Jak już ogólnie widomo muzyka rockowa odeszła do lamusa. By nie było wątpliwości mam na myśli muzykę graną na instrumentach elektrycznych przy czym wiodącym instrumentem w każdym zespole powinna być gitara. To tak nawiasem, gdyby ktoś młodszy czytał tę notkę.
Chodzi o to, że od ostatniej rewolucji rockowej minęło już 20 lat (myślę tu o wybuchu grunge'u). Do tego w ciągu ostatniego dziesięciolecia sprzedaż kompaktów spadła na świecie o jakieś 40 procent w skali roku. Przypomnę, że w połowie lat 90 miano złotej płyty otrzymywały w Polsce produkty, które osiągnęły 100 tys. nakład. Dziś takie wyróżnienie przysługuje za sprzedaż 15 tys. egzemplarzy. Jeśli jako wydawcy uznamy jednak, że takiego nakładu i tak nie osiągniemy to wystarczy zrobić wydanie specjalne zawierające dodatkowy CD, na którym może być nawet jedna piosenka, i do złota wystarczy sprzedaż zaledwie 7,5 tys. sztuk.
Dygresja: Kiedy ukazał się box Jacka Kaczmarskiego zawierający jego 22 albumy to wystarczyło, zgodnie z tą logiką, sprzedać niecałe 700 pudełek i wydawca miał złoto. Ponieważ sprzedało się trochę więcej więc w annałach zapisano, że nasz bard ma multiplatynę.
Do rzeczy. Rocka ni ma, a jeżeli istnieje to w jakiejś kuriozalnie karłowatej postaci powtarzając i mieląc wszystko to, co było zagrane już co najmniej 30 lat temu. Zdecydowana większość naszych dzieci muzyki rockowej w ogóle nie słucha. Przyznaję, że spotkałem potomstwo moich kolegów, które zaklinało się, że uwielbia Zeppelinów, Floydów czy Parpli, ale podejrzewam, że w kołyskach było ono molestowane dźwiękowo przez wielbicieli prawdziwego rocka.
Natomiast MY wychowani na rockowym graniu poddać się nie chcemy i nie tylko słuchamy SWOJEJ muzyki, ale też wielu z NAS nawet wróciło do czarnych płyt i gramofonów.
Przemysł muzyczny dawno się kapnął, że kasę należy wyciągać nie od młodzieży ale od 40, 50 i 60 latków, którzy inicjację seksualną przechodzili przy rockowych dźwiękach. Po wprowadzeniu na rynek płyty kompaktowej (niebawem będziemy obchodzili jubileusz 30-lecia) te same płyty oferowano nam w kolejnych postaciach: zremasterowane, na złotych krążkach, w systemach dźwiękowych SACD, DVD-Audio, HDCD, SHMCD, a ostatnio hitem jest system japoński Blue-spec. Oczywiście poszczególne wydawnictwa niezależnie od systemu są w wersji sauté albo z dodatkowymi nagraniami, wersjami demo czyli krótko mówiąc śmieciami.
W tym roku przebojem skierowanym na kieszenie podstarzałych rockmanów są Ultraluxe Box-y czyli luksusowe wydawnictwa poświęcone tylko jednej oczywiście kultowej płycie. Wydawane są przeważnie w formacie kartonowego pudełka wielkości płyty analogowej. Kosztują w USA od 150 do 600 $ i ważą od 1,4 kg do prawie 6 kg!
Dwa lata temu pojawiło się pierwsze wydawnictwo tego typu, które stało się komercyjnym przebojem. Chodzi o debiutancki album zespołu Pearl Jam „Ten”. W Stanach Zjednoczonych rozeszło się w 10 tys. boksów. Każdy kosztował ponad 100 $ ( w Polsce cena wynosi 500 zł) czyli jak łatwo obliczyć wydawca zarobił co najmniej 1 mln $. To luksusowe pudełko zawiera: 2 kompakty, 1 DVD, 4 płyty gramofonowe, 1 kasetę magnetofonową, atakże replikę notesu wokalisty z prywatnymi zapiskami i rysunkami, zestaw gadżetów z początków działalności zespołu: pocztówki, nalepki, replikę identyfikatora i biletu na koncert, zestaw zdjęć wraz z opisami oraz dwustronny plakat 60 x 90 cm z koncertu 'Drop In the Park'.
Jak pomysł chwycił to ruszyła lawina: Bruce Springsteen „Darkness on the Edge of Town” (3CD, 3DVD), David Bowie „Station to Station” (5CD, DVD, 3LP), Nirvana „Nevermind” (4CD, 1DVD), Derek & Dominos „Layla” (4CD, 2LP, 1DVD, 48-stronnicowa książka), The Who „Quadrophenia” (4CD, 1DVD, winylowy singel, 100 stronnicowa książka), The Rolling Stones „Exhile on Main Street” (2CD, 1 DVD, 2LP, 64- stronnicowa książka) i „Some Girls” (2CD, 1 DVD, singel, książka), Jethro Tull „Aqualung” (2CD, 1 DVD, 1 Blu-ray, 1 LP, 48-stronniocowa książka), Beach Boys „The Smile Sessions” (5CD, 2LP, plakat, 60-stronnicowa książka)
Dla nas to może być dziwne, ale w USA najpopularniejszy okazał się ten ostatni zestaw, który sprzedano w ponad 20 tys. egzemplarzy. Chodzi o to, że jako jedyny zawiera płytę, która mimo że została nagrana 43 lata temu nie była dotąd wydana.
Podkreślam, że oryginalnie w zdecydowanej większości przypadków były to pojedyncze longplaye zawierające około 40 min. muzyki.
Pośród nowych wznowień starych płyt zdecydowanie wyróżniają się produkty ze znakiem Pink Floyd. W ramach serii trzech pudełek pod nazwą Immersion Box (albumy: „Dark Side of the Moon”, „Whish You Where Here”, „The Wall” – ukaże się w przyszłym roku) otrzymujemy nie tylko zestaw dysków (kompakty, dvd, blu-ray) ale też prawdziwy „wypas” gadżetów. I tak: ilustrowane książki, albumy ze zdjęciami, plakaty, pocztówki, reprodukcje starych biletów na koncert, ale też… szaliczek, szklane kulki i podstawki pod piwo.
Nic to. Rekord wszelakiego dobra pobił box U2 „Achtung Baby”, który zawiera 6CD, 4 DVD, 16 reprodukcji wielkości okładki płyty winylowej, 84-stronnicową książkę, 2LP, znaczki, nalepki, kody do ściągania muzyki z Internetu, winylowy singel, reprodukcje magazynu dla fanów, a nawet okulary Bono jakich używał podczas trasy koncertowej promującej album. Na Allegro ten zestaw kosztuje 2 tysiące złotych.
Oczywiście Mikołaj wam tych wspaniałości nie przyniesie pod choinkę więc kupcie sobie sami tylko nie mówcie dzieciom ile zapłaciliście, bo słusznie pomyślą, że zwariowaliście.