Zapiskowicz Zapiskowicz
711
BLOG

Majulah Singapura!

Zapiskowicz Zapiskowicz Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

Kolejny wpis rozpocznę od akcentu polskiego. Wszystkim zdziwionym połączeniem wpisu o Singapurze (jak można się domyśleć po tytule) a Polską, już spieszę z wyjaśnieniem. 

Jedno nazwisko: Józef Konrad Korzeniowski. W latach 1874 - 1894 los rzucił go w ten rejon świata. Historia o niejakim oficerze Austin Podmore Williams'ie, jaką zasłyszał tutaj, stała się kanwą jego jednej z najbardziej znanych książek - 'Lord Jim'. 

Historia o porzuceniu parowca Jeddah z 953 muzułmańskimi pielgrzymami na pokładzie w roku 1880, stała się dzięki Korzeniowskiemu znana na całym świecie. To właśnie z Singapuru wypłynął parowiec Jeddah w ten feralny dla oficera Williamsa rejs... 

-----

Jeszcze na pokładzie samolotu dostaliśmy z Heleną do wypełnienia formularze imigracyjne. Ok, niby nic takiego - wzruszyłem ramionami przywykły do wypełniania wszelakich formularzy. Tym niemniej tym razem moją uwagę przykuł napis na dole formularzu. Większą czcionką niż reszta treści, do tego czerwonym kolorem - handel narkotykami w Singapurze karany jest śmiercią. Nie, żebym miał z tym jakiś problem, jeśli nawet nie palę papierosów (swoją drogą, to papierosy obłożone są w Singapurze bardzo wysokim cłem, co powoduje, że palanie nie należy do tanich przyjemności) a z używek preferuję kawę, piwo i rum z herbatą ;-) 

Tym niemniej napis robił wrażenie, odcinając się swoją czerwienią od pozostałej treści. 



  Tak więc formularz zrobił wrażenie i od razu ustawił nas w pozycji 'na baczność'. Aż zacząłem się zastanawiać, czy było dobrym pomysłem wrzucenie do bagażu gum do żucia. Jeśli bowiem nie wiecie o tym Czytelnicy, w Singapurze nie wolno sprzedawać gumy do żucia (podziękowanie dla N0STR0M0 za dodatkowe wyjaśnienie tej kwestii). Powód - za dużo pieniędzy szło na czyszczenie różnych mebli i przybytków - chociażby metra - stąd też rząd w singapurze wprowadził te obostrzenia). I mimo, że nie na sprzedaż wiozłem, bo to raptem mała paczka, tym niemniej nie do końca byłem pewien, czy nie dostanę jakiegoś pytania przy odprawie. Na wszelki wypadek z żuciem poczekałem do powrotu do Chin :-)

Kolejny niemal cały tydzień spędzony w tym miejscu nauczył nas jeszcze kilku innych rzeczy, przekonał też, że wbrew pozorom miejsca bardzo restrykcyjnego jest miejscem niemal wymarzonym do życia - zielony, poukładany, wypucowany niemal na połysk (choć też bez przesady, że niby nie ma śmieci na ulicach, bo kilka papierków gdzieniegdzie dostrzegłem ;-) ).

-----

Przylot na - podobno - jedno z najbardziej przyjaznych i najlepiej zorganizowanych lotnisk na świecie przebiegł bez żadnych niespodzianek. Witający mnie urzędnik urzędu imigracyjnego sprawdził mój paszport, wbił pieczątkę upoważniającą mnie do 90 dniowego pobytu, złożył życzenia miłego pobytu i tyle. Odbiór bagaży, wyjście i już jesteśmy w Singapurze. Jeśli więc na tym ma polegać to zorganizowanie lotniska, to zgadzam się z opiniami - nawet nie zuważyliśmy, kiedy staliśmy już w kolejce po taksówkę do centrum. 

Hotel, w jakim przyszło nam spędzić najbliższy niemal tydzień znajdował się niemal w samym centrum, choć tak po prawdzie, to Singapur jest na tyle mały, że trudno znajdować się poza centrum :-) 

W hotelu zaś najbardziej podobały mi się ... komentarze dotyczące hotelu. Otóż będąc ciekaw, gdzie przyjdzie mi spędzić ładnych kilka nocy w Singapurze, sprawdziłem sobie przed wylotem opinie na temat lokum. W zalewie pozytywnych znalazłem jedną negatywną, która mnie zaciekawiła. Co się okazało? Otóż jakiś delikwent, który posiada kartę członkowską pewnej sieci hoteli, dowiedział się, że ten hotel także do tej sieci zależy. Więc karta mu się przyda, bo pewnie jakieś punkty dostanie, do tego (podobno) będzie miał darmową zamianę na pokój o wyższym standardzie. Tak przynajmniej myślałem. Klient, o czym napisał, nie był z obsługi zadowolony. Bo - jak napisał - nie dostał przysługujących mu na powitanie czekoladek (znaczy się w końcu dostał, ale dopiero wieczorem, więc miał już - jakby nie było - jeden dzień zepsuty). I tak wpatrywałem się w ten tekst i myślałem, czy dobrze widzę, że może coś mi się przewidziało. Ale nie - nie był zadowolony, bo nie dostał czekoladek. 

Przeczytałem raz jeszcze, dałem do przeczytania Helenie i poszedłem sobie zaparzyć herbatę. Jeśli ludzie mają takie problemy - pomyślałem idąc do kuchni - to ja nie mam więcej pytań. Jedynym bowiem usprawiedliwieniem dla tego człowieka mógł być fakt, że hotelu należy do górnej półki. Ale mimo wszystko - z czym do ludzi? ;-)

----------------

Po tych kilku dygresjach pora na garść informacji wprowadzających, czyli o Singapurze na poważnie ;-) 

Na początek zdjęcia i pytanie - kim jest ten pan? 




Otóż jest to niejaki Sir Thomas Stamford Raffles uważany za ojca współczesnego Singapuru. Początek Sigapuru, jaki można oglądać dzisiaj, miał miejsce 6 lutego 1819 roku, kiedy to oficjalnie odczytano porozumienie, na mocy którego kontrola nad tym obszarem przechodziła w ręce East India Company (czyli Angli). Sir Raffles postawił nogę na 'singapurskiej' ziemii kilka dni wcześniej - 28 stycznia 1819 roku. 

Postać Sir Raffles'a o tyle ciekawa, że w zalewie kolonizatorów i krzewicieli cywilizacji zachodniej Raffles zachowywał sie - hmm, określmy to słowem - przyzwoicie. Przede wszystkim podchodził z szacunkiem do kolonizowanych terenów, czego dowodem jest chociażby fakt, że w przeciwieństwie do innych europejskich kolonizatorów zadał sobie trud nauczenia się języka malajskiego. 

Jako gubernator Jawy (Indonezja) zakazał handlu niewolnikami (co przysporzyło mu wielu wrogów w Anglii i wpędziło go w długi), był także przeciwnikiem opium, na którego import wprowadził surowe ograniczenia (co oczywiście nie podobało się części Anglików - szczególnie tych, którzy chcieli uzależnić od tego dobrodziejstwa kolejnych ludzi). 

Z bardziej przyzmienych spraw - to właśnie jemu Indonezja zawdziecza, że jeździ się tam po brytyjsku (czyli lewą stroną).  

Czym jeszcze różniła się kolonizacja w wydaniu Raffels'a od tej europejskiej? Raffles na kolonizowanych terenach nie wprowadzał siłą języka angielskiego, czy angielskiej kultury. 

Pozwalał także na zachowanie miejscowych wierzeń i religii, co było szczególnie ważne w regionie w którym przyszło mu działać z racji na społeczność muzułmańską. Na kartach historii zapisał się jeszcze z jednego powodu - był założycielem (1825) i pierwszym prezydentem Towarzystwa Zoologicznego w Londynie i londyńskiego ZOO. 

Dowodem na to, jak bardzo zalazł za skórę swoim rodakom traktując 'dzikusów' (w rozumieniu Anglików) w cywilizowany sposób był fakt, że po jego śmierci, raptem dzień przed 45 urodzinami (1826) odmówiono mu pochówku na parafialnym cmentarzu. Jego ciało zostało odnalezione dopiero w 1914 roku, zaś w roku 1920, gdy rozbudowywał się jego parafialny kościół, spoczął w grobie wbudowanym w ścianę tegoż kościoła. 

---------------------

Wyposażonych w tą wiedzę zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć z Singapuru. Zacząć podróż należy od symbolu Singapuru - pół lwa, pół rusałki: czyli niejakiego Merlion'a (mermaid + lion) 



Jeśli Singapur to centrum handlowe, biznesowe i przeładunkowe, to obowiązkowe są wieżowce - tych w Singapurze też jest 'kilka': 



Wrażenie robią także i hotele - tutaj akurat jeden z bardziej znanych nowych hoteli (Marina Bay Sands):



Ten budynek to zresztą majstersztyk architektoniczny. Tym, którzy mają okazję oglądać kanał Discovery, być może wpadnie w oko program o budowie tego budynku. Ogląda się ten program co najmniej jak dobry film sensacyjny :-) 

Zaś sam budynek - nie dość, że w jego wnętrzu znajduje się hotel, biura, sale konferencyjne, to do tego kasyno i unikalny basen (tzw infinity edge pool). 

Tymczasem zaś słowo o kasynie. Otóż rząd singapurski w trosce o swoich obywateli wprowadził ograniczenie, którego celem ma być zniechęcenie obywateli Singapuru do spędzania czasu w tym przybytku. Jakie to ograniczenie? Otóż Singapurczyk chcąc wejść do kasyna musi wykupić pozwolenie. Pozwolenie takie, ważne przez 24 godziny (są i roczne) to koszt 100 dolarów singapurskich. Nie jest to może cena zaporowa, tym niemniej jeśli ktoś miałby ochotę wpaść w nałóg hazardu, musiałby liczyć się z poważniejszymi wydatkami (poza przegranymi pieniędzmi, bo jak wiadomo kasyno zawsze wygrywa ;-) ).

Jest jeszcze i kilka innych przykładów na to, jak Państwo reguluje pewne kwestie. Więc do rzeczy. 

Alkohol w Singapurze jest obłożony BARDZO wysokim cłem. Innymi słowy - picie alkoholu w Singapurze to spory wydatek. Nawet wypicie piwa w restauracji to już pokaźna kwota. Jeśli więc chcesz się wprowadzić w Singapurze w dobry humor, to polecam oglądanie komedii - wyjdzie zdecydowanie taniej ;-) 

Kupno samochodu w Singapurze to także spory wydatek (samochody to kolejna, raptem jedna z czterech, kategorii produktów obłożonych w Singapurze cłem). Średnio - odnoszę to do cen samochodów zachodnich w Chinach, taki sam samochód w Singapurze kosztować będzie dwa razy tyle, co w Chinach.

Idźmy dalej - kategoryczny zakaz śmiecenia (to nie tylko wyrzucenie papierka na ulicę, ale i np malowanie grafitti). Niedawno głośny był w Singapurze przypadek dwóch obcokrajowców, którzy wpadli na pomysł zakradnięcia się na zamkniętą już stację metra i namalowania grafitti na jednym z wagonów. Jeden z delikwentów - Anglik, który przyleciał do Singapuru odwiedzić swojego kolegę - miał to 'szczeście', że zanim ustalono jego tożsamość, zdążył opuścić Singapur. Życzymy my zdrowia, szczęścia i pomyślności. I odradzamy ponowną wizytę na Singapurze. Drugi zaś z delikwentów - 33 letni Szwajcar - trafił za kratki. Za idiotyzm się płaci. Nie wiem, czym się gość kierował, wybierając się wieczorem na stację metra, wiedząc, co go czeka w razie złapania. Że niby się dusił tą wolnością? Jak widać, niektórzy zawsze usiłują szukać dziury w całym... Jaka kara czeka w Singapurze za wandalizm? Zacznijmy od ... batów. Tak, dobrze widzicie Czytelnicy - za wandalizm grozi od 3 do 8 razów, do 3 lat więzienia i do tego grzywna do 2000 singapurskich dolarów. Teraz już wiecie, dlaczego Singapur jest czysty a przystanki całe? Szwajcar otrzymał karę w wysokości 3 batów i 7 miesięcy w więzieniu. 

Czy taka restrykcyjna polityka ma sens? Jak widać utrzymywanie czystości ma swoje dobre strony - dzięki temu ulice i budynki wyglądają tak: 



----- ----- ----- ----- ----- ----- ----- ----- -----

Czas w Singpaurze minął nam szybko - z jednej strony dzięki szkoleniom, z drugiej - rewelacyjnej pogodzie, w końcu i trzeciej - próbowania wszelkich przysmaków, jakie nam tylko wpadły w oko :-)

Kończąc wpis - z dedykacją dla wszystkich debatujących nad tym, jak ma wyglądać 'nowoczesny' patriotyzm. Na mojej macierzystej stronie znajduje się pewien klip muzyczny - zapraszam do obejrzenia (nie jestem niestety w stanie wkleić go tutaj). Na stronie można także zobaczyć dodatkowe zdjęcia. Zapraszam!
-----
'Majulah Singapura' - w tłumaczeniu 'Naprzód Singapurze' to tytuł hymnu narodowego Singapuru w języku malajskim (bahasa melayu). Hymn, zgodnie z prawem, śpiewany jest w tym języku (choć poza malajskim urzędowymi są jeszcze trzy inne języki: chiński, tamilski i angielski). 

 

Zapiskowicz
O mnie Zapiskowicz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości