zbigniewstefanik zbigniewstefanik
3654
BLOG

Konflikt interesów. Czy nastąpi polsko-niemiecki spór o Europę?

zbigniewstefanik zbigniewstefanik Polityka Obserwuj notkę 37

10 września bieżącego roku prezydent RP przybył z wizytą do niemieckiego Bundestagu, gdzie odbywała się uroczystość poświęcona 75. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Podczas swojego przemówienia polski prezydent nie szczędził pozytywnych słów, odnosząc się do stosunków polsko-niemieckich po 1989 roku. Zdaniem Bronisława Komorowskiego obecne stosunki polsko-niemieckie zasługują na miano „cudu pojednania i kopernikowskiego przewrotu w dziejach”.

 

Zarówno kanclerz Niemiec Angela Merkel, jak również przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert nie szczędzili miłych słów pod adresem Rzeczpospolitej i jej prezydenta. Angela Merkel stwierdziła ponadto, iż goszczenie polskiej głowy państwa w Bundestagu to zaszczyt. Zaś w odniesieniu do stosunków polsko-niemieckich Norbert Lammert mówił o przyjaźni między oboma narodami i o cudownym (zważywszy na trudną wspólną historię, przepełnioną niemieckimi winami) pojednaniu. Należy dodać, iż prezydent Komorowski był pierwszym polskim prezydentem, który przemawiał przed niemieckim Bundestagiem. Przed nim uczynili to prezydenci USA (George W. Bush i Ronald Reagan) oraz rosyjski prezydent Władimir Putin...

Gdyby spojrzeć na przebieg wizyty prezydenta RP w Bundestagu, jeśli wziąć za dobrą monetę wypowiedzi (podczas zorganizowanych w Bundestagu uroczystości upamiętniających 75. rocznicę wybuchu II wojny światowej) Angeli Merkel czy Norberta Lammerta skierowane do Rzeczpospolitej, jej obywateli i jej prezydenta, to można by odnieść wrażenie, iż polsko-niemieckie stosunki nigdy nie miały się tak dobrze, jak obecnie.

Od momentu upadku bloku sowieckiego i rozwiązania Układu Warszawskiego Republika Federalna Niemiec wspierała Polskę w jej marszu ku (wpierw) Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, a później w marszu ku Unii Europejskiej. Niemcy byli jednymi z największych orędowników wejścia Polski do Wspólnoty Europejskiej. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych Republika Federalna Niemiec poparła rozszerzenie militarnego Sojuszu Północnoatlantyckiego na wschód od Odry i udzieliła swojego wsparcia Polsce przy wstąpieniu naszego kraju do NATO. Chociaż w tym samym czasie Niemcy - aby uspokoić „rosyjskiego niedźwiedzia” i wyjść naprzeciw jego oczekiwaniom - zapewnili Kreml, iż na terenach nowych państw członkowskich Sojuszu nie będzie miało miejsce rozmieszczenie większych formacji wojskowych, należących do świata zachodniego. Mówiąc wprost, Berlin zapewnił wówczas Moskwę, iż wschodnia flanka NATO nie będzie ani militaryzowana, ani wzmacniana o dodatkowy potencjał zbrojeniowy, który mógłby ograniczyć pole manewru Rosji na jej obszarze geopolitycznym.

Skutki tych zapowiedzi i... zabiegów Berlina odczuwamy do dzisiaj. Obecnie to przecież Niemcy najmocniej sprzeciwiają się, aby wschodnia flanka (zarówno Unii Europejskiej, jak również militarnego Sojuszu Północnoatlantyckiego) była wzmocniona bazami wojskowymi, czy choćby dwoma ciężkimi brygadami NATO...

Niemcy intensywnie wspierali Polskę podczas ekonomicznej transformacji naszego kraju. W polskiej transformacji gospodarczej i politycznej Niemcy, ich fundacje, czy organizacje pozarządowe służyły radami polskim władzom.

Federalna Republika Niemiec to na dzień dzisiejszy jeden z największych partnerów handlowych i gospodarczych Rzeczpospolitej. W TYM MOMENCIE Polska utrzymuje z Niemcami solidne stosunki gospodarcze, handlowe i polityczne. Trudno nie zauważyć, iż od 1989 roku trwa proces, który bardzo zbliżył Niemców i Polaków, Republikę Federalną Niemiec i Polskę. Jednak trudno nie zauważyć, iż na dzień dzisiejszy w stosunkach polsko-niemieckich coś zaczyna się psuć. Dlaczego? Otóż ze względu na polsko-niemiecki konflikt interesów; ze względu na rozpoczynający się polsko-niemiecki spór o Europę.  

W okresie polskiej transformacji Niemcy wspierały Polskę radami i doświadczeniem. Polska i jej władze (nie tylko centralne, ale również samorządowe) nierzadko uczyły się od Niemców metod zarządzania, jak również sposobu postępowania instytucji państwowych w demokratycznym państwie prawa. Niemcy uczyli również Polskę i Polaków jak budować stabilną, prężną, silną i dobrze rozwijającą się gospodarkę w (rodzącym się wówczas w Polsce) systemie kapitalistycznym i w warunkach, w których polskie władze, ale również polscy obywatele (nie bez trudu) budowali gospodarkę wolnorynkową. Niemcy wspierali Polskę także podczas infrastrukturalnego rozwoju naszego kraju. Jak szybko i skutecznie budować nowoczesne autostrady i szlaki komunikacyjne, używając przy tym nowoczesnych metod budowlanych – przykładowo właśnie tego Polska w dużej mierze nauczyła się od Niemców.

Jednak wielowymiarowe wsparcie, które Niemcy udzielili Polsce podczas jej transformacji sprawiło, iż Berlin traktował Polskę bardziej jako ucznia, niż partnera. Wszak przez dłuższy czas w relacjach polsko-niemieckich to Polska była tym słabszym. Jednak ten układ sił w polskich relacjach z Niemcami zaczyna się zmieniać. Albowiem Polska gospodarka rośnie w siłę, a polskie podmioty gospodarcze nie tylko potrafią sprostać konkurencji na europejskim rynku wspólnotowym, ale - dodatkowo - owe podmioty rosną w siłę. Za kilka lat możemy spodziewać się sytuacji, w której polskie firmy i szeroko pojęte podmioty gospodarcze zaczną na dużą skalę konkurować z niemieckimi podmiotami gospodarczymi na europejskim rynku wspólnotowym, jak również poza Unią Europejską (na przykład na Ukrainie). Polska dodatkowo rośnie w siłę politycznie. To nowa sytuacja dla Niemców, w której uczeń aspiruje do roli partnera. Uznanie Polski jako partnera - oto z czym Niemcy mają duży (a niewykluczone, że największy) problem w relacjach z Polską, jej władzami i jej obywatelami...

Kiedyś uczniem, teraz podmiotem aspirującym do roli partnera, a w najbliższym czasie politycznym rywalem i ekonomicznym konkurentem - oto ewolucja statusu Polski w jej relacjach z Niemcami. Albowiem w kontekście geopolitycznych zawirowań na wschodzie Europy (zawirowań, które najprawdopodobniej doprowadzą do trwałych zmian na Ukrainie, a za jakiś czas także na Białorusi) Niemcy i Polska będą walczyły o polityczny i ekonomiczny leadership. Niemcy będą musieli powalczyć z Polską o to, kto będzie nauczycielem władz w Kijowie w procesie budowania demokratycznego państwa prawa na Ukrainie i gospodarki podporządkowanej regułom prawa w tym kraju. Niemcy będą konkurowali z Polską o to, kto będzie miał lepsze stosunki handlowe i gospodarcze z Ukrainą. Niemcy będą rywalizowali z Polską o to, kto będzie głównym politycznym partnerem władz w Kijowie. Podobnie stanie się zresztą także wówczas, kiedy dojdzie do demokratycznych przemian na Białorusi; a że do nich kiedyś dojdzie, to przecież oczywiste.

Już nie relacja uczeń - nauczyciel tylko partnerstwo, a najpewniej twarda polityczna rywalizacja oraz ekonomiczna i handlowa konkurencja o leadership we wschodniej Europie -  tak będą wyglądały w przyszłości stosunki polsko-niemieckie. Zdaje się, że Warszawa ma tego świadomość. Jednak Berlin sprawia wrażenie, jakby nie potrafił się z tym pogodzić...

Stoimy u progu rozpoczęcia się polsko-niemieckiego sporu o Europę, albowiem właśnie w tej kwestii występuje największy konflikt interesów pomiędzy Polską a Niemcami. Wiele na to wskazuje, iż Niemcy działają na rzecz paneuropeizacji naszego kontynentu, zaś Polska usilnie obstaje przy koncepcji euroatlantyckiej. Właśnie dlatego rodzi się polsko-niemiecki spór o Europę.

Jak wiele na to może wskazywać, Berlin stara się zrealizować koncepcję hrabiego Richarda Coudenhove-Kalergiego, który w okresie międzywojennym był uznawany za ojca- założyciela tzw. paneuropeizmu. Obecnie paneuropeizm stawia się w opozycji do euroatlantyzmu. W dzisiejszym pojęciu paneuropeizm to de facto europejski federalizm, czy inaczej - koncepcja federalnej Europy ze wspólną walutą, ze wspólnymi władzami federalnymi i z europejskim wojskiem. Wiele wskazuje na to, iż Niemcy dążą właśnie do paneuropeizmu, czyli do Federalnej Unii Europejskiej, w której to Niemcy odgrywałyby kluczową (a niewykluczone, że najważniejszą) gospodarczą i polityczną rolę. Niemcy już teraz grają pierwsze gospodarcze (i nierzadko polityczne) skrzypce w Unii Europejskiej. W Europie paneuropejskiej to Niemcy mieliby polityczny i gospodarczy leadership, co jest sprzeczne z polskim interesem. Albowiem w takiej sytuacji z pewnością doszłoby do podziału politycznych i gospodarczych wpływów w środkowej i wschodniej Europie pomiędzy Kremlem a paneuropejską Europą (czyli głównie Europą Zachodnią), gdzie dominowałby polityczny i gospodarczy pogląd niemiecki.

Trudno powiedzieć, po której stronie (tej europejskiej, czy tej... drugiej) znalazłaby się Polska w wyniku takich porozumień. Dlatego też dla Rzeczpospolitej o wiele bezpieczniejsza zdaje się być koncepcja euroatlantycka, która zakłada bliską polityczną, gospodarczą i militarną współpracę pomiędzy Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi. Euroatlantyzm - oto co - z punktu widzenia polskiego interesu narodowego - jest dla Rzeczpospolitej najkorzystniejsze i najlepsze. Jednak dla Berlina, z punktu widzenia niemieckiego interesu narodowego, o wiele korzystniejszy byłby paneuropeizm. Dlatego - jak może się zdawać - rozpoczyna się polsko-niemiecki spór o Europę.

Na dzień dzisiejszy polsko-niemieckie stosunki są nie tylko dobre, ale również korzystne dla obu stron, jeśli chodzi o gospodarcze i handlowe obopólne (chociaż nie zawsze równomierne) korzyści. Jednak polsko-niemieckie stosunki zaczynają ulegać zmianie i pogorszeniu. Albowiem pomiędzy Polską a Niemcami występuje konflikt interesów, którego głównymi przejawami będą w najbliższej przyszłości polityczna rywalizacja, gospodarcza konkurencja i dyplomatyczny spór o Europę.

Czy w polsko-niemieckich stosunkach wszystko, co najlepsze już było? Zdaje się, że tak. 

 

* * *

 

Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:

 

http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/

 

oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:

 

http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html

 

Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.

Szanowni Państwo, nazywam się Zbigniew Stefanik. Ze względu na pojawiające się od pewnego czasu zarzuty pod moim adresem, w pierwszej kolejności pragnę Państwa poinformować, że jestem osobą niewidomą, co znacząco utrudnia mi korzystanie ze wszystkich możliwości, które oferują media internetowe, na których publikuję moje artykuły. Niestety, z powodów technicznych nie mam możliwości odpisania na komentarze, które, Szanowni Czytelnicy, umieszczacie pod moimi notkami. Mimo to, za niezależny od mojej woli brak odpowiedzi, wszystkich Czytelników najmocniej przepraszam! Pragnę jednak podkreślić, że mam możliwość czytania Państwa komentarzy i bez wyjątku zapoznaję się z nimi wszystkimi. Dlatego bardzo proszę o nie zrażanie się moim brakiem technicznych możliwości niezbędnych do odpowiedzi na komentarze i aktywne włączenie się do dyskusji. Zapraszam wszystkich Czytelników do komentowania moich tekstów. Wszystkie Wasze komentarze są dla mnie cenne, te nieprzychylne również. Jednocześnie, drodzy Czytelnicy, informuję Was, że jeśli będziecie chcieli, bym odpowiedział na Wasz komentarz, dotyczący jakiegoś mojego artykułu, to możecie go Państwo przesłać na następujący adres e-mail: solidarnosc.stefanik@laposte.net. Gwarantuję, iż odpowiem na wszystkie Państwa ewentualne uwagi i komentarze - drogą e-mailową. Jednocześnie przepraszam za niedogodności, które wynikają z kwestii niezależnych ode mnie oraz z góry dziękuję za wyrozumiałość. Urodziłem się w Polsce, lecz od ponad dwudziestu pięciu lat mieszkam we Francji. Z wykształcenia jestem politologiem i europeistą, ukończyłem Instytut Studiów Politycznych w Strassburgu oraz College of Europe w podwarszawskim Natolinie. Obecnie jestem publicystą, polsko-francuskim obserwatorem i komentatorem zarówno polskiego, jak i europejskiego życia politycznego. Posiadam polskie i francuskie obywatelstwo. Na co dzień żyję pomiędzy Strassburgiem i Wrocławiem, między Francją i Polską. Aktualnie nie jestem członkiem żadnej partii politycznej w Polsce. Do czasu wyborów parlamentarnych, które odbyły się w październiku 2011 roku, byłem aktywnym uczestnikiem polskiego życia politycznego. Początkowo działałem w krakowskich strukturach PiS. W szeregi tej partii wstąpiłem w maju 2005 roku. Następnie współpracowałem z posłanką Aleksandrą Natalli-Świat, jako jeden z jej asystentów. Po katastrofie smoleńskiej postanowiłem opuścić partię Prawo i Sprawiedliwość. Swoją rezygnację ogłosiłem w sierpniu 2010 roku. Opuszczenie partii - z którą współpracowałem przez ponad pięć lat - było dla mnie niezwykle trudną decyzją. Wpływ na nią miały przede wszystkim dwie kwestie. Po pierwsze, podjąłem tę decyzję ponieważ nie potrafiłem zaakceptować retoryki Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników, która niemal od 10 kwietnia 2010 roku zaczęła przypominać postulaty skrajnej prawicy. Po drugie, nie mogłem się zgodzić na sposób, w jaki liderzy PiS traktowali najwyższych przedstawicieli Najjaśniejszej Rzeczypospolitej; rządzących, którzy zostali przecież wybrani większością głosów w demokratycznych wyborach. Po wystąpieniu z Prawa i Sprawiedliwości zaangażowałem się w budowę partii Polska Jest Najważniejsza. Z ramienia tej partii w 2011 roku zostałem kandydatem do Sejmu RP w okręgu wyborczym nr 3. Jestem zwolennikiem politycznego centrum. Moje poglądy na problemy gospodarcze są bardziej zbliżone do wizji społecznej, niż liberalnej. Jestem zwolennikiem państwa opiekuńczego, jednak na ściśle określonych zasadach. W mojej opinii państwo powinno być opiekuńcze, dopóki nie dławi inicjatywy społecznej i gospodarczej. Uważam bowiem, że to właśnie indywidualna inicjatywa jest główną siłą, która napędza rozwój gospodarczy i społeczny; jest niezbędnym czynnikiem dla utworzenia silnej klasy średniej, jak również dla społeczeństwa obywatelskiego. Jestem zwolennikiem państwa o świeckim charakterze, mimo, iż jestem ochrzczonym i wierzącym katolikiem. Uważam jednakże, że wiara to indywidualna sprawa każdego obywatela. Dlatego państwo nie powinno popierać, ani finansować żadnej wspólnoty religijnej. Jestem zwolennikiem polskiej integracji z Unią Europejską, bowiem uważam, iż dla Polski to bezprecedensowa szansa na udoskonalenie naszego Państwa i na niespotykany dotąd rozwój gospodarczy. Jednakże - w moim przekonaniu – o integracji europejskiej nie można mówić, iż jest dobra lub zła. Rozpatrywanie jej w takich kategoriach jest błędem! Integracja europejska jest po prostu konieczna w zglobalizowanym świecie, gdzie gospodarcza i polityczna konkurencja jest bezwzględna i nie pozostawia żadnego miejsca dla osamotnionych państw, które pozostawałyby poza ponadregionalnymi wspólnotami. Świat się zmienia, należy się więc zmieniać razem z nim! Tylko w zintegrowanej i silnej Unii Europejskiej można budować silną Polskę, gdyż pojedyncze państwa nie mają żadnych szans na sprostanie gospodarczej konkurencji i społeczno-politycznym wymogom świata w dwudziestym pierwszym stuleciu. Stąd konieczność polskiej integracji z Unią Europejską, bez której Polska nie ma żadnych szans na rozwój, żadnych szans na obiecującą przyszłość pod względem znaczenia politycznego w Europie i na świecie. Zapraszam wszystkich do zapoznania się z moimi artykułami, w których pragnę podzielić się z Państwem swoim punktem widzenia na tematy związane z wydarzeniami na polskiej i europejskiej scenie politycznej. Zapraszam także do kulturalnej i merytorycznej dyskusji. Mam świadomość, iż polityka budzi wiele bardzo silnych emocji. Mimo to byłbym wdzięczny za debatę pozbawioną niepotrzebnej agresji i zacietrzewienia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka