Z emczwórki, z erpega, z szotgana
Wal koleś bez chwili wytchnienia
Bez przerwy i zmiłowania
Niech strach twój w szał się przemienia
Niechaj ci ręka nie zadrży
Nie wolno dziś wrogów żałować
Niechaj za litość wystarczy
Fakt że będziemy ich chować
Bo dzisiaj my albo oni
Innego nie może być końca
„Strzelać!!!” komenda cię goni
Lufa dłoń parzy gorąca
A kiedy dym się rozwieje
Zobaczysz czy zginął ktoś z naszych
Na razie grzejesz i grzejesz
Wśród jęków i grzmotu kałaszy
A potem się dowiesz że Ona
Ranna jest tylko i żyje
Że Saxson właśnie skonał
A Rona się przecież odbije
I po raz kolejny zrozumiesz
Jak piękne jest życie twoje
Choć cena była wysoka
Ocaliliście Ostoję
To nic że przyjdą znów jutro
Ty będziesz uśmiechał się błogo
Bo cierpieć i umrzeć niesmutno
Gdy masz umierać dla kogo
Pisane z myślą o Ghetto Berlin z Powieści Mieszka Zgańczyka "Allah 2.0"