niktt niktt
464
BLOG

Koronkowa materia Paryża

niktt niktt Kultura Obserwuj notkę 11

 

Mamy za sobą kilka dni w Paryżu.

Kilka intensywnych dni, kiedy w porażającym upale przemierzaliśmy miasto. Czy na pewno je przemierzaliśmy? A może raczej smakowaliśmy i delektowaliśmy się nim? Albo łapczywie szarpaliśmy jego koronkową materię.

"Koronkowa materia Paryża szarpana niegodną gębą prowincjusza".

To brzmi wystarczająco pretensjonalnie!

Tak czy inaczej wczesnym rankiem znaleźliśmy się pod L'Arc de Triomphe, czyli na Placu de l'Etoile - Charles de Gaulle. Żar miał dopiero się zacząć.

Paryż zdawał się być zniecierpliwiony. Paryżan mało, za to przybyszów wielu. Bardzo wielu. Przeciskając się ostrożnie pomiędzy drobnymi Japończykami, tak aby nie ukruszyć ich delikatnych ciałek ruszyliśmy w dół, w kierunku Luwru.

Łuk Triumfalny wzniesiono na wzgórzu, a więc idąc Champs Elysees schodzi się lekko w dół.

No więc idziemy sobie, idziemy, a ruch raczej marny, bo jest jeszcze wcześnie. Mijamy witryny słynnych marek, znane loga, prześwietne kawiarnie, z których stoliki dopiero wysypały się na kamienne płyty. Kamienie po nocy jeszcze chłodne, lecz nagrzeją się szybko, jak tylko dosięgnie je słońce.

W miarę zbliżania się do Punktu Okrągłego - czyli Rond Point des Champs Elysees, gdzie Aleja zmienia charakter z handlowo-kawiarnianego na parkowy, tłum gęstnieje. Świetne są te paryskie kwietniki. Paryż jest cały ukwiecony niebanalnymi zestawieniami, przywodzącymi na myśl łąki i rosnące tam kwiaty.

Na szerokich kamiennych przestrzeniach, wymijani przez spiesznych turystów zaczynają usadawiać się żebrzący. Pojawiają się owinięte w szare chusty Turczynki. A może to wcale nie są Turczynki. Na pewno są to jednak muzułmanki. Klękają w ciszy na chodniku. Są młode, lecz już wyblakłe, o oczach smutnych i bezdennych. Tekturowe kubeczki po lodach ustawiają przed sobą. Żebrzą. W tym arcybogatym miejscu proszą o litość. Patrzą gdzieś przed siebie, w przestrzeń, lecz niewiele dostrzegają.

Obok na ławkach odpoczywają nieobudzeni jeszcze kloszardzi. Skutkiem wypitego wina śpią snem głębokim. Nic im nie przeszkadza. Ani narastający upał, ani wzmagający się coraz bardziej uliczny ruch.

Minęliśmy już St. Laurena, minęliśmy Armaniego, Benettona i weszliśmy pomiędzy wątłe platany drugiej części Champs Elysees. Parząca tropikalnym słońcem Aleja prowadzi nas teraz wprost na Plac de la Concorde. W oddali majaczy Luwr, błyszczy ażurowymi złoceniami brama ogrodów Tuileries, a w nagrzane słońcem powietrze wzbija się egipska stela. Przed nami najwspanialsze muzeum świata.

Słońce grzeje coraz mocniej. Już czujemy lekkie zmęczenie, a przeszliśmy zaledwie 2 km Champs Elysees. To ponoć najpiękniejsza ulica świata. Tak piszą w przewodnikach. Na pewno jest pompatyczna i pretensjonalna. Lecz czy najpiękniejsza? A Rambla? A Krakowskie Przedmieście?

Tyle jest pięknych ulic na świecie.

Lech N. twierdził, że Krakowskie jest najpiękniejsze na świecie. Mam to na piśmie! Gdzieś błąka się pomiędzy pożółkłymi kartkami jego listów, które pokryte drobnymi znakami dawno przebrzmiałych słów milczą. Lecz cóż on widział? Cóż Lech N. widział z rzeczy niezwykłych, poza przerażającą pustką Syberii?

Mijamy Łuk Carrousel. Stoi w pyle ogrodów Tuileries jakby nieco opuszczony i zapomniany. Nie chwałę niosący, lecz przeciwnie - raczej refleksję o chwały przemijaniu.

Przed Luwrem kolejka zakręcona wokół szklanej piramidy. Szukamy końca - lecz ona nie ma końca. Oczekujących bowiem wciąż przybywa. Posuwamy się jednak szybko.

Owo "piramidalne" rozwiązanie zostało wybrane przez Mitteranda bez konkursu i dyskusji. Mitterand, jak to socjalista, sam doskonale wiedział co  jest najlepsze i nie potrzebował żadnych konkursów, ani niczyich rad.

Wewnątrz zgiełk i mrowie ludzi! Jest do dostania folder również po polsku. Cóż za wspaniały ukłon w kierunku Polaków znanych z umiłowania sztuki i kultury.

Szaleńcze tłumy walą tam, gdzie go kierują maleńkie fotki w folderze. Zgroza! Wielu omija Memlinga, bo jego fotki tam nie ma. Nie ma też Durera. Nie ma wielu innych. Wszyscy pędzą do Mony Lisy, gdzie nie sposób się dopchać. Tłum napiera na parcianą przegrodę, będąc tyłem odwróconym do wspaniałego Veronesa.

Tłum to głodny czegoś! Ale czego? Sztuki? Chyba nie! Raczej opowieści o sztuce. Opowieści o tym co wartościowe, co warto obejrzeć, przy czym warto się zatrzymać. Wszyscy namiętnie fotografują!

Po cóż robić fotografię Mony Lisy skoro miliony jej zdjęć, wykonanych znacznie lepszą techniką, są wszędzie do kupienia za grosze?

Może takie zdjęcie ukazuje naszą bliskość z tym co słynne? Choć nie zbliża nas do sztuki, a raczej jest tym, czym fotografia z celebrytą, to jednak zaspakaja naszą próżność.

Złe to oglądanie! Nie ma tu czasu na refleksję. Nie ma spojrzenia z oddali. Tak oglądając nie smakujemy sztuki. My ją tutaj profanujemy!

 

niktt
O mnie niktt

mam wątpliwości

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura