Podobno jednoczy się polska prawica. Przedstawiciele partii Prawo i Sprawiedliwość - a przynajmniej wiele na to wskazuje - doszli do wniosku, że samodzielnie nie są w stanie pokonać Platformy Obywatelskiej. Jarosław Kaczyński - a przynajmniej wiele na to wskazuje - po latach doszedł do wniosku, że nie jest w stanie pokonać Donalda Tuska, opierając się wyłącznie (pod względem zaufania społecznego, kapitału politycznego i zasobów kadrowych) na stanie posiadania PiS-u. To właśnie stąd - jak można się domyślać - wzięła się propozycja Prawa i Sprawiedliwości dla tych, którzy odeszli z PiS-u, aby pojednać się i stworzyć jeden obóz prawicowy, który miałby pokonać Platformę Obywatelska w przyszłych wyborach do parlamentu. Zjednoczony obóz prawicowy, po wyborczym zwycięstwie, miałby stworzyć polityczną alternatywę wobec koalicji Platforma Obywatelska - Polskie Stronnictwo Ludowe i objąć stery Polski.
Jarosław Kaczyński rozmawia ze Zbigniewem Ziobro, a Jarosław Gowin rozmawia z Jarosławem Kaczyńskim. Z kolei niektórzy politycy mniejszych partii prawicowych deklarują oficjalnie, że wielu Polaków oczekuje od prawicy, żeby ta się zjednoczyła.
Przez pięć lat byłem członkiem partii Prawo i Sprawiedliwość. Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego opuściłem, kiedy po przegranych przez prezesa wyborów prezydenckich Prawo i Sprawiedliwość objęło ostry kurs na prawo.
Jarosław Kaczyński przegrał wybory prezydenckie - to fakt. Jednak warto pamiętać, że w tych wyborach prezes PiS-u osiągnął bardzo dobry wynik, który dla PiS-u stanowił polityczną trampolinę do politycznego zwycięstwa, najpierw w nadchodzących niedługo później wyborach samorządowych, a następnie w wyborach parlamentarnych. Jednak Jarosław Kaczyński postanowił zniszczyć kapitał polityczny, który zdobył podczas wyborów prezydenckich w 2010 roku. Co więcej, to tych, którzy sprawili, że Kaczyński osiągnął tak wysoki wynik, prezes PiS-u obarczał swoją wyborczą klęską. Jarosław Kaczyński dawał nawet do zrozumienia, że ci, którzy wtenczas robili mu kampanię wyborczą po prostu nim manipulowali. Przypomnę, że po wyborach prezes wyznał, iż brał wtedy „silne leki”. A więc jego nieco złagodzona retoryka była wynikiem „silnych leków” i przytłumionej medykamentami świadomości prezesa. Ci którzy zajmowali się kampanią wyborczą mieli więc korzystać z tego, że prezes jest pod wpływem leków i wciskać mu w usta słowa, które prezes PiS-u w stanie pełnej świadomości nigdy by nie wypowiedział. Tak przynajmniej można rozumieć komunikat, który wysyłał Jarosław Kaczyński po wyborach prezydenckich.
Krótko po wyborach prezydenckich przywódca Prawa i Sprawiedliwości zaczął po prostu „wypychać” ze swojej partii osoby, które jeszcze kilka tygodni wcześniej prowadziły jego kampanię wyborczą; współpracowników, których jeszcze kilka tygodni wcześniej prezes PiS-u przecież osobiście i publicznie chwalił. W końcu wrogość Jarosława Kaczyńskiego do uczestników swojego byłego sztabu wyborczego sprawiła, że w PiS-ie doszło do rozłamu. Wielu członków partii Jarosława Kaczyńskiego odeszło wówczas z Prawa i Sprawiedliwości, w geście protestu wobec niesprawiedliwego traktowania szefowej kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego Joanny Kluzik-Rostkowskiej i innych czołowych polityków, którzy z dnia na dzień w stali się w PiS-ie persona non grata.
Wielu członków PiS-u opuściło wówczas partię Jarosława Kaczyńskiego także ze względu na ostrą retorykę, którą prezes przyjął po wyborach prezydenckich. Jarosław Kaczyński nie uznawał zwycięzcy wyborów prezydenckich Bronisława Komorowskiego za prawowitego prezydenta RP. Wtedy Prawo i Sprawiedliwość przyjęło kurs antysystemowy. W tym czasie zaczęła się również rozwijać opowieść o zamachu w Smoleńsku, a Antoni Macierewicz rozpoczynał tworzenie grupy, którą później niektórzy komentatorzy polityczni nazwali „ludem smoleńskim“.
Ktoś powie: przestań nudzić, to historia. Być może przynudzam, przypominając te - zdaniem niektórych – „nieistotne fakty”. Jednak chciałem przypomnieć o tamtym okresie, albowiem odnoszę takie wrażenie, że niektórzy nie pamiętają tamtych wydarzeń i ich okoliczności. Odnoszę takie wrażenie, że niektórzy zachowują się tak, jakby o tamtych wydarzeniach zapomnieli. Odnoszę takie wrażenie, że niektórzy całkowicie zapomnieli dlaczego odeszli z PiS-u. Odnoszę takie wrażenie, iż niektórzy nie pamiętają, że z PiS-u zostali „wypchnięci” i zapomnieli nawet o okolicznościach w jakich doszło do tego „wypchnięcia”. A o przeszłości warto pamiętać po to, by nie popełniać dwa razy tych samych błędów. Czyż nie?
Po odejściu z PiS-u włączyłem się w budowę partii Polska Jest Najważniejsza. Z list tego ugrupowania byłem kandydatem do Sejmu RP w okręgu nr 3 (Wrocław i okolice). Dodam, że nie jestem zwolennikiem Platformy Obywatelskiej i nigdy nie byłem wyborcą partii Donalda Tuska. Nie popieram również koalicji rządzącej Polską. Zaś urzędowanie rządu Donalda Tuska, jak również sposób sprawowania władzy przez urzędującego premiera i wspierający go obóz polityczny, oceniam coraz gorzej. Nie znaczy to jednak, że żałuję swojej decyzji o odejściu z PiS-u. Osobiście doskonale pamiętam powody, dla których opuściłem partię Jarosława Kaczyńskiego. Nie chodzi mi o jakieś osobiste urazy, których – przyznaję - nie brakuje mi w stosunku do niektórych członków PiS-u. Ale osobiste urazy można odłożyć na bok, kiedy jest szansa stworzenia dobrego projektu dla Polski, dobrej propozycji politycznej dla Rzeczypospolitej i jej obywateli. Jednak nie uważam, aby we współpracy z Jarosławem Kaczyńskim i jego partią można było stworzyć dobry polityczny projekt, dobrą alternatywę wobec politycznego obozu, który w tym momencie rządzi Polską. Albowiem Jarosław Kaczyński nie jest żadną alternatywą dla Donalda Tuska. Także Prawo i Sprawiedliwość nie jest żadną alternatywą dla Platformy Obywatelskiej. Wymiana obozu politycznego Donalda Tuska na obóz polityczny Jarosława Kaczyńskiego to wymiana złej władzy na władzę jeszcze gorszą; to wymiana władzy, która często jest mało skuteczna, na władzę całkowicie nieskuteczną.
Politycy partii prawicowych rozważają współpracę z PiS-em, a niektórzy wręcz oficjalnie deklarują, że są już teraz na nią gotowi. Jednak warto zastanowić się, co się takiego zmieniło w PiS-ie od momentu odejścia czy wyrzucenia z partii Jarosława Kaczyńskiego wspomnianych wcześniej polityków? Osobiście uważam, że od tego momentu w PiS-ie zmieniło się niewiele, a zmiany, które od tego czasu zaszły w PiS-ie to zmiany jedynie na gorsze. Obecnie Prawo i Sprawiedliwość jest ugrupowaniem pozbawionym swoich kadr. Katastrofa smoleńska poczyniła wielkie spustoszenia w szeregach PiS-u. Kolejne rozłamy również nie pozostały bez wpływu na utracenie przez partie Kaczyńskiego zasobu kadrowego. Jednak największym ciosem dla PiS-u było dojście do głosu i wysunięcie się do pierwszego szeregu politycznego tej partii polityków, najdelikatniej to ujmując... nieciekawych.
Adam Hofman „pochwalił się swoimi zaletami“. Rzecznik PiS-u słynie z brutalnych wypowiedzi, w których mamy do czynienia z absolutnym przerostem formy nad treścią. Joachim Brudziński również nierzadko epatuje kontrowersyjnymi wypowiedziami. Krystyna Pawłowicz, posłanka Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość, dała się poznać od tej bardziej... od tej jakby nie najlepszej strony. Antoni Macierewicz jest odpowiedzialny za podział Polski na - umownie nazywany przez niektórych komentatorów politycznych - „lud smoleński“ i „lud antysmoleński“.
To tylko kilka przykładów. Barwnych polityków w PiS-ie nie brakuje... Trudno więc mówić o jakiejś wiarygodnej czy atrakcyjnej alternatywie wobec obozu politycznego aktualnie rządzącego Polską. Trudno mówić o jakiejś perspektywie nowej jakości w przypadku objęcia przez PiS władzy w Polsce. Jakości, która jest sygnowana przez Adama Hofmana, Krystynę Pawłowicz czy Antoniego Macierewicza mówię: dziękuje, ale nie!
O co tak naprawdę chodzi Jarosławowi Kaczyńskiemu, kiedy mówi o zjednoczeniu prawicy? Prezesowi PiS-u z pewnością nie chodzi o polityczne partnerstwo z partiami prawicowymi, którym Kaczyński proponuje współpracę. Zapewne Jarosławowi Kaczyńskiemu chodzi bardziej o to, ażeby wyeliminować polityczną konkurencję i przejąć polityczne podmioty, z którymi prezes PiS-u ponoć chce współpracować. W PiS-ie funkcjonuje zjawisko zdecydowanie daleko idącej jednomyślności. Wszyscy myślą tak, jak prezes. Albowiem kto myśli inaczej musi z PiS-u odejść. A kto mówi publicznie, że nie zgadza się z prezesem PiS-u, z partii Jarosława Kaczyńskiego jest z hukiem wyrzucany. W PiS-ie nie istnieje więc polityczna frakcyjność, tylko jeden polityczny monolit, na czele którego stoi prezes. Jarosław Kaczyński politycznego partnerstwa nie uznaje, czego dowodem jest to, jak ówczesny premier Jarosław Kaczyński potraktował swoich koalicjantów. Można odnieść wrażenie, że Samoobrona i Liga Polskich Rodzin - dzielące z PiS-em władzę w Polsce - zostały potraktowane przez Jarosława Kaczyńskiego w sposób instrumentalny. A więc jaki powód, aby spodziewać się, że w ich przypadku będzie inaczej mają ci, którzy podejmują z Jarosławem Kaczyńskim rozmowę o zjednoczeniu prawicy? Odnoszę wrażenie, że zarówno liderzy Polski Razem, jak również przywódcy Solidarnej Polski nie mają żadnego powodu, aby sądzić, że to właśnie ich Jarosław Kaczyński potraktuje w przyszłości inaczej, niż swoich byłych koalicjantów...
W tym momencie nie znajduję żadnego powodu, który mógłby uzasadniać wejście we współpracę z PiS-em i Jarosławem Kaczyńskim. Albowiem w mojej opinii wymiana Platformy Obywatelskiej na Prawo i Sprawiedliwość u sterów Polski to tak naprawdę wymiana złej jakości na byle jakość. Warto również dodać, iż wejście we współpracę z PiS-em oznacza utożsamienie się z tezą o smoleńskim zamachu. Przecież Antoni Macierewicz jest dziś wiceprzewodniczącym Prawa i Sprawiedliwości. Przyjmując PiS-owskie barwy akceptuje się tym samym działalność Antoniego Macierewicza, jego „towarzyszy“ i zespołu parlamentarnego do (moim zdaniem) „zaciemniania“ przyczyn katastrofy w Smoleńsku. Czy politycy Polski Razem i Solidarnej Polski są gotowi zaryzykować utożsamienie się z Antonim Macierewiczem i zaszufladkowanie się jako członkowie grupy, umownie nazywanej, „ludem smoleńskim”?
Nie ma żadnej próby zjednoczenia polskiej prawicy. Jest tylko próba wchłonięcia przez PiS mniejszych partii prawicowych, tak, aby wyeliminować konkurencję polityczną. Są tylko próby Jarosława Kaczyńskiego, aby zahamować rozwój konfliktu pomiędzy środowiskiem Tadeusza Rydzyka, Radia Maryja, „Naszego Dziennika”, Telewizji Trwam ze środowiskiem Tomasza Sakiewicza wraz z „Gazetą Polską” i ich zwolennikami. Prezes PiS-u zdaje sobie sprawę, że ten konflikt może doprowadzić do dużego pęknięcia, do trwałych podziałów na prawicy i próbuje temu zapobiec. Z kolei tak zwane „zjednoczenie prawicy“ miałoby zapewnić Jarosławowi Kaczyńskiemu kolejne wspólne wsparcie ze strony Tomasza Sakiewicza i Tadeusza Rydzyka oraz ich środowisk. Przecież w ostatnim czasie Radio Maryja, „Nasz Dziennik” i Telewizja Trwam udzielały Jarosławowi Kaczyńskiemu, Antoniemu Macierewiczowi i Prawu i Sprawiedliwości coraz mniej wsparcia...
Tak więc zjednoczenie prawicy tak, ale tylko i wyłącznie pod ścisłą kontrolą Jarosława Kaczyńskiego i być może jedynie pod PiS-owskim szyldem. Wątpię, aby prezes PiS-u innego rodzaju zjednoczenie prawicy miał na myśli. Wątpię, aby Jarosław Kaczyński zaakceptował zjednoczenie prawicy na zasadach pluralizmu poglądowego i politycznego. Wątpię, aby Jarosław Kaczyński zgodził się na inny obóz prawicowy niż taki, w którym panuje jednomyślność; czyli - prezes PiS-u myśli, a pozostali członkowie zjednoczonej prawicy wykonują. Wszak Jarosław Kaczyński uznaje tylko jedną metodę polityczną i jest to metoda jednowładztwa, metoda jego władztwa. Czy nie rozumieją tego ci, którzy dzisiaj rozmawiają z Jarosławem Kaczyńskim o zjednoczeniu prawicy?
Być może tak zwane zjednoczenie prawicy (jeśli w ogóle dojdzie ono do skutku) zapewni temu czy innemu politykowi mniejszych partii prawicowych zdobycie mandatu poselskiego albo senatorskiego. Jednak tak zwane zjednoczenie prawicy nie będzie niosło za sobą żadnej możliwości na realną zmianę w Polsce. Dlaczego? Ponieważ zjednoczony obóz prawicowy (jeśli powstanie) będzie tak naprawdę jedynie obozem PiS-owskim, w którym będzie panowała zasada jednomyślności (prezes Jarosław Kaczyński myśli, reszta wykonuje) i jednowładztwa Jarosława Kaczyńskiego.
Czy liderzy Polski Razem i Solidarnej Polski mają krótką pamięć? Być może warto byłoby, aby przypomnieli oni sobie dlaczego znaleźli się poza PiS-em.