zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta
667
BLOG

Czy możliwe jest zasypanie przepaści?

zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta Polityka Obserwuj notkę 5

 

Zainspirowała mnie notka Coryllusa odwołująca się do innego tekstu, z którym Autor podejmuje dyskusję na temat tego, „czy możliwe jest zasypanie przepaści pomiędzy katolikami a protestantami”. Jako że i ja mam na ten temat własne przemyślenia, zaczęłam pod notką pisać komentarz, ale rozrósł mi się, więc umieszczam go jako własny, osobny tekst, dziękując Coryllusowi za inspirację.

Zaczyna on swoje rozważania od zdania: „Oto nie wiem, ile razy Kościół uderzył się w pierś i ustami papieża przepraszał za krzywdy i grzechy, których w Kościele na przestrzeni wieków się dopuszczano, tak przeciwko protestantom, jak i przeciwko Żydom i w ogóle przeciwko tym wszystkim, którzy wskutek działań sług Kościoła ucierpieli”.

Kierujący Kościołem w zastępstwie Chrystusa Ojciec Święty Jan Paweł II był po prostu rzeczywiście święty i przez pryzmat swojej świętości widział świat. Odnosiło się to tak do poszczególnych ludzi, z którymi się spotykał osobiście, jak i do całych społeczeństw, do ludzkości po prostu, w której i Kościół Święty Matka Nasza, i tak zwane kościoły protestanckie są ulokowane. On naprawdę był Namiestnikiem Chrystusowym i tak jak Chrystus każdego człowieka darzył miłością i każdego widział w perspektywie Miłości Chrystusowej, Miłości Zbawczej. Rozdarcie w świecie chrześcijańskim sprawiało mu ból, tak jak bólem napełniało serce Jezusa to, że tak wielu nie chce przyjąć Jego Nauki, Jego Miłości i Jego Zbawienia.

Ponadto wierzył on, że musi nastać na ziemi jedna owczarnia i pragnął na miarę swych sił, których nie żałował, pracować dla spełnienia się tego życzenia Pana.

Kiedy obserwowałam jego zabiegi, starania, tak pokorne i tak nieustępliwe, myślałam sobie nieraz, że cel jego wysiłków spełni się na pewno, ale być może zupełnie inaczej, niż nam się to wszystkim wydaje. Tak się złożyło, że mogłam przyjrzeć się z bliska protestantyzmowi kalwińskiemu w Holandii i luterańskiemu w Norwegii. Spotkałam tam ludzi i rodziny prawdziwie chrześcijańskie w swoim pragnieniu prowadzenia życia według Boskiego Prawa i tym bardziej było mi żal, że tak niewiele wolno im zaczerpnąć z tego bogactwa, które Chrystus Pan pozostawił jako dziedzictwo Swojego Kościoła i że na tak bardzo ubogą pomoc w tym względzie mogą ze strony swoich kościołów liczyć.

Widziałam, ile Kościoła zostało dzisiaj w tych „kościołach”, jak daleko odeszły one od Ewangelii, jak łatwo przyjmują naukę „Cezarów” i jak niewielkie są ich opory przed przyjęciem każdego, najbardziej obłędnego nawet kompromisu z „tym światem”. Tu od razu warto powiedzieć tym, którzy nie wiedzą, że kościoły protestanckie w Polsce, zarówno luterański, jak i kalwiński, są znacznie bliższe katolicyzmowi niż swoim odpowiednikom w Holandii czy Norwegii.

Wtedy już doszłam do wniosku, że to zjednoczenie być może zdarzy się w wyniku nie jakiegoś porozumienia hierarchów i teologów, ale wskutek nawrócenia rzesz chrześcijańskich. Bo o nawróceniu tu trzeba mówić. Możemy oczywiście przez uprzejmość nazywać heretyckie związki chrześcijan kościołami, ale przez to nie staną się one Kościołem, który jest jeden, powszechny i apostolski. Ci, którzy od Kościoła odeszli uwiedzeni błędną nauką, mogą do niego powrócić i mogą się spodziewać przyjęcia takiego, jakiego zaznał syn marnotrawny. Syn, który zawsze był z Ojcem, też na tym zyska, jak zyskał ten z Ewangelii, który miał możność rozpoznać ułomność swojego sumienia.

Możemy bez ryzyka bowiem przyjąć, że wśród chrześcijan wyznających Naukę częściowo zdeformowaną są całe rzesze takich, którzy pełnią wolę Boga w sposób znacznie bliższy doskonałości niż wielu z tych, którzy mają możność poznać tę Naukę nie skażoną, taką, jaką Kościół przyjął od Chrystusa i jaką przez dwa tysiąclecia rozpoznaje dzięki światłu Ducha Świętego. To jednak jest czymś zgoła innym niż próba jakiegokolwiek zrównania Świętego Depozytu Wiary, zachowywanego w Kościele, z tym, co z niego zostało po woluntarystycznej ingerencji weń ludzi, którzy wykazali się brakiem pokory i zaufania do Chrystusa i Ducha Świętego.

Już po śmierci Jana Pawła II duże grupy protestantów wyznania anglikańskiego wyraziły potrzebę i wolę powrotu na łono Kościoła i z miłością i zrozumieniem zostały przyjęte. Właśnie takiej drogi zjednoczenia chrześcijan i powstania jednej owczarni się spodziewałam, i oto ona zaczyna się realizować. Na pewno jest w tym udział pracy i modlitwy, i po prostu świętości, Jana Pawła II. Zastanawiam się, jak powinien wyglądać udział nas, chrześcijan zatroskanych o życzenie Pana – aby byli jedno. Modlitwa, dążenie do osobistej świętości, wytrwałość w wierze, pokora i ufność w obietnicę Chrystusa – że moce piekielne nie przemogą go.

Nie przemogą bowiem Kościoła moce piekielne, pod warunkiem jednak - że Syn Człowieczy, kiedy przyjdzie, znajdzie jeszcze wiarę na tej ziemi…

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka