lutenten lutenten
94
BLOG

----

lutenten lutenten Rozmaitości Obserwuj notkę 0

- Pamiętasz jak mama czytała nam o skarbach?

- O jakich skarbach?

- O tych najcenniejszych

- Najcenniejszych ...? O tych który każdy posiada- tylko musi je odnaleźć , bądź ujrzeć w innych albo w sobie?

- Tak, tak. Właśnie o tych

Umorusana buzia chłopa pokryła się rumieńcami. Światło świecy nie było zbyt mocne, lecz wystarczające aby ujrzeć szkliste oczy, które zamigotały malutkimi brylancikami.

 - Pamiętam, bardzo dobrze pamiętam- łamiącym się głosem cichutko wyszeptał.

- Nie płacz, proszę. Nie chcę abyś płakał, nie o to mi chodziło. Chciałam jedynie abyś mi opowiedział tą historię.

 - Jak to ja ?

- Właśnie Ty. tak bardzo Cię proszę.

- Ale Ty jesteś starsza, Ty lepiej ją znasz, Ty lepiej ją pamiętasz..ja..ja nie potrafię.

Nie wytrzymał, najpierw jedna potem druga, trzecia, trzydziesta . Morze łez zaczęło cieknąć po jego policzku. Tak to jest z morzami, one po prostu tak mają, że lubią łączyć się z innymi morzami. Nie było słychać płaczu, nic nie było słychać. Tylko łzy płynące ich niezbyt czyste ubrania moczył. Starała się nie płakać, nie okazywać strachu, bólu. Wiedziała, że jest to zaraźliwe. Nie chciała go zarazić . Człowiek zarażony ,,tym" traci podstawę po której stąpa. Trudno potem mu stanąć pewnie, aby móc iść dalej. Dziś nie wytrzymała, zbyt wiele złych rzeczy się nazbierało. One bolę, piekielnie palą. Najbardziej palą tych o kryształowych sercach. Oni najbardziej cierpią gdy coś ich pali. Taki ból potrafi doszczętnie spalić serce. Najlepiej jest wykrzyczeć ,niektórzy preferują inne sposoby pozbywania się złych rzeczy. Najbardziej kulturalnym , dyskretnym , lecz nie aż tak efektywnym jak krzyk, jest je po prostu ze łzami puścić. Starała się płakać jak spał, bądź jak była gdzieś gdzie jej nie widział. Ale gdy zobaczyła jego łzy poczuła ból, który zaczął ją dusić.

- Przestań, proszę, musimy być silni, proszę Cię- szeptała cicho do jego ucha.

- Ale ja nie mogę, ja nie pamiętam.Boję się....co z nami będzie? mówiąc to liczba kropel łez wymnożyła się momentalnie.- Wiesz czego się boję, najbardziej?

-Nie wiem, proszę powiedz, tylko przestań już płakać.

Słowa te zabrzmiały jak czarodziejskie zaklęcie, które zakręciło kurek i nie pozwoliło dalej płynąc łzom. Lecz nie zabrały z twarzy wyrazu smutku i cierpienia.

- Boję się, że zapomnę twarz mamy.... mamy i taty.

Lekkie zdziwienie pojawiło się na twarzy XY - Dlaczego się tego najbardziej boisz?

- Dlaczego, Ty już taka dorosła się robisz i nic nie rozumiesz, nie tak jak kiedyś.

-Nie rozumiem o co Ci chodzi?

- Widzisz, mówiłem, że nie rozumiesz. Przecież jak zapomnę ich twarze to ich już nie będzie...- chciał coś jeszcze dodać ale nie mógł, , po prostu zabrakło mu w płucach powietrza.

- Ale oni nie żyją....mówiąc to nie wiedziała co myśleć. Czekała , aż on coś powie.

- Mama zawsze mówiła, że Ci których najmocniej kochamy , tak prosto nie odchodzą, oni są zawsze przy nas. Chyba , że o nich zapomnimy. A oni są, co dziennie ich widzę . Co dziennie przychodzą do mnie we śnie. Nie bój się, Ty też do mnie przychodzić, lecz inna uśmiechnięta. Wiem, że jest, źle . Mało może rozumiem, nie wiem czemu tak jest, czemu musimy chować się w nocy do piwnic i siedzieć cicho. Nie wiem tego, Ale wiem, że jest źle. Proszę Cię tylko o jedno uśmiechnij się czasem dla mnie. Bo wiesz....uśmiechasz się jak mama . Kocham mamę Ciebie też kocham Gdybyś uśmiechnęła się czasem to bym się nie bał, że zapomnę tych twarzy, bo one...mamy i taty będę widział w Tobie.

Słowa choć łamliwym głosem, przeplatanym łkaniem wypowiedziane były.Przeszyły jej serce. Była na tyle już dojrzałą, że je zrozumiała, bardzo dobrze..

-Przepraszam Cię, masz rację. Chciałam Cię jak najlepiej chronić, lecz w tym wszystkim bardziej skupiłam się na samej ochronie, niż na Tobie. Przepraszam Cię, dlatego proszę, opowiedz mi historię o skarbach. Abyśmy ją razem pamiętali. Abyśmy nigdy nie zapomnieli twarz rodziców...proszę opowiedz- skuliła głowę między nogi i zaczęła szlochać...- proszę.

- Nie wiem czy potrafię .

- Potrafisz....

- Hm.. Był pewien człowiek, który był kupcem. Był bardzo dobrym kupcem. Może nie za bogatym bo nie podróżował po całym świecie. Ale w swojej miejscowości był jednym z lepszych. Któregoś dnia sprzedając przy straganie, usłyszał rozmowę pewnego marynarza, który stojąc nieopodal opowiadał o jakimś skarbie, który znalazł w odległym kraju. Zaciekawiony opowieścią żeglarza, przybliżył się, aby dokładnie jej wysłuchać. Lecz gdy chciał jak najlepiej wyłapać słowa płynące z ust podróżnika, ktoś podszedł do straganu i poprosił korzeń imbiru i trochę cynamonu. Za każdym razem się tak działo, kiedy nadstawiał ucha aby usłyszeć opowieść marynarza. Jedyne co zdołał zrozumieć to to, że każdy może ten skarb odnaleźć, że jest największy i trzeba być silnym. aby go unieść. Gdy liczba kupujących zmalała i chciał się dopytać lepiej. Marynarza już nie było. Chciał iść go szukać, ale nie mógł zostawić straganu bez opieki. Doszedł do wniosku, iż pewnie żeglarz ten będzie gdzieś w porcie, jak to zazwyczaj z żeglarzami bywa, a że noc się zbliżała. to jutro też będzie, bo z portu dało się tylko wypłynąć za widna. Cały czas chodził mu po głowie ten skarb, wyobrażał sobie co kupi za niego jak będzie bardzo bogaty, będzie kupował żonie drogie prezenty. Następnego ranka, nie jedząc śniadania udał się od razu do portu. Aby odszukać żeglarza , dopytać się go szczegółów i ewentualni spytać się czy ten nie mógłby go zabrać do tych bogactw. Po kilku godzinach chodzenia , pytania i szukania dowiedział się, że człowiek o podobnym wyglądzie, jakiego opisuje. Wieczorem razem z żoną wyjechał z miasta. W tym momencie zrozumiał, że będzie musiał liczyć na samego siebie. Spytał się tylko którym statkiem marynarz ten przypłynął. Po uzyskaniu odpowiedzi, udał się czym prędze, do wskazanego okrętu, odszukał kapitana wypytał się go skąd przypłynęli , czy tam wracają, kiedy tam wracają. Wiedział, że jeśli zacząłby dopytywać się o tych bogactwach było by zbyt wielu , którzy by chcieli ,, pomóc" odszukać te skarby. Po kilku minutowej rozmowie wiedział. Miał dokładnie 1,5 godziny aby się spakować, wziąć pieniądze, które obiecał kapitanowi i wytłumaczyć żonie, że musi wyjechać, ale wróci. Podczas pośpiesznego pakowania starał się dokładniej wytłumaczyć swojej żonie co się dzieje, że płynie, że wróci, ale co 4 słowo to był okrzyk - będziemy bogaci! zobaczysz, tylko nie mów nikomu. Gdy już miał wszystkie potrzebne rzeczy , przeliczył pieniądze i zostawił, żonie 8 złotych monet. Nie było to zbyt wiele i żona zdążyła się tylko spytać kiedy wróci i jak ma z tego wykarmić siebie i ich syna. On już nie usłyszał tego , więc i ona odpowiedzi nie dostała. Mijały tygodnie, które zamieniły się prawie w miesiąc. Podczas podróży dopytywał się marynarzy, dyskretnie, gdzie ostatnio byli. Co widzieli, kogo spotkali. Ale jedyne co się dowiedział, to że poza port nie wychodzili. Gdy zaczął się wypytywać o marynarza, którego historia tak go urzekła. Wywiedział się tyle, że jakiś starszy brodaty człowiek siedzący przy dzwonie coś tam będzie wiedział.Bo podobno się dobrze znali z tamtym marynarzem . Po dopłynięciu do portu, kupiec zebrał swoje tobołki i nie pytając się nawet kiedy statek płynie z powrotem wyskoczył na ląd aby odszukać starca. Port nie był to duży, więc odszukanie kogoś wydawało się bardzo proste. Gdy odszukał dzwon , w który dzwoniono w razie niebezpieczeństwa nie zastał przy nim nikogo. Po przepytaniu kilku przechodniów dowiedział się że ten starzec co prawda przychodzi tu co jakiś czas, ale nigdy na dłużej. Tak, to się błąka to tu to tam.Nie wiedział co ma zrobić, chciał na własną rękę szukać skarbu, ale najpierw musiał wiedzieć co to za skarb znalazł ten marynarz. Tego samego jeszcze dnia postanowił wyjść poza port i zacząć szukać starca. Po tygodniu doszedł do wniosku, że nie uda mu się to pewnie, więc bez wiedzy o skarbie musi zacząć go szukać . Lecz nie wiedząc co szukać, gdzie szukać poddał się i postanowił wrócić do portu. Nadzieja na bogactwo prysła., lecz nie na długo. Po powrocie do portu , przy dzwonie ujrzał staruszka z siwą brodą. Po krótkiej rozmowie wiedział już, że to ten człowiek którego szukał , który znał marynarza pewnego. Nie myśląc zbyt długo zaprosił staruszka na coś dopicia i do jedzenia. Kiedy rozmowa zaczęła się rozkręcać, kiedy już dwie butelki wina poszły, zaczął wypytywać się o wielkie bogactwa. Staruszek najpierw nie wiedział o co chodzi i na każde słowo ,,skarb" robił wielkie oczy. Lecz gdy kupiec opowiedział mu dlaczego tu jest, skąd wie o tym skarbie i obiecał, że nikomu nic nie powie.Starzec zrozumiał wszystko, uśmiechnął się tylko i powiedział- Miej serce i patrzaj sercem. To jakiś szyfr? Zapytał kupiec. Nie to jest prawda którą się kieruj, a będziesz miał to czego szukasz. Ale ja nic nie rozumiem. Starzec uśmiechnął się po raz drugi . Jesteś mądrym człowiekiem, a jednak ślepym. Jak to ślepym, dalej nie rozumiem ? Starzec uśmiechając się po raz trzeci zaczął opowiadać mu o tym marynarzu, którego historia kupca tak urzekła. Masz rację, znalazł on skarb najcenniejszy na świecie i wiedział i ożenił się z nim i wrócił z nim w swoje rodzinne strony. Bo to był skarb który na miarę jego serca. Każdy ma swoją miarę i każdy tą miarę jest w stanie wypełnić tylko musi wsłuchać się w siebie i przestać myśleć. Tylko cisza i serce. Kupiec dalej nie rozumiał o co chodzi, ale gdy doszło do niego, że tłukł się przez pół świata i wydał całe oszczędności. Tylko po to aby dowiedzieć się o żonie marynarza i o jakimś sercu zaniemówił. Chciał krzyczeć , lecz nie mógł. Doszedł do wniosku, że sam dał się złapać własnej naiwności. Nie płacąc za wino i za jedzenie które zamówił wstał i wyszedł z tawerny. Chciał tylko wrócić do domu do żony, Gdy udał się na brzeg okazało się, że jego okręt tydzień temu odpłyną . Pewnie za miesiąc wróci, ale za dwa dni ma przypłynąć inny, który co prawda mniejszy , wolniejszy, ale może go z powrotem do domu zawieźć. Jak się dowiedział tak i się stało, Po dwóch dniach przypłyną okręt. Kupiec nie miał już przy sobie ani jednej złotej monety, ale dogadał się z kapitanem, że zapłaci od razu po powrocie do domu. Podróż trwała dwa miesiące, które ciągnęły się jak wieczność. Kupiec nie odzywał się do nikogo  nie wiele jadł. Nie mógł zrozumieć, że był taki głupi. Gdy statek zwinął do portu w rodzinnym mieście . Obiecał kapitanowi że do wieczora wróci z pieniędzmi, a na razie wszystkie swoje rzeczy zostawi na okręcie. W milczeniu i smutku snuł się ulicami do domu. Gdy stał przed drzwiami przywitało go chłodne spojrzenie sąsiada przechodzącego obok, lecz ledwo tylko je zauważył. Po otwarciu drzwi nie zastał nikogo. Wszystko było puste , Pomyślał, że żona z synem poszli pewnie do matki i przed wieczorem wrócą. Lecz gdy już mrok zaczął powoli się robić, i nikt nie wracał. Postanowił udać się do teściowej aby przywitać się z rodziną i wziąć  pieniądze aby zapłacić kapitanowi. Gdy tylko wszedł do izby skąpanej w pół mroku staną w dziwach i pół dźwięcznym głosem przywitał się ze wszystkimi. Lecz nikt się nie odezwał. Tylko teść wstał , złapał go za ubranie i wyrzucił. Kupiec był tak oszołomiony, że nie zdążył nic powiedzieć. I gdy już leżał cały w błocie udało mu się wykrztusić pytanie Co się stało? Lecz nie uzyskał odpowiedzi. Nie rozumiał co się stało, Długo nie trwało, jak jeden z gapiów odpowiedział mu na to pytanie. Okazało się, że kilka dni po jego wyjeździe jego syn zachorował.Żona miała nic nikomu nie mówić, że on wyjeżdża, więc bała się prosić o pomoc. Gdy stan chłopca zaczął się pogarszać wezwała lekarza, Który zdiagnozował chorobę przepisał specyfiki i za wizytę wziął 4 złote monety. Matka nie jadła aby tylko jak najwięcej starczało dla syna. Najpierw umarł syn a potem matce serce pękło. ....Kupiec usłyszawszy nic nie powiedział, wstał udał si do portu i w morzu los swój zakończył.

- Dobrze , to pamiętam?

- Dziękuje, bardzo dobrze, ale to przecież nie koniec...

- Jak to?

- Przecież mama zawsze mówiła do nas na końcu, za każdym razem. Pamiętasz?

- Hmmm..tak, ...Pamiętajcie moje dzieci nie dajcie zagłuszyć sobie tego wewnętrznego głosu. Miejcie sercem i patrzcie nim , a zobaczycie więcej niż nie jedni uczeni. Kocham Was moje skarby.

Cisza piwnicę wypełniła po brzegi, nic już do rana nie mówili , łzy im nie leciały. On usnął , ona tuliła się do niego i uśmiechał na twarzy i w sercu. ................

 

lutenten
O mnie lutenten

Jestem wiatrem hulającym po polu....

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości