yarc yarc
1075
BLOG

"Agora SA", czyli "Skąd przychodzimy, dokąd zmierzamy"?

yarc yarc Rozmaitości Obserwuj notkę 2

 O co i przez kogo jest oskarżony Jarosław Marek Rymkiewicz, nie wiadomo. Oczywiście można się bez trudu dowiedzieć, że pozwała go Agora Spółka Akcyjna, ale w czyim konkretnie imieniu poczuła się dotknięta, trudno odgadnąć.  Nie podano bowiem, o ile mi wiadomo, nazwisk obrażonych redaktorów, ani nazwisk obrażonych członków Komunistycznej Parti Polski, jeśli to ich ktoś miał na myśli. Nie wykluczam, że Agora może występować w imieniu części czytelników "Gazety Wyborczej", albo nawet prawnych spadkobierców członków Komunistycznej Partii Palestyny (znam osobiście co najmniej dwóch), czy Portugalii, bo skrót "KPP" do nich też się przecież jakoś (czyli niesłusznie) odnosi. 

 
Mogę tu błysnąć niebywałą w dzisiejszych czasach erudycją i napisać, że po stronie skarżącej "Nomina sunt odiosa". Koniec dygresji.
 
Ale wiadomo przynajmniej, kto reprezentuje spółkę. Jest to znany obrońca prymatu dosłowności nad sensem wypowiedzi, radca prawny "Gazety Wyborczej", pan Piotr Rogowski, zwany "Mecenasem". Skoro sam Piotr Rogowski wdał się w sprawę, wiadomo było, że rozwój procesu spowoduje, iż obserwatorzy co chwila będą stawali przed alternatywą: "Smiać się, czy płakać". Niezwykły ów mąż potrafi połączyć słowa w sposób tak niezwykły (i podawać je w poważnych pismach procesowych), że władze umysłowe czytelników ulegają porażeniu. Drobny przykład - "W materiale zawarte zostały nieprawdziwe i tym samym obraźliwe wypowiedzi" (jeżeli ktoś nie zauważył, co w tym zdaniu jest porażającego, to znaczy, że magia stosowana przez pana Rogowskiego działa nadal).
 
Agora SA postanowiła jeszcze bardziej zaplątać i tak już niejasną sprawę. Moim skromnym zdaniem temu właśnie celowi miało służyć zapytanie przez Agorę (ustami reprezentującego ją radcy prawnego "Gazety Wyborczej"), "dlaczego pan uważa, że sednem sprawy są poglądy rodziców redaktorów "Gazety Wyborczej?"*. Dzięki tej jednej kwestii wszystko już stoi na głowie - nawet nie wiemy, kto ma decydować o sednie sprawy - Agora, czy Rymkiewicz, czy może sąd, który dopuszcza do zadawania pytań nie mających, na zdrowy rozum biorąc, związku z ewentualnym naruszeniem praw/dóbr Agory (albo "Gazety Wyborczej", Adama Michnika, Róży Luxemburg, czy o kogo tam chodzi).
 
Największy zachwyt na forach dyskusyjnych wzbudziły pytania radcy prawnego "Gazety Wyborczej" o nazwisko ojca Jarosława Marka Rymkiewicza, o przynależność partyjną rodziców i organizacyjną pozwanego w latach 50. Ci sami blogerzy i komentatorzy, którzy rozdzierali szaty (uwaga, metafora), kiedy kibice przypomnieli nazwisko ojca Adama  Michnika, od wczoraj albo cieszą się jak dzieci, że radca prawny Gazety Wyborczej reprezentujący Agorę SA, na sali sądu reprezentującego Rzeczypospolitą Polską, pyta pozwanego o poprzednie nazwisko i pochodzenie, albo nabierają wody w usta. Cóż, niektórzy widzą tu symetrię - z jednej strony stadion, z drugiej sąd, krótko mówiąc - "kwita".
 
Właściwie sprawa jest już rozstrzygnięta. Nie ma jeszcze żadnego orzeczenia sądu, ale nie jest tu ono najważniejsze. Agora wczoraj przyznała, że ważne dla oceny czyichś wypowiedzi jest ustalenie, jak brzmi nazwisko ojca, jakiej narodowości byli przodkowie, a także przyznała, że nie jest ważne, czy ktoś potępił swoje dawne czyny, tylko to, czy kiedykolwiek je popełnił, bo grzechu nic nie zmywa (no, powiedzmy szczerze - niektórzy redaktorzy mają moc darowania grzechów, ale z nimi Agora się nie będzie procesowała).
 
Cieszący się tu i ówdzie z "pognębienia Rymkiewicza" nie zauważają (co bardzo by mnie dziwiło, gdybym wierzył w ich dobrą wolę), że pisarz nie wspominał o brzmieniu nazwisk rodziców, o narodowości, ani o młodzieńczych błędach niektórych redaktorów Gazety Wyborczej. Agora za to... Może ustami swojego reprezentanta postanowiła zasugerować, że nagrodę Nike dała niegdyś Rymkiewiczowi wcale nie za poezję?
 
* A gdybyś miała brata, to czy on by lubił kluski?
yarc
O mnie yarc

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości