uspokajał. Serce jeszcze waliło, jak opętane, ale wiedział, że za chwilę zwolni.  

Nagle coś strzeliło w pobliżu. Ktoś nadepnął na suchą gałąź…

- Darzbór – rozległo się powitanie rzucone głosem, który K zdał się znajomy.  

- Jak tam, kolego, są grzybki? – padło pytanie.

K podniósł się i skierował wzrok na mężczyzną, którego pojawienie się obróciło w niwecz jego plany. Gdy skrzyżowali wzrok, K zdał sobie sprawę, że jest zgubiony.

- O, co za niespodzianka! – ucieszył się mężczyzna.

K poczuł jak krew odpływa mu z twarzy.

Mężczyzna, w którym K rozpoznał długoletniego działacza samorządowego, odłożył wiklinowy koszyk i szeroko otwierając ramiona, zaczął mówić:         

- Świetnie się składa, żeśmy się spotkali. Chyba opatrzność Boża tu kolegę skierowała, bo właśnie o koledze myślałem. Mam propozycję w imieniu Komitetu Wyborczego Wyborców Prawdziwie Uczciwy Samorząd. Szukamy ciekawych, niezgranych kandydatur. Szukamy ludzi z autorytetem, którzy w lokalnym środowisku cieszą się zaufaniem społecznym i poważaniem. Kolega, w naszym mniemaniu, spełnia te kryteria i dlatego pozwalam sobie w imieniu Komitetu Wyborczego Wyborców Prawdziwie Uczciwy Samorząd złożyć koledze propozycję kandydowania z naszych list. Jak się już kolega zgodzi, to się wspólnie zastanowimy, z jakiej listy kolega będzie kandydował, czy do powiatu czy do gminy… Co do naszego programu, to muszę przyznać, że jest niezwykle ambitny, bo my nie uznajemy dróg na skróty! Trzeba brać byka za rogi! Chcemy więc zmian, bo dalej tak, jak jest, być nie może. Sytuacja w naszym samorządzie dojrzała do diametralnych zmian, nawet nie o 180, ale wręcz o 360 stopni! Pragniemy…

K nie słuchał do końca, czego pragnie Komitet Wyborczy Wyborców Prawdziwie Uczciwy Samorząd, bo w tym momencie zagarnęła go wielka słabość, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Nim ponownie osunął się w borowiny i stracił przytomność, zdążył pomyśleć:

Już mnie to wszystko potwornie nudzi”.     

 

          

olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka