Pałac biskupi w Albi - wewnątrz muzeum HTL
Pałac biskupi w Albi - wewnątrz muzeum HTL
niktt niktt
940
BLOG

Henri de Toulouse-Lautrec, katarzy i plastikowe krowy

niktt niktt Kultura Obserwuj notkę 11

 


 

Słońce powoli przebija się przez chmury, walka na przewagi w niebie trwa!

To dziwne miejsce, gdzie teraz jesteśmy. Jest tu stary budynek w nie najlepszym stanie. Tuż obok tawerna, gdzie można coś zjeść i coś wypić. To na wzgórzu. A nieco niżej rozciąga się wielka przestrzeń porośnięta krótko przyciętą trawą z kępami zadbanych zakrzaczeń i z drzewami rozsypanymi gdzieniegdzie.

Namioty, których jest tu niewiele, są od siebie w znacznych odległościach. Jest sielsko, a absolutna cisza z rzadka przerywana jest pokrzykiwaniem gołębi, piskiem jakiegoś nieznanego ptaka, a w oddali porykiwaniem krów. Sielsko jest więc w dosłownym znaczeniu tego słowa.

Nagi człowiek jest blisko natury, a natura jest blisko nagiego człowieka.

Mieszkamy pod płaczącą wierzbą. Nie jest w najlepszej kondycji. Mam wrażenie, że umiera.Stoi samotnie na przystrzyżonym trawniku i powoli zapada się w niebyt, gubiąc podłużne listki. Obrasta mchem, a nawet bluszczem, który też wraz z nią usycha. Jeżeli kiedykolwiek jeszcze tu przyjedziemy, tej wierzby już nie będzie! Lecz czy kiedykolwiek tu jeszcze przyjedziemy?

Słońce świeci jasno, lecz wciąż jest chłodno. Na niebie w niepokojącym tempie płyną ciemne chmury. Lecz i tak mam nadzieję, że w końcu będzie ładny dzień. Planujemy wyjazd do Albi - rodzinnego miasta Henri Toulouse - Lautreca.


W Albi - mieście dziwnym, swym ceglanym wyglądem przypominającym nieco Sienę, dwoma najważniejszymi miejscami są muzeum Toulouse - Lautreca i katedra.

Muzeum mieści się w średniowiecznym pałacu biskupim obok katedry. To największy na świecie zbiór obrazów tego malarza zgromadzony staraniem jego matki.

W ponurych zamkowych salach pełnych inkwizycyjnej surowości, bo choć nazywa się on biskupim pałacem, to w istocie jest to średniowieczny zamek, zgromadzono wielką kolekcję obrazów malarza burdeli i prostytutek.

W miejscu, gdzie obok stoi najdziwniejsza i najpotężniejsza katedra Francji, katedra będąca wyrazem triumfu rygorystycznego katolicyzmu nad pacyfistycznym kataryzmem, Henry T-L kpi sobie z pruderii, zakłamania i rygoryzmu obyczajowego, zapełniając przylegający do katedry zamek zwany biskupim pałacem swymi nieobyczajnymi dziełami.

Umieszczono je w w domu sługi bożego, który wypalał herezję katarską nie przebierając w środkach i nie przejawiając litości ani wobec kobiet, ani wobec dzieci.

"Mordujcie wszystkich, Bóg i tak rozpozna swoich" - miał w tamtych czasach rzec papieski legat odpowiadając, w trakcie oblężenia pobliskiego Beziers, na pytanie jak rozróżnić heretyka od pobożnego katolika?

Obdarzył Bóg Henri T-L - tego duchowego albigensa iskrą geniuszu, bo taki miał kaprys, a po śmierci - szybkiej i niepotrzebnej - największe jego dzieła umieścił w pałacu biskupa miasta Albi, pokonanej katarskiej stolicy.Zaiste, Bóg lubi kpinę!

H T-L - nieporadny kaleka, wręcz komiczny w swym wyglądzie karła alkoholik, żyjący w paryskich burdelach zamożny arystokrata i biedak zarazem. Geniusz i rozbitek.Tak, tak - lubi kpinę dobry Bóg!

Szczególnie lubi zakpić ze swych uciążliwych wyznawców.

 

 Na wykwintnym placu Capitoli w Tuluzie ustawiono kilkadziesiąt plastikowych krów w różnych kolorach. Krowy grają na trąbce, przeglądają się w lustrze i pozostają często w nieprawdopodobnych pozach i dziwnych sytuacjach, nieprzyzwoitych nie wykluczając.

Miejscowa ludność przechadza się pomiędzy pryzmami porozrzucanej słomy i z zainteresowaniem to ogląda. Ludzie kręcą głowami, ze śmiechem coś pokazują, robią zdjęcia sobie i krowom. W oddali kataryniarz gra wciąż tę samą melodię. Pojawiają się kloszardzi z wynędzniałymi psami. Rozkładają na kamieniach placu swój bylejaki dobytek i zaczynają puszczać wielkie mydlane bańki.

Jest niedziela, błogie nieróbstwo, turystyczne rozmemłanie. Spokój. My też poruszamy się nieśpiesznie rozglądając wokół bez zdziwienia.

Wybieramy w końcu jedną z wielu ulic odchodzących z placu i ruszamy w głąb. Ulica jest piękna, z domami o ażurowych balustradach, często z pruskiego muru, gdzie przestrzenie pomiędzy zmurszałymi belkami wypełniają bladolice, różowe cegły. Drewno ugina się od unoszonego przez wieki ciężaru, a olbrzymie bele sprawiają wrażenie trwałości i nietrwałości. Przywodzą na myśl nieubłagany, destrukcyjny upływ czasu!

Przed nami olbrzymi romański kościół St. Saturnina. Aby do niego wejść musimy przebić się przez wielobarwną ciżbę kończącą właśnie swój coniedzielny jarmark. Na półciężarówki pakowane są sterty tandetnych butów, w paki i torby ładowane kolorowe ciuchy, ze stołów zbierana jest kiepska biżuteria.

Gdy wchodziliśmy do kościoła wszystko było jeszcze w ruchu, tętniło życiem, rozbrzmiewało gwarem. Gdy z niego po kilkunastu minutach wychodziliśmy po handlujących nie było już śladu.Po placu jeździły tylko śmieciarki i kręciło się kilku facetów z miotłami.

Kościół St. Saturnin jest wielki, kamienny i jednonawowy. Lecz nade wszystko wielki! Jak wszystkie kościoły w Langwedocji. Potężne katedry i olbrzymie kościoły to obraz zwycięstwa Kościoła nad herezją katarów. I chociaż St. Saturnin powstał nieco wcześniej, bo około 1060 r., a więc zanim ruch katarów pojawił się, to mógł mieć w tym jakiś udział? Być może był zbyt wielki i wzburzył umysły?

 

Zobacz galerię zdjęć:

Katedra w Albi
Katedra w Albi Katedra w Albi Plastikowe krowy na placu Capitoli w Tuluzie
niktt
O mnie niktt

mam wątpliwości

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura