liberum veto liberum veto
1226
BLOG

Rosja: mocarstwo czy "bezzębny tygrys"?

liberum veto liberum veto Rozmaitości Obserwuj notkę 37

Sporo mówi się ostatnio o reformie rosyjskiej armii. Kreml ogłosił plany jej modernizacji do 2020 roku, wydzielając na to gigantyczne środki finansowe w wysokości 491 mld euro. Modernizacja ta obejmuje redukcje w liczebności, przejście z systemu dywizyjnego na brygadowy, jak również częściową profesjonalizację, uzawodowienie armii rosyjskiej. A przede wszystkim wymianę przestarzałego sprzętu wojskowego na nowoczesne uzbrojenie. Sam prezydent Miedwiediew wypowiedział się bardzo krytycznie na temat aktualnego stanu wyposażenia rosyjskich sił zbrojnych. Ocenił, że aż 85 procent uzbrojenia to zwykłe "rupiecie", nadające się wyłącznie na złom. I pewnie był bliski racji, o czym świadczy poniższy materiał analityczny ze strony geostrategie.com 

Tak gruntowna reforma rosyjskich sił zbrojnych to faktyczne przyznanie się Kremla do ich archaicznego charakteru, pochodzącego z czasów sowieckich i zupełnie nieprzystosowanego do wymogów współczesności. Wydaje się, że dzwonkiem alarmowym dla Kremla była wojna w Gruzji w sierpniu 2008 roku. Choć niby zwycięska i wykorzystana w celach propagandowych. Obnażyła ona jednak słabość armii rosyjskiej, która miała wielkie trudności z pokonaniem nawet maleńkiej Gruzji, wyposażonej w nowoczesne uzbrojenie i systemy dowódcze. Aż strach pomyśleć, jaki byłby rezultat zmagań militarnych Rosji z jakimś poważniejszym przeciwnikiem. Już nawet prezydent Saakaszwili nie bał się rzucić otwartego wyzwania militarnego Rosji, sądząc że armia rosyjska jest już tak słaba i tak zdegenerowana, że nie stanowi realnego zagrożenia nawet dla Gruzji. Pomylił się, ale też - po prawdzie - całkiem niewiele.       

"Czy można jeszcze nazwać Rosję potęgą? Jest to oczywiście o wiele bardziej jej problem niż nasz. Najwyższa pora otworzyć niektórym oczy i przestać budować zamki na piaskach Uralu" - piszą analitycy portalu geostrategie.com

******************************* 

Niewątpliwie ten artykuł zmartwi tych, którzy z braku lepszych perspektyw pokładają duże nadzieje w Rosji (po ostatnim dwuosobowym spektaklu ze zmianą krzeseł jest zresztą dość niejasne, jaka jest Rosja: putino-miedwiediewska czy miedwiediewo-putinowska), od której najwyraźniej oczekują o wiele więcej niż jest ona w stanie zaproponować. Tym niemniej, w kontekście niedawnych oficjalnych oświadczeń Ministerstwa Obrony, publikacji brytyjskiej prasy ekonomicznej oraz ostatnich pseudo-dyplomatycznych zapędów (jeszcze chwilę) prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, należy zadać następujące pytanie: czy Rosja jest nadal tak silna, jak myślą niektórzy?

Dlaczego trzeba zadać to pytanie właśnie teraz? Powodów, jak można się domyślić, jest kilka.

Pierwszy polega na tym, że rosyjskie Ministerstwo Obrony musiało zdementować coraz głośniejsze pogłoski, jakoby flota Rosji planowała do 2014 roku wycofać z czynnej służby wszystkie strategiczne okręty podwodne z napędem jądrowym projektu 941 Akuła. Denerwujące, zwłaszcza w kontekście zademonstrowanej ostatnio przez rosyjskie stocznie niezdolności do produkcji nowoczesnych okrętów nawodnych, czego skutkiem jest zamówienie od Francji partii śmigłowcowców Mistral. To wszystko nasuwa, rzecz jasna, mało optymistyczne myśli, zwłaszcza jeśli przywołać ton oficjalnych wypowiedzi, które próbują przekonać Rosjan nie wiadomo nawet o czym. Wystarczy spojrzeć na oficjalne komunikaty prasowe traktujące o wojnie rosyjsko-gruzińskiej, którą Rosji udało się wygrać jedynie z wielkimi trudnościami, mimo że jej przeciwnikiem była malutka Gruzja! Poza tym portal RedStars (który jest, jak wiadomo, dość przychylny Rosji) nazwał powietrzną operację Rosji… „farsą w powietrzu”.

Czy warto wspomnieć tu o bulwersujących oświadczeniach na ostatnim Międzynarodowym Salonie Lotnictwa i Kosmonautyki (MAKS-2011), dotyczących nowego (cóż, należałoby zapewne dodać „nareszcie”) rosyjskiego samolotu piątej generacji, słynnego myśliwca T-50? Mówiono o odrodzeniu rosyjskiego lotnictwa. Odrodzenie?

Jeżeli popatrzeć na udział rynkowy, to na razie nic na odrodzenie nie wskazuje. W czasie ostatniego salonu w Le Bourget tylko dwie firmy lotnicze (Airbus i Boeing – nie chcemy nikogo urazić) otrzymały setki zamówień, podczas gdy Salon MAKS przyniósł całemu przemysłowi lotniczemu w Rosji (przedsiębiorstwom zarówno cywilnym, jak i wojskowym) jedynie kilkadziesiąt kontraktów. Mówiąc „kilkadziesiąt” wcale nie mamy na myśli liczb rzędu 80 czy 90 – może ktoś ma złudne nadzieje. Zajmijmy się zapowiadanymi zmianami. Albo przypomnijmy, że w 2010 roku w Rosji zbudowano zaledwie DWANAŚCIE samolotów cywilnych, a ostatnia wersja Tu-204, czyli Tu-204SM, niezależnie od wszelkich MAKSów do dziś nie znalazła nabywcy. Cóż, jeśli od przedstawicieli handlowych przy stoiskach już od 10 rano zalatuje procentami (na kolejnym salonie „Milipol” będziemy mogli (albo i nie) ocenić nowe osiągnięcia w dziedzinie etanolu), to niełatwo, panowie, osiągnąć dobre rezultaty! A do tego rosyjscy i zachodni eksperci całkowicie poważnie rozpatrują możliwość upadku w niedalekiej przyszłości rosyjskiego producenta samolotów MiG…

Jeśli chodzi o modernizację sił powietrznych Rosji, tutaj też nie widać szerokich perspektyw: mowa nie tylko o Su-34 i Su-35. Jedyne samoloty, które uzupełniły rosyjskie eskadry (MiG-29) to jednostki, z których wcześniej zrezygnowali Algierczycy. Również program MiG-29K nie wzbudza większego zainteresowania (obecnie prowadzone są testy tylko jednego prototypu – nr 941). Przedstawiając swój raport finansowy, firma musiała ograniczyć się do krótkiego oświadczenia, że program przezbrojenia armii w latach 2010-2011 przewiduje „zakup MiG-29K/KUB i MiG-35”. Poza tym ostatnia RZECZYWISTA modernizacja rosyjskich sił powietrznych miała miejsce w 2010 r. Lotnicy otrzymali wówczas w sumie 15 statków powietrznych: cztery samoloty wielozadaniowe Su-30M2, cztery myśliwce bombardujące Su-34, cztery samoloty szkoleniowe Jak-3 oraz trzy samoloty MiG-29SMT. Trzeba podkreślić, że te ostatnie to pozostałości po algierskim zamówieniu (Algieria zwróciła Rosji w sumie 34 jednostki). Wybór był zresztą bardzo ograniczony: albo siły powietrzne przyjęłyby je, albo samoloty zostałyby pozostawione same sobie i, w najlepszym wypadku, stałyby się pomnikami historii lotnictwa.

Biorąc pod uwagę oficjalne komunikaty również brak powodów do radości. Pierre Casamayou i Piotr Butowskij piszą: „Podczas gdy na ostatnim salonie w Moskwie [chodzi o rok 2010] rosyjskie Ministerstwo Obrony w obecności Władimira Putina zamówiło partię 48 samolotów Su-35 i czterech Su-32M, to w tym roku nic takiego nie miało miejsca. W obydwu przypadkach” – mowa tu najwyraźniej o oficjalnych wyjaśnieniach – „negocjacje cenowe nie zakończyły się sukcesem”.

Sytuacja obrony powietrznej wygląda nieco lepiej. Ale tu też nie brak przykrych niespodzianek. Teheran zdecydował ostatnio, że zwróci się do sądu z powodu rosyjskiej odmowy dostarczenia obiecanych kompleksów rakietowych S-300. Których produkcja, tak a propos, została niedawno wstrzymana. Od roku 1994 kompleksy S-300 są przeznaczone praktycznie tylko na eksport, co sugeruje, że Moskwie całkowicie wystarczy sprzedaż homeopatycznie mikroskopijnych dawek S-400, gdy uzna taką sprzedaż za konieczną. Albo – zaryzykujmy przypuszczenie – gdy  Waszyngton wyrazi na nią zgodę…

Jeżeli mówić o flocie Rosji, to czy można ją także określić jako „farsę na morzu”? Perspektywa również nie wygląda kolorowo…

Jak wygląda sprawa z Akułami – podstawowymi siłami odstraszania nuklearnego podwodnej floty Rosji? Zdaniem specjalistycznego portalu meretmarine.com „… przyszłość tej techniki jest niejasna. Spośród sześciu wybudowanych Akuł tylko trzy są obecnie w użyciu (trzy pozostałe zostały wycofane do rezerwy w latach 1996 i 1998). Dmitrij Donskoj, oddany do służby w 1981 r., a następnie przebudowany w celu testowania pocisków balistycznych Buława (przeznaczonych do łodzi podwodnych nowego typu – Boriej) zakończył czynną służbę. Jurij Dołgorukij, pierwszy okręt podwodny nowej generacji, może obecnie sam wystrzeliwać te pociski. Jednak czynną służbę we flocie na Oceanie Spokojnym rozpocznie dopiero pod koniec tego roku. Jeśli chodzi o dwie inne Akuły – Archangielsk (1987 r.) i Siewierstal (1989 r.), to stoją obecnie w Sewierodwińsku, czekając na modernizację”.

Jak widać, mało tu pozytywów.

To wszystko dotyczy okrętów. A co z ich uzbrojeniem?

Według portalu meretmarine.com,  „biorąc pod uwagę oczywistą niemożliwość całkowitego wprowadzenia systemu Buława, spowodowaną przyczynami technicznymi (i/lub finansowymi)”, Akuły (ros. ‘rekiny’) są obecnie całkowicie bezzębne. Chodzi o to, że pociski balistyczne R-39, dla których w istocie łodzie te były skonstruowane, zostały wycofane z użytku. Rodzi się więc pytanie, co robić z tymi atomowymi okrętami. Jedną z możliwości jest ich przezbrojenie (podobnie jak to było w przypadku czterech amerykańskich okrętów podwodnych typu Ohio) dla celów przenoszenia pocisków manewrujących oraz jednostek specjalnych”.

 „Techniczną” przyczyną powolnego wprowadzania systemu Buławy jest fakt, że tylko część testów na morzu okazała się udana. Czy oznacza to, że pocisk jest o wiele mniej skuteczny niż R-39? Trudno powiedzieć.

Inne, nie mniej znaczące pytanie brzmi: jak do tego doszło? Jeśli przyjrzeć się dokładniej, nietrudno dojść do wniosku, że rozgrywany przez Miedwiediewa i Putina spektakl z zamianą miejscami (pierwszy w mniejszym stopniu niż drugi robi się na Wielkorusa) przypomina zasłonę dymną, której celem jest przysłonięcie oczywistego braku kompetencji na szczycie przemysłu gazowego, jakim jest Kreml.

Prosty przykład: przedstawienie wystawione przez duet Miedwiediew-Putin w sprawie umowy dotyczącej Mistrali. Pierwszy mówił o absolutnej konieczności podpisania kontraktu z Francją, podczas gdy drugi marszczył brwi na myśl o tym, że wojsko nie zwróciło się do krajowych stoczni.

Wreszcie, jaką „farsę morską” urządziła nam ta dwójka? A więc:

Jeśli Putin dobrze rozumiał dramatyczną sytuację rosyjskiej floty, to dlaczego nie użył swej wszechwładnej woli, aby zmusić rosyjskie przedsiębiorstwa do realizacji projektu, który zapewniłby flocie Rosji własny odpowiednik Mistrala?

Dlaczego, podobnie jak Miedwiediew, nie rozwiązał kwestii upadku floty podwodnej (Akuły) i jej uzbrojenia (Buława)?

W kontekście niedawnej zamiany w tandemie władzy, kto choć na chwilę uwierzy, że poważne spory,  różniące tych panów, miały na celu cokolwiek innego niż dostarczenie rozrywki całemu audytorium lokalnych i zagranicznych obserwatorów?

Najpierw „farsa powietrzna”, potem „morska” – co więc pozostało z potęgi militarnej Rosji? Najwyraźniej nie za wiele, jeśli nie brać pod uwagę oficjalnych obietnic, w których powagę nikt już nie wierzy. Ostatnia została złożona za pośrednictwem przewodniczącego Zjednoczonej Korporacji Przemysłu Lotniczego (ros. OAK) Michaiła Pogosjana, który oznajmił, że program przezbrojenia armii przewiduje zakup 800 samolotów bojowych do roku 2020.

Czy warto tu rozpisywać się na temat rosyjskiego weta przeciwko ostatniej rezolucji ONZ, zaproponowanej przez Waszyngton po to, aby ruszyć z miejsca sytuację w Syrii? Nie. Z wielu powodów:

Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew własnoręcznie przygotował grunt pod kolejny podły chwyt dyplomatyczny Rosji. 7 października br. z pośpiechem oświadczył, że syryjski lider będzie musiał „ustąpić”, jeśli nie będzie w stanie wprowadzić „niezbędnych reform”.

Jakie to reformy i dlaczego? Kto pozwolił tymczasowemu użytkownikowi kremlowskiego tronu wydawać podobne oświadczenia o wewnętrznych sprawach Syrii? Najwyraźniej – nikt, za wyjątkiem chęci przypodobania się Departamentowi Stanu USA, który od dawna poluje na skórę Baszara Asada. Miedwiediew ma własny punkt widzenia na rozwój zdarzeń. Proszę się wczytać: „Jeśli władze syryjskie nie będą w stanie przeprowadzić tego rodzaju reform, będą musiały ustąpić. Jednak taka decyzja nie powinna być podejmowana w NATO czy poszczególnych krajach Europy, ale powinien podjąć ją naród Syrii i jej władze”.

Ostatni znak nadchodzącej zdrady Rosji: Miedwiediew, czytając (krótki) spis tych, którzy nie powinni mieszać się do wewnętrznych spraw Syrii, bardzo wyraźnie wskazał „NATO” oraz „poszczególne kraje Europy”, których jednak nie sprecyzował. Na liście nie było: wszystkich, których nie wymienił, oraz (przede wszystkim) Rady Bezpieczeństwa ONZ, która tak dobrze sprawdziła się w ćwiartowaniu sojuszników Rosji. Zaraz, zaraz, o co chodzi?

Rosja uprzejmie wyjaśniła przyczynę swojego niedawnego weta. Teraz droga na Wschód dla wszystkich zachodnich pomysłów jest szeroko otwarta. Wystarczy tylko przygotować nową rezolucję, skrojoną tak, aby uniknąć ewentualnych powodów do niezadowolenia Moskwy.

Nie ulega wątpliwości, że Waszyngton, Londyn i Paryż gorliwie wezmą się do pracy. W tym wypadku rosyjska dyplomacja będzie mogła tylko zdać się na mądrość innych narodów i przyjąć swoją ulubioną postawę (tak jak zrobiła to w czasie pierwszej wojny w Zatoce Perskiej i niedawnego głosowania w sprawie Libii): poddańczo pochylić głowę wobec Zachodu. Naszym zdaniem jest to kwestia zaledwie kilku tygodni.

Kolejny problem. Niektórzy analitycy wiele mówili o polepszeniu się stosunków pomiędzy Rosją i Białorusią (wahających się pomiędzy przyjacielskimi a wrogimi). Wskutek tego Moskwie udało się uregulować część sporów z Mińskiem (których autorem jest zresztą Kreml). Jednak jak powiedział Jacques Borde w jednym z ostatnich wywiadów dla portalu geostrategie.com: w rzeczywistości nie wszystko było takie piękne. Kiedy rozmowa schodzi na problemy praktyczne, białoruskiemu sąsiadowi proponuje się ich rozwiązywanie o własnych siłach. Posłużmy się przykładem. Białoruś planuje wkrótce przystąpić do modernizacji swoich myśliwców. Czy Moskwa wyciągnie pomocną dłoń? Odłóżmy żarty na bok: nie jest to wystarczający powód do udzielania pomocy. W rezultacie Białoruś prowadzi rozmowy z siłami zbrojnymi Indii, negocjując zakup 18 samolotów Su-30K, które mają następnie być poddane modernizacji za kwotę 15 mln dolarów. A więc okazuje się ponownie, że każdy, kto marzy o Wielkiej Rosji, pada ofiarą polityczno-informacyjnej gry pary łgarzy, którzy na przemian zasiadają na Kremlowskim tronie?

W każdym razie zostawmy kwestię sił zbrojnych Białorusi. Jeśli dzisiaj rosyjski tygrys rzeczywiście okazuje się bezzębny (lub prawie bezzębny) – biorąc pod uwagę, że okres rządów Miedwiediewa był tylko żałosną pantomimą – to winę za to wszystko ponosi Putin. Jeśli zostanie wybrany, będzie musiał udowodnić, że rolą działacza państwowego nie jest urządzanie w pierwszej kolejności „farsy wyborczej” czy wysyłanie za kratki słynnych oligarchów (nawet jeśli rzeczywiście mają coś na sumieniu). A tak przy okazji, trudno przemilczeć fakt, że jeśli (zasłużony) los Michaiła Borisowicza Chodorkowskiego miał, jak przypuszczano, zdyscyplinować i wywrzeć wrażenie na oligarchii finansowej, to plan ten zdecydowanie poniósł klęskę. Jeśli wierzyć ostatniej ankiecie Camden Media, przeprowadzonej wspólnie ze szwajcarskim bankiem UBS, to „80% rosyjskich przedsiębiorców, którzy posiadają majątek o wartości ponad 50 mln dolarów, już przeniosło środki za granice i zamierza sprzedać swój biznes”.

Jednak problem jest w rzeczywistości o wiele szerszy. W odróżnieniu od błogiego onanizmu, którym zajmuje się większość kluczowych zwolenników rusofilstwa (z uprzejmości nie wymieniamy tutaj ich imion), przyszłość Trzeciego Rzymu (którego nadal wyczekują co niektórzy naiwni marzyciele) styka się z „ogólną frustracją” i „brakiem perspektyw” – do tego stopnia, że według rezultatów ostatnich badań opinii publicznej rosyjskiej organizacji Levada-Centr, aż 22% dorosłych wyraża chęć wyjazdu za granicę. „Przez ostatnie 4 lata ta liczba trzykrotnie wzrosła, osiągając rekordowy poziom od czasów upadku Związku Radzieckiego” – pisze poważany The Economist. Rzecz jasna „wyjechać chcieliby nie ludzie biedni i zdesperowani, tylko przedsiębiorcy i studenci. Prawie jedna trzecia mieszkańców większych miast w wieku od 25 do 29 lat, których dochody są 5-10 razy wyższe niż średnia krajowa, jest gotowa pakować walizki”.

Ostatnie pytanie w obliczu przygotowań Miedwiediewa do zejścia z prezydenckiego fotela: może sięgając po zbyt czarne farby, malujemy zniekształcony obraz premiera Rosji Władimira Władimirowicza Putina, z haniebnym zamiarem zaszkodzenia wizerunkowi historycznego lidera? The Economist zauważa (co tylko potwierdza nasze wywody), że „perspektywa powrotu Putina na szczyt władzy, nawet jeśli w rzeczywistości wcale go nie opuścił, tylko wzmocniła poczucie zastoju”.

Pokazowa siła militarna Rosji, często wypłowiała dyplomacja (niedawne ruchy w ONZ wokół Syrii były, naszym zdaniem, zjawiskiem jedynie tymczasowym), kolejna fala masowej emigracji Rosjan w białych kołnierzykach. Więc jak? Czy można jeszcze nazwać Rosję potęgą? Jest to oczywiście o wiele bardziej jej problem niż nasz. Jednak najwyższa pora otworzyć niektórym oczy i przestać budować zamki na piaskach Uralu. 

Charlotte Sawyer, John Q. Neel

geostrategie.com  

tłumaczenie: Kamila Twardokus

http://www.kresy.pl/publicystyka,analizy?zobacz/rosja-jako-mocarstwo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości