Wchodzi menel do sklepu. Lekko wstawiony i woniejący... No, wiecie, tak dość kwaśnym zapachem od niego zalatywało.
- Soom cygara? - spytał.
- Są - odpowiedziała ekspedientka.
- Pooooile?
- Po złoty czterdzieści.
- Pani da jednooo...
Podała. On, kiwając się na boki, zaczął liczyć grosiki, które trzymał na dłoni. Wtedy ja się włączyłem do rozmowy.
- Chyba nie kubańskie? - spytałem.
Popatrzył na mnie swoim łagodny, lekko rozbieganym wzrokiem i odparł:
- No, weźże człoooowieku nie żartuj z przestawiciela klaaasy roooobotniczej...
Wysypał drobniaki na ladę i kręcą dłonią niewielkie kółko dodał:
...tymaczasooooowo na bezroooboooociu...
Jakże radośnie zadźwięczał dzwoneczek w drzwiach, gdy wychodził.