liberum veto liberum veto
1676
BLOG

Czy deportacja Niemców była błędem?

liberum veto liberum veto Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

Jak wiadomo, po wojnie doszło do masowych przesiedleń ludności polskiej z Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej na tzw. Ziemie Odzyskane, należące przed wybuchem II wojny światowej do Rzeszy Niemieckiej. Takie były ustalenia wielkich mocarstw, podjęte na konferencjach w Jałcie i Poczdamie. Sankcjonowały one wcześniejszy podział stref wpływów w Europie Wschodniej, dokonany w wyniku paktu Ribbentrop - Mołotow (23 sierpnia 1939 roku).   

W wyniku tych zmian Polska straciła województwa: wileńskie, nowogródzkie, poleskie, wołyńskie, tarnopolskie i w części białostockie oraz lwowskie, którego część znajdująca się po zachodniej stronie linii Curzona została województwem rzeszowskim. W sumie to 178,8 tys. km kw.

Zyskała Warmię i Mazury (po wojnie woj. olsztyńskie), Pomorze Zachodnie (koszalińskie, szczecińskie), ziemię lubuską (zielonogórskie), Dolny Śląsk (wrocławskie), Śląsk i Opolszczyznę (katowickie i opolskie). W sumie 101 tys. km kw.

Powierzchnia Polski przed wojną liczyła 389,7 tys. km kw, po wojnie - 311,8 tys. km kw. Bilans zysków i strat nie jest więc dla Polski korzystny, choć cały czas wmawiano nam, że Polska tę wojnę "wygrała". Poza stratami terytorialnymi, trzeba wspomnieć o cierpieniach ludności polskiej, zmuszonej do przeprowadzki z Kresów Wschodnich na obce i wrogie dla niej ziemie poniemieckie.

W latach 1944-46 z Kresów przesiedlono na ziemie zachodnie prawie 1,12 mln Polaków. To była tzw. pierwsza repatriacja - największa ze wszystkich powojennych. Z Galicji Wschodniej przesiedlono 618,2 tys. osób (269,5 tys. z województwa lwowskiego, 251,5 z Podola i 97,3 tys. ze stanisławowskiego); z Wołynia - 133,9 tys., a z Bukowiny Północnej - 6 tys. Trafili głównie na Dolny Śląsk i do zachodnich powiatów Górnego Śląska. Z zachodniej Białorusi (woj. nowogródzkiego, poleskiego i części białostockiego oraz wileńskiego) wyjechało 226,3 tys. Polaków, osiedli na Dolnym Śląsku, w zachodniej Wielkopolsce oraz okolicach Szczecina i Gdańska. Z Litwy wysiedlono 150 tys. osób, głównie w Olsztyńskie i Gdańskie oraz w mniejszej liczbie na Dolny Śląsk. W latach 1947-48 na ziemie zachodnie z Kresów przesiedlono dalsze 400 tys. Polaków.

Kresowiacy źle się odnajdywali w nowym, obcym, a wręcz wrogim dla nich środowisku. Opisał to m.in. prof. Zdzisław Mach, socjolog i antropolog społeczny, dyrektor Instytutu Europeistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, w swojej książce "Niechciane miasta". Opartej na badaniach przeprowadzonych w miasteczku Lubomierz koło Jeleniej Góry, w którym nakręcono słynną komedię "Sami swoi".  

http://wyborcza.pl/swoiobcy/1,110847,8865061,Kresowe_zycie_na_walizkach.html

Prof. Mach mówi o dramacie Kresowiaków oraz o całkowitej klęsce programu repatriacji. Najciekawszy - moim zdaniem - jest jednak fragment mówiący o fatalnych skutkach powojennej deportacji Niemców z terenów współczesnej Polski. Nie miał kto nauczyć Kresowiaków - przybyszy z "Dzikiego Wschodu" - jak korzystać z nowoczesnych maszyn rolniczych, wodociągów czy kanalizacji. Wskutek czego urządzenia te uległy dewastacji.   

************************

Przesiedleńcy niszczyli np. maszyny rolnicze - zbyt skomplikowane jak na ich kompetencje cywilizacyjne. Jeszcze w latach 80. za stodołami wielu gospodarstw można było znaleźć poniemieckie zardzewiałe żelastwo. Niszczały także urządzenia kanalizacyjne - powszechne na zachodzie, nieznane na wschodzie.

W Lubomierzu spalono całą dokumentację wodociągów i kanalizacji, bo uznano, że nie będą potrzebne.

- Tam doszło do paradoksu: mieszkańcy chlubili się tym, że przyjeżdżają do nich ekipy kręcić filmy. Ale to wcale nie był powód do chwały. Kręcili tam te filmy, bo w miasteczku od wojny nic nie powstało. Lubomierz wyglądał jak atelier filmowe z lat 40. Gdy przyjechałem tam po raz pierwszy, to stała jeszcze cała renesansowa zabytkowa zabudowa. Ale gdy byłem drugi raz, zastałem gruzy. Kamienice zawaliły się, bo nie działały poniemieckie urządzenia kanalizacyjne. Nikt ich nie reperował i nie remontował, bo nikomu nie były potrzebne.

Nie doszłoby do tego, gdyby nie deportowano Niemców. Gdyby zostali, nauczyliby przybyszów, do czego służy kanalizacja i maszyny rolnicze.

Deportacja Niemców była więc błędem?

- Tak. Wszystkim się wydawało, że jak teren zostanie "oczyszczony", to nie będzie konfliktów narodowościowych. Ale to fatalnie zaważyło na rozwoju tych terenów. Bo nawet jeśli są w takiej sytuacji konflikty, to zapewniają one konieczną do rozwoju dynamikę społeczności, nie pozwalają jej popaść w apatię.

Tak się stało na Śląsku Opolskim, gdzie doszło do konfliktu autochtonicznych Ślązaków z przesiedleńcami. Te dwie grupy rywalizowały ze sobą. Cywilizacyjnie silniejsi byli miejscowi, ale politycznie przybysze, bo po ich stronie stała władza.

Paradoksalnie ten konflikt przyniósł dobre efekty. Polska ludność napływowa zaadaptowała się tu lepiej niż na Dolnym Śląsku czy Pomorzu. Dlaczego? Bo musiała walczyć. Konflikt wyłonił liderów i wymusił działanie - trzeba było coś zrobić, choćby przeciw innym. Zorganizować się. Niestety, autochtoni z czasem zaczęli się wycofywać w stronę niemieckiej tożsamości. Była ona dla nich alternatywą wobec tej prymitywnej polskości, która przyszła wraz z osadnikami zza Buga. W efekcie, gdy w latach 70. pojawiła się szansa na wyjazd do RFN, to młodsze pokolenia emigrowały za zachodnią granicę.

Na ziemiach Dolnego Śląska tego konfliktu zabrakło, więc mieszkańców ogarnęła apatia. Swoją książkę napisałem pod wpływem impulsu, bo uderzyło mnie, jak byłem w Lubomierzu pierwszy raz, że to miasto jest kompletnie wymarłe. Nikt nie chodził tu na spacery, wieczorem nie ma żadnych oznak życia. Żadnych knajp. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura