Przygotowując jakieś dwa miesiące temu uzasadnienie merytoryczne na potrzeby projektu napotkałem na bardzo ciekawe dane świadczące o patologicznej wręcz biedzie polskiego społeczeństwa. Świadczą one niezbicie o tym, że słowo "kapitalizm" w polskiej rzeczywistości stało się antytezą swojego źródłowego znaczenia.
"Kapitalizm po polsku" oznacza bowiem potężny wzrost zobowiązań gospodarstw domowych wobec zerowych niemalże oszczędności. Zjawisko to wygląda wręcz kuriozalnie w odniesieniu do dwudziestu już przecież lat budowania rzekomo "wolnorynkowej" i "kapitalistycznej" gospodarki.
Temat ten wrócił do mnie dzisiaj w związku z opublikowaniem przez NBP bardzo optymistycznej informacji o rekordowym wzroście wartości indywidualnych depozytów bankowych. Ich zagregowana wartość przekroczyła 400 mld PLN. Na pierwszy rzut oka liczba ta wydaje się imponująca. Warto jednak przyjrzeć się jej bliżej, dokonując podstawowej dekompozycji.
Podzielmy podaną kwotę przez liczbę osób zatrudnionych (ok 16 mln). Okazuje się wówczas, że wartość oszczędności przypadająca na jedną osobę wynosi ok. 25 000 PLN. Natępnie załóżmy konserwatywnie, że każda z tych osób pracujących tworzy gospodarstwo domowe z inna osobą pracującą. Oznaczać to będzie, że wartość oszczędności w jednym gospodarstwie domowym wynosi ok 50 000 PLN.
Powtórzmy: 50 000 PLN oszczędności przypada na jedno gospodarstwo domowe po DWUDZIESTU latach kapitalizowania się. W tej perspektywie kwota ta wydaje się bardziej niż skromna! Oznacza ona bowiem, że po dwudziestu latach budowania osobistego dobrobytu polska rodzina ma zgromadzone bogactwo pozwalające na kupno... niskiej klasy samochodu!!!
Musimy jednak zauważyć, że powyższa kwota jest wartością średnią, a zatem nieistniejącą (praktycznie) w naszej rzeczywistości. Powszechnie mówi się o zjawisku potężnej polaryzacji bogactwa w polskim społeczeństwie. Polaryzacja taka, sama w sobie, jest zjawiskiem naturalnym, odróżnia bowiem osoby mądre, zapobiegliwe, rzutkie i zaradne od typowych ofiar losu i głupców przejadających wlasny, ew. rodzinny kapitał.
Diabeł tkwi jednak w proporcjach tego zjawiska - dopóki (zgodnie z rozkładem Gaussa) mamy podobnie liczebne skrajne grupy w społeczeństwie (bogaczy i nędzarzy) rozdzielone najbardziej liczną grupą warstwy średniej, wszystko jest OK.
W Polsce jest BARDZO nie-OK. Okazuje się bowiem, że w Polsce po prostu NIE MA warstwy średniej!
I chociaż wiedza ta jest dośc powszechna wśród osób interesujących się tematem to jednak niezwykle trudno dotrzeć do jakichkolwiek wiarygodnych danych, które moga to potwierdzić. Mi się to udało.
Pewne światło na skalę zaburzenia tych proporcji w Polsce rzuca raport Diagnoza Społeczna 2009 pod redakcją Janusza Czapińskiego i Tomasza Panka. Ponieważ jest to raport oficjalny a autorów raczej trudno uznać za piewców myśli prawicowej możemy spokojnie zalożyć, iż przyjęliśmy bardzo bezpieczne założenia na potrzeby naszej dekompozycji.
W raporcie tym, w sekcji Główne wyniki i wnioski, pkt 31 możemy przeczytać:
W marcu 2009 r. prawie 68 proc. gospodarstw nie
posiadało oszczędności. Wśród gospodarstw domowych
deklarujących posiadanie oszczędności wyraźnie dominują
gospodarstwa o oszczędnościach stanowiących równoważność
ich od miesięcznych do trzymiesięcznych dochodów (ponad 28
proc.).
Podkreślmy to - 68% gospodarstw domowych W OGÓLE nie posiada ŻADNYCH oszczędności!
W połączeniu z danymi podanymi przez NBP oznacza to, że:
Po pierwsze - masowa pauperyzacja - polskie spoleczeństwo jest wręcz nieprawdopodobnie biedne. Ponad dwie trzecie nie posiada żadnych oszczędności. Po 20 latach budowania dobrobytu!
Po drugie- warstwa średnia NIE ISTNIEJE - nie można bowiem za taką uznać tych kilku procent społeczeństwa posiadających oszczędności w wysokości 1-3 miesięcznych dochodów.
Po trzecie- skrajna dysproporcja w polaryzacji bogactwa grup społecznych - wartość oszczędności podana przez NBP w całości pozostaje w rękach ok 32% społeczeństwa. Z czego zdecydowana większość wśród ok. 25% gospodarstw.
Odnosząc dane NBP do tej cześci społeczeństwa otrzymalibyśmy wartość oszczędności przypadającą na jedno gospodarstwo domowe w wysokości ok 150 000 PLN. Dopiero ta kwota (pamiętając o tym, że jest to wciąż średnia dla gospodarstw posiadających jakiekolwiek oszczędności) wydaje się wartością bliższą (lecz wciąż przecież odległą) "rozsądnym" oczekiwaniom. Wiele wskazuje również na to, że o jakiejś formie "warstwy średniej" możemy mówić jedynie w odniesieniu do tej 32-procentowej części społeczeństwa. Co z pozostałymi 68-procentami?!
Mamy zatem obraz społeczeństwa bez klasy średniej i z 68-procentami obywateli, których należałoby określić mianem społeczeństwa żyjącego na granicy nędzy. Społeczeństwa porzuconego przez kolejne ekipy rządowe po 89-tym roku.
Tak wygląda polski "cud gospodarczy" i znakomite makrowskaźniki ekonomiczne, w odniesieniu do rzeczywistości zdecydowanej większości polskiego społeczeństwa. Warto o tym pamiętać czytając doniesienia o kolejnych sukcesach gospodarczych Polski.
Jakiej Polski, pytam?!