niktt niktt
794
BLOG

Reines de Pologne

niktt niktt Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

 

Nevers to niewielkie, prowincjonalne miasteczko. Nie dzieje się tu nic znaczącego i nic znaczącego zapewne się tu przez najbliższe lata nie wydarzy. Nie wydarzy się tu nic takiego, bo to co miało się wydarzyć – już się wydarzyło.

Zatrzymaliśmy się w Nevers na chwilę, a zostaliśmy cały dzień.

W Nevers czuje się Gonzagów. Trudno powiedzieć na czym miałaby polegać ich ulotna tu obecność, bo poza zamkiem i książęcym parkiem, łagodnie zmierzającym ku płynącej w dole Loarze, niczego z Gonzagów dostrzec tu nie sposób. Lecz Gonzagowie są obecni, bo Gonzagowie są z Nevers! Może w atmosferze tego miasteczka jest coś z nich, może w tutejszym powietrzu?

A już obecność najambitniejszej z Gonzagów – polskiej królowej Ludwiki Marii urodzonej w tutejszym zamku w Roku Pańskim 1611 jest nader widoczna, bo wypisana złotymi literami na marmurowej tablicy umieszczonej na zamkowej ścianie. Tej wyrafinowanej kochanki kilku królewskich faworytów, niedoszłej narzeczonej królewskiego brata Gastona Orleańskiego, w końcu żony aż dwóch polskich królów z dynastii Wazów – Władysława IV, a po jego śmierci - Jana II Kazimierza – notabene też jej wcześniejszego kochanka, nie sposób nie zauważyć.

Loara przecina miasto leniwym nurtem pozostawiając po obu stronach dwie, nierówne części. W tej starszej stoi, zwrócony twarzą ku ogrodom, zamek książąt Gonzagów. Lśni odnowiony kamień elewacji, odbija promienie słońca żółty piasek w ogrodowych alejach. Świetnie to wszystko współgra z zielenią trawników, tworząc oprawę rozkołysanym kwietnym klombom.

Siadamy na ogrodowej ławce i wpatrujemy się przed siebie. Po prawej stronie mamy zamek w piaskowym kolorze, po lewej tarasy, w dole płynącą leniwie Loarę. A przed sobą rząd szczelnie przytulonych pastelowych domów, pamiętających czasy księżnej Marii.

Historia bezszelestnie ślizga się po blaszanych dachach, odbijając dogasające słońce. Aleje parku są puste. Czasem tylko słaby dźwięk poruszanego żwiru, niczym niewidoczna struna porzuconego instrumentu trącona przez zagubionego przechodnia, zakłóca tę ciszę. Wydaje się, że ożywienie postaci sprzed lat nie stanowi problemu. Z łatwością można sobie wyobrazić tamtych dworzan ubranych z wyszukaną elegancją i przechadzających się po ogrodowych alejach. Skrzypi i pojękuje żwir, a żółty kurz obejmuje długie suknie i jasne peruki dam, spowijając je złotawym całunem. Wszystko trochę rozmazane, za lekką mgłą, jakby oglądane przez zadymione szkiełko, lecz pomimo upływu lat - doskonale rozpoznawalne.

Dwór jest liczny, wykwintny i pełen znaczących postaci. Dumni Gonzagowie mierzyli bowiem wysoko, a to wygląd dworu decydował o pozycji francuskiego arystokraty.

I oto w tymże zamku, po 30 latach od narodzin księżnej Marii przychodzi na świat z ojca markiza Henriego de la Grande d'Arquien i z matki Franciszki de la Chatre, książęcej ochmistrzyni, jeszcze jedna polska królowa - Maria Kazimiera d'Arquien, znana nam jako Marysieńka Sobieska.

Tak więc to niewielkie miasteczko i ten średnio okazały zamek dały Polsce aż dwie królowe. Jako dzieci obie biegały zapewne po tych parkowych alejach i spoglądały z tarasu na leniwą Loarę. Los je potem rzucił do Polski i obie zapisały się na kartach naszej historii. Niestety, nie znalazły uznania w oczach im współczesnych, podejrzewane całkiem niesłusznie, o zbytni wpływ na swych mężów, a nawet o zapędy absolutystyczne.

Z dzisiejszej perspektywy oceniane są zgoła inaczej. Szczególnie Ludwikę Marię doceniono jako świetnego polityka, inteligencją i horyzontami znacznie przewyższającą obu mężów. Zapamiętano ją jako mecenasa sztuki, a zwłaszcza literatury.

Los złączył je chyba dość przewrotnie. Jedna, jak należy sądzić, związała się z królewskimi mężami z racji rodowych ambicji i z wyrachowania, druga natomiast, z prawdziwej, gorącej miłości. Pierwsza była świadkiem naszej narodowej tragedii jaką był szwedzki potop, drugiej zaś dane było oglądać ostatni nasz wielki militarny triumf - Wiktorię Wiedeńską. Obie, nawet nie wiedząc o tym, czuwały przy definitywnie gasnącej Rzeczpospolitej.

Obie urodziły się tu, na zamku w Nevers i obie w końcu spoczęły też obok siebie, w dwóch sąsiednich kryptach Wawelskiej Katedry.

Zobacz galerię zdjęć:

niktt
O mnie niktt

mam wątpliwości

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości