od dawna polska prasa, media internetowe i media wszelakie informuja nas o "fali powrotow" z wysp w szczegolnosci ... szczerze, jako imigrant, z zalem patrze na tych, ktorzy nabieraja sie na te lanie wody i rzeczywiscie wracaja.
Moj serdeczny kolega Grzes mieszkajacy od kilku lat wraz z rodzina w Irlandii, na ten przyklad odwiedzil ojczyzne nasza kochana i z przerazeniem stwierdzil ze juz zwyklym lumpem jest byc coraz trudniej ... 2 x browar + paczka malborasow i 16 zeta w plecy ... niby nic dla "irlandczyka" jednak w przeliczeniu na polskie realia - MASAKRA.
Tak sie sklada ze tu na wyspie (London SW) los rzucil mnie, skromnego programiste w polska spolecznosc, tzn ekpie ludzi bardzo ciezko pracujacych i w ogromnej wiekszosci wspomagajacych w znacznym stopniu rodziny swe w polsce pozostawione.
Temat powrotu jest niczym nowym, powraca szczegolnie w soboty gdzie moja mala spolecznosc po 10-godzinnych dniach pracy x 6 (w sobote charataja 7h - wiadomo, maja polskiego szefa - polak zagranica zawsze cie wy...dyma) spedza czas przy kilku butelkach smirnoffa (tak tak, panowie i panie - zwykly robol na wyspach, ktory nie oszczedza na zdrowiu poza woda pedzona na rudych myszach - wali czystego smirnoffa a to za sprawa dostepnosci cenowej tudziez - jakosci ... ).
A wiec polakow nasze rozmowy i pytanie: wracac?
Wracac ale po co? Wracac do czego? Tak szczerze to tu na wyspach tylko za polskim chlebem tesknisz ... ale ok ... policzmy najpierw czemu ta najnowsza imigracja wracac nie chce /ta zwykla, nie bankierzy, nie programisci z 40k na rok bez bonusow/.
Srednio-minimalny zarobek niewyksztalconego / nie agielskojezycznego polaka to ok 250-300 F na tydzien ... srednia cena pokoju (z internetem, wspolna kuchnia i lazienka) to ok 50-70 F tygodniowo. Jedzenie to temat rzeka, znam takich ktorzy zyja caly tydzien za 10-15 f, osobiscie sam zywie sie na sniadania i kolacje - obiady robimy wspolnie we trzech (dwa dania dziennie i prosze mi dac wiare ze nie oszczedzamy, losos, krewertki, schab, kurczaczek etc.) to ok 15f tygodniowo na lba (zakup min Lidl) - podliczmy wiec takiego polonusa, ktory mieszka za srednio 60 f + je sniadania i kolacje za ok 20f + je moje obiadki (uwielbiam kucharzyc) czyli + 15 co daje nam razem ... 95f ... powiedzmy ze polak jara fajury ... u ciapatego (potoczna nazwa hindusa) kupi je srednio za 4.25 f, wyda na fajki ok 30f tygodniowo czyli 125, do tego kupuje u ciapatego dwa polskie browary dziennie po 1 f czyli ma 14 na plus - razem 140f i jeszcze zaleje pale w sobote z kolegami i kupi 0,70 smirnoffa i jakowas cole za w sumie 13f to razem daje nam 153 f .... rzecz jasna polak pewno sie porusza po wielkim miescie i kolejne 20 f ma w plecy na najdrozsza w EU komunikacje czyli powiedzmy palac, jedzac , pijac i komunikujac sie biedny polak wydaje ok 180 f na tydzien ... a zarabia bidny 250 a moze nawet i 300 ....ci majacy wiecej to juz full wypas i pytanie ... koles ma ok 100 f ( i wiecej) czystych oszczednosci, nie grozi mu wywalenie z pracy, mieszkania itd ... tak naprawde to za dwa tyg pracy kupuje sobie laptop i je ... i pali i pije ... i tak naprawde po co mu wracac?
W dzisiejszych czasach? W dobie globalnej wioski?Po co?
Moze tylko dla smaku chleba, jedynego w swoim rodzaju i po nic wiecej.
Ktos powie a gdzie strawa duchowa? Gdzie czas na szeroko pojeta integracje kulturalna i poznanie korzeni swej nowej (tymczasowo badz nie) ojczyzny ... a to proste ... bo rzad UK dba o te strawe i muzea udostepnia za free lub za marne grosze ... i zacheca do odwiedzin, malo tego, muzea maja taka renome iz odwiedzic trzeba ... i wyobrazcie sobie tych prostych chlopakow z ... albo innej dziury ze w wekend z tej swojej krwawicy wywalaja 6-10 f na bilety i zwiedzaja te muzea i te charakerystyczne Big-Beny i inne mosty ... zwiedzaja choc w polsce muzeum czy inne takie bylo dla nich abstrakcyjnym slowem z slownika wyrazow obcych ... echh ... kolejna dawka za tydzien :)
