Zuzanna Lenska Zuzanna Lenska
804
BLOG

Katol najlepszym przyjacielem feministki

Zuzanna Lenska Zuzanna Lenska Rozmaitości Obserwuj notkę 12

Oglądałam wczoraj Pospieszalskiego Warto Rozmawiać. A co tam. Lubię ten program.

Zebrało się paru panów i w męskim zupełnie gronie rozmawiali na tematy, które feministki lubią określać lapidarnie: mój brzuch - moja sprawa.

Jak to? Sami rozmawiali? O kobietach, o ciążach, o aborcji - w męskim gronie? Skandal. Katole. Co oni, wstrętni szowiniści mogą wiedzieć? Mój brzuch - moja sprawa. Każda feministka wie.

Ale co oni tak konkretnie mówili? Lepiej zacząć od tego, czego nie mówili. Nie mówili wcale kobietom, jak mają się zachowywać. Nie krytykowali nas, kobiet, tylko... mężczyzn. Za co? Za niebranie odpowiedzialności. Za nieobecność. Za to, że nie wspierają nas, kobiet, w sytuacjach, gdy kobieta właśnie najbardziej wsparcia potrzebuje. Że facet jest mężczyzną, jak bierze odpowiedzialność, bierze udział w konsekwencjach bycia z kobietą. Że te konsekwencje nie muszą być traumą, osamotnieniem, nie muszą kończyć się aborcją, nie muszą sprowadzać się do tego, że ona sobie poradzi a on mniej lub bardziej elegancko zniknie, czy też  - zamierzona gra słów - usunie się. Na bok, bo przecież jej brzuch - jej sprawa.

I tak sobie myślę, po kobiecemu, że wcale mi nie przeszkadza, gdy facet ma zasady. Zasady, które sprawiają, że wie, co jest dobre a co złe, co jest ważne, co jest wartościowe. Że woli być mężczyzną niż dzieciakiem. Gdy "bycie mężczyzną" oznacza dla niego wsparcie dla partnerki, odpowiedzialność za nią i za ich dzieci. Gdy chce być oparciem rodziny. Gdy w ogóle chce mieć rodzinę. Taką zwyczajną, normalną, "po bożemu" rodzinę, w której każdy ma miejsce, w której nikt nie zostaje sam z problemami, w której "papierek niczego nie załatwia" ale też niczemu nie przeszkadza, no bo niby w czym ma przeszakadzać?

Ci katole nie są w ogóle zagrożeniem i niebezpieczeństwem dla kobiet. Życzyłabym sobie dla córki takiego katola na męża, a chcę dla niej jak najlepiej. Niestety, wiele z nas, kobiet, dało się, daje i będzie dawać wmanewrowywać w tę fałszywą wolność, ubraną w 4 słowa: mój brzuch - moja sprawa.

W rzeczywistości jednak, odpychając faceta od siebie, mówiąc mu: to moja decyzja, moja sprawa, tylko mnie to dotyczy - kobieta zostaje sama. Łatwość uzyskania rozwodu, moda na życie w konkubinatach (bo "papierek niczego nie załatwia"), moda na bycie singlem z satysfakcjonującym życiem seksualnym - doprowadzają do tego, że coraz więcej jest  nieszczęśliwych kobiet, szukających desperacko tego jednego, samotnych matek. Niepełnych rodzin. Dzieciaków, w których życiu ojciec, mężczyzna pojawia się tylko w niektórych sytuacjach życiowych, w weekendy, w wakacje, w święta. Te dzieci rosną. Czy nie będzie tak, że wyrosną na kobiety / mężczyzn, którzy nie będą wiedzieć, jak być razem? Jak być wzajemnie za siebie odpowiedzialnymi?

Bardzo ważne to, co mówili w programie panowie o nieobecności mężczyzn.

Ale jacy oni mają być, jeśli słyszą od nas, kobiet, że same sobie poradzimy? Że mój brzuch - moja sprawa? Że papierek niczego nie załatwia a małżeństwo to instytucja opresyjna? Że aborcja jest naszym podstawowym prawem i wolnością? Że wcale nie chcemy ich na - legalnych - mężów?

Czytam prasę tak zwaną kobiecą, kobiecą literaturę, oglądam modne seriale i widzę, że w nich jest pełno nieszczęśliwych kobiet, bohaterek, z którymi się utożsamiamy, które w gruncie rzeczy tęsknią, ogromnie tęsknią nie za tym całym feminizmem i singlizmem :) ale za... mężem. Porządnym, mądrym, przyzwoitym, odpowiedzialnym, szanującym i kochającym.. Oraz wiernym.

Wypisz wymaluj za katolem :)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości