niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
647
BLOG

Stalinogród (o placu, którego właściwie nie ma)

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

Przez media przewalał się szum nt. Szewczyk zły, Kaczyńscy dobrzy, a moim strapieniem przyziemnym było zalodzenie. Wydostałem się z jego okowów i z opóźnieniem pewnym swoją wypowiedź dot. placu przy dworcu w Katowicach umieszczam.

Znam przecież to miejsce od tylu lat, nie muszę wykonywać kwerendy by zorientować się, co, kiedy, jak i gdzie. Pamiętam jeszcze czasy, gdy w Katowicach był stary dworzec, a tam gdzie ten plac były domy i przecinały się ulice. Potem wyburzono domy, by zrobić miejsce na nowy dworzec, ponoć na miarę nowych czasów, stary porzucono i trwają jego zabudowania w marazmie od tylu już lat. Przed nowym dworcem kolejowym urządzono coś na kształt autobusowego: przystanki bez wiat nawet, ludzie czekali w kłębach spalin, bo nie tak często gaszono silniki w wysłużonych maszynach. Nad tym przebiegała tzw. estakada, czyli schody od ulicy 3 Maja i długi podest do wejścia na dworzec. Biegałem setki razy po tych cokolwiek koślawych schodach, o świcie, mając raptem parę minut do pociągu i na kupno biletu. Pod estakadą sterczałem nieraz na przystanku, w stadzie ludzkim przemieszczałem się niespokojnie, bo nikt z nas nie był pewien z którego przystanku odjedzie wcześniej autobus w konkretnym kierunku. Jeździłem stamtąd do pracy, a przez pewien czas także w złudnej nadziei ułożenia z kimś życia. Nawdychałem się tam spalin z dieslowskich silników, ZUS może spokojnie liczyć, że świadczeniami dla mnie budżetu nie uszczupli. Po drugiej stronie urządzono postój pekaesów (niewielki placyk nieopodal liceum im. Mickiewicza dobry był dla miasta 30-to, nie 300-to tysięcznego), jeździliśmy stamtąd do Zakopca.

Potem zburzono dworzec kolejowy i dostawiono tzw. nowy, na przyczepkę do handlowej galerii, która de facto cały plac zajęła. Galerii  – z racji kształtu głównego wejścia – nadano nieoficjalny przydomek z ginekologicznej nomenklatury wzięty. Przystanki miejskich autobusów wsunięto w jego podziemie, teraz czeka się na autobus w spalinach rozcieńczanych nawiewem powietrza z wentylacji. Z placu pozostał kikut ulicy, ze sto metrów pomiędzy Młyńską i 3-go Maja, z kikutem jednej pierzei.

* * *

Kiedyś przechodziliśmy z ojcem starym podziemiem Ronda, tego przy Spodku. Z przeciwka żeglował od jednego do drugiego filara w kanty jegomość z cygarem, któremu błędnik wyraźnie płatał figle.

- To Wiluś Szewczyk, znany literat, pod dobrą datą – rzucił mi wyjaśnienie ojciec. Patrzyłem jak rzuca go od jednej podpory do drugiej, niby od jednej ideologii do następnej. Te próby zaczepienia się, wsparcia o filar jaki, czyniły go postacią jeszcze bardziej tragiczną. Teraz widzę tę jego poalkoholową wędrówkę jakby była hiperbolą, tropem jego złożonych i zagmatwanych losów w pokręconych czasach.

* * *

Mama najęła się do pracy na kopalni „Eminencja” w Katowicach, świadectwo pracy nad odchodnym stamtąd dostała z kopalni „Gottwald” w Stalinogrodzie. Podaję w jej lapidarnym ujęciu, więcej mówi o onomastyce niż niejedna opasła naukowa praca.


inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości