Co chwila z różnych stron słychać jakim rajem stanie się Polska dzięki złożom gazu łupkowego. Jakim bogactwem obrosną Polacy i jak wspaniale będzie nam się żyło. Sam minister od zagranicy, pan Sikorski opowiada, jakąż to drugą Norwegią (to Irlandia już passe?) stać się może Polska.
Nic tylko ze szczęścia się rozpłakać i ręce pod mannę z nieba podstawić...
Czy ktoś naprawdę i na poważnie uważa, że NARÓD polski naprawdę stanie się dzięki łupkom bogatszy?! Że Kowalski lub Malinowski nie dość, że za gaz mniej zapłacą to jeszcze jakieś tantiemy im skapną?
Jeżeli nawet te złoża faktycznie istnieją i dadzą się pięknie eksploatować to przeciętny Polak może na tym zyskać... minimalnie. Pozwolę sobie powtórzyć - MINIMALNIE!
Dlaczego? Ano dlatego, że gdyby nawet gaz ten wydobywały przedsiębiorstwa państwowe to przecież nie kalkulują one ceny sprzedaży na zasadzie koszt plus, tylko równają do cen rynkowych. Zysk maksymalizują.
Ceny rynkowe - i owszem - mogą się obniżyć. I tyle tego zysku, a i to nie na pewno. Żaden z graczy rynkowych nie jest bowiem przesadnie zainteresowany obniżaniem cen gazu. Wręcz przeciwnie.
Urośnie kilka nowych fortun, kolejne koncerny międzynarodowe się podfutrują... A przeciętny Polak? A Polak, jak zwykle - zapłaci "rynkową" cenę za swoje własne dobra naturalne. A jeżeli uda się zmiejszyć zależność od sowieckiego Gazpromu, to jeszcze ten Polak (a przynajmniej niektórzy) cieszyć się będzie!
Bo w kraju kapitalizmu kompradorskiego nie dobro (i kapitał) obywatela jest wyznacznikiem lecz dobro (i kapitał) "elit". A naród jest potrzebny do strzyżenia. I dojenia. Jak to bydło.
Ech, głupi My!