yarc yarc
613
BLOG

WON!

yarc yarc Rozmaitości Obserwuj notkę 13

 

Słuchałem kiedyś radiowej audycji poświęconej któremuś ze sławnych aktorów.  Wiadomo, że w takich programach wspomnienia dobiera się w sposób szczególnie subiektywny, dąży się do tego, żeby przedstawić ich bohatera jako postać świetlaną, ale jednocześnie z kilkoma drobnymi słabostkami – ot, takimi typowo ludzkimi cechami. Krótko mówiąc – gdzie trzeba lukier, gdzie trzeba sól i pieprz do smaku. Zawsze znajdą się też jakieś anegdotki – jeśli nawet nieprawdziwe, to przynajmniej część z nich ciekawa i zapadająca w pamięć.
I tym razem było podobnie. Minęło już chyba ze 30 lat i zapomniałem, bagatela, kim był bohater audycji  (dokładniej - nie jestem pewien) nazwę go zatem „Z.”. Zapomniałem już także, kto ją opowiadał – narratora nazwę „N.”. Ale samą historyjkę pamiętam doskonale. A było tak:
Na przełomie lat 40 i 50 audycje radiowe nadawane były na żywo. Dlaczego – nie wiem, nie wykluczam, że chodziło o jakość dźwięku – kto słyszał ówczesne nagrania wie, że łatwo było odróżnić płyty i taśmy po wyższej nieco częstotliwości. Muzycy i aktorzy wchodzili do studia i wykonywali utwór, nierzadko w obecności publiczności. Nie była ona w „Polskim Radio” liczna – byli to zazwyczaj zaprzyjaźnieni wykonawcy, ale w latach, o których traktuje ta powiastka, było także coś w rodzaju komisji nadzorującej, czyli kilku fachowców (wśród nich zapewne cenzor) i – uwaga – zapomniany już dziś „czynnik społeczny”, czyli przedstawiciel klasy robotniczej dołączany do każdego gremium.
Tego dnia występowały sławy przedwojennej sceny i ekranu – niekwestionowane również po wojnie gwiazdy – Mieczysława Ćwiklińska i Jacek Woszczerowicz. Jeszcze pod koniec lat 60. Osoby legendarne. Po wyłączeniu mikrofonów, zgodnie z relacją aktora N.,  rozległy się brawa, koledzy gratulowali znakomitego wykonania, atmosfera była radośnie podniosła i podniośle radosna aż do momentu, kiedy z zaciętą miną wstał „czynnik społeczny”, którym była wydelegowana z jakiejś organizacji  partyjnej czy związkowej młoda dziewczyna. Towarzyszka budziła wśród zebranych aktorów ogromny respekt, bo za nią stało ludowe państwo, ze szczególnym udziałem Urzędu Bezpieczeństwa. Donos takiej osoby mógł zniszczyć całe życie, a los burżuazyjnego lokaja, którym mógł się nagle okazać przedwojenny aktor, nie był godzien pozazdroszczenia.
Panna w zapadłej nagle ciszy wygłosiła jedno tylko zdanie: „A mnie, obywatele artyści, nie podobała się ani  obywatelka Ćwikłowska, ani obywatel Woszczerkiewicz”.
I wtedy stała się rzecz niezwykła. Z milczącej grupy aktorów wystąpił Z., władczym gestem wskazał drzwi i wyrzekł dobitnie zamykające dyskusję słowo: „WON!”.  „Czynnik społeczny” (i to właśnie, a nie reakcję nestora polskiej sceny, można dzisiaj uznać za niesłychane) wyszedł purpurowy z gniewu i wstydu i nigdy nie wrócił.
Czego również Państwu i sobie życzę - żeby wyszedł i nie wrócił.
yarc
O mnie yarc

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości