MAREKERAM MAREKERAM
102
BLOG

Z życia pismaka – epizody z lat 2002 i 2003 (powieść cz. 24)

MAREKERAM MAREKERAM Kultura Obserwuj notkę 0

Święta w Hamburgu byłyby jak zwykle spokojne, ciche i rodzinne, gdyby mnie coś nie podkusiło w pierwszy dzień świąt! Postanowiłem zajrzeć do swojej skrzynki mailowej. Podłączyłem laptopa i wtedy się zaczęło!

Od:grzegorz_makos@wp.pl

Do: ”Jarosław” <jaerjar@onet.pl>

Wysłano:24 grudnia 2002 8:15

Temat:uważaj na nos

Jak ktoś ma zbyt długi nos i wtyka go w nie swoje sprawy, to ktoś mu go w końcu kiedyś przytrzaśnie! Uważaj! Twój nos czeka masakra! Ciekawe, czy sprawdziłeś, to o czym piszesz?! Wątpię!

Grzegorz Makos – redaktor „Nowej Gazety”

Od:marekduwot@wp.pl

Do: ”Jarosław” <jaerjar@onet.pl>

Wysłano:24 grudnia 2002 8:33

Temat:skandal

Szanowny Panie,

używam tej eleganckiej formy, ale Pan absolutnie na nią nie zasługuje! Absolutnie! Jak można było opublikować tak haniebny, obelżywy dla środowiska tekst? To prawdziwy skandal! Czy dla pana nie ma żadnych świętości? Atakuje Pan ludzi, którzy pomogli przetrwać wielu dziennikarzom w B…! Jak Pan może pisać, że „wielu obserwatorów ma wątpliwości, czy prasa w mieście jest naprawdę niezależna?” A co? Wolałby Pan, żeby nadal rządziła komuna? Mam tylko nadzieję, ze Pańskie insynuacje spotkają się z należytym potępieniem całego naszego środowiska.

Marek Duzek – Wotnicki

Przewodniczący Koła Dziennikarzy Emerytów przy SDP

Od:danielbudyn@wirlun.onet.pl

Do: ”Jarosław” <jaerjar@onet.pl>

Wysłano:24 grudnia 2002 10:01

Temat:wstyd

Ciekawe kto i ile ci zapłacił za te głupoty w „PPK”? Wstyd i hańba! Mam nadzieję, że nie ujdzie ci to płazem!

Od:robert_wygwiz @telinet.pl

Do: ”Jarosław” <jaerjar@onet.pl>

Wysłano:24 grudnia 2002 10:33

Temat:

Ty skurwysynu! Myślisz, że wygrałeś?! Ja z tobą zatańczę! Będziesz gorzko żałował, że wpadł ci do głowy ten durny pomysł z artykułem! Zastanawiam się tylko, czy wytoczyć ci proces, czy skopać ci dupę w inny sposób! Jeżeli myślisz cwaniaczku, że ten twój durny tekst cokolwiek zmieni, to bardzo, bardzo się mylisz! Życzę ci niespokojnych Świąt! Przyzwyczajaj się, bo po Świętach z pewnością nie będzie spokojnie! Wcześniej, czy później dobiorę ci się do dupy!

Robert Wygwiż - zastępca redaktora naczelnego „Nowej Gazety”

Był też oczywiście mail od Piotra Majcikiewa. Redaktor naczelny „Gazety dla B…” informował mnie urzędowym stylem, że jego prawnicy analizują właśnie artykuł w świątecznym numerze „Przeglądu Prasy Krajowej” i zamierzają skierować do sądu pozew przeciw tygodnikowi oraz mojej skromnej osobie! Chciałem napisać Majcikiewowi, że może mi naskoczyć, bo tekst o mediach w B… jest oparty na pytaniach, a nie na twierdzeniach więc trudno się do czegoś przyczepić! Myślę zresztą, że on doskonale o tym wie, tylko chciał mnie trochę postraszyć. Ostatecznie jest zbyt starym wyjadaczem, żeby nie wiedzieć, że gdy pytam o to, czy możliwe są mętne finansowe powiązania jakiegoś tytułu z handlarzami alkoholem bez akcyzy, to ma to zupełnie inny wydźwięk niż gdybym twierdził, że taki związek istnieje!

Do końca Świąt dostałem w sumie piętnaście maili w sprawie mojego artykułu w „Przeglądzie Prasy Krajowej”. Większość od ludzi związanych z tytułami, które tak pracowicie obsmarowałem. Ton tych liścików był jednoznaczny – należy mi skopać porządnie tyłek! Właściwie, to tylko Zbyszek Noga przysłał mi gratulacje.

Do B… wróciłem w poniedziałek rano. Kiedy rozpakowywałem samochód i nosiłem bagaże do mieszkania, zdybał mnie pan Lulek.

- Ale pan aferę wywołał, panie Jarku – powiedział z wyraźnym szacunkiem w głosie. – W piątek po świętach, to wszystkie gazety w B… pisały o tym pana tekście!

- Wyobrażam sobie – zachichotałem złośliwie.

- To się nie ma co śmiać! – ostrzegł poważnym tonem sąsiad. – Może pan mieć poważne kłopoty! Bardzo poważne!

- Mogę się założyć, że nic mi nie zrobią! – powiedziałem poprawiając ułożenie dwóch palet piwa, które niosłem. – Nie bardzo mogą! A poza tym zrobią wszystko, żeby o całej sprawie nie mówiło się zbyt długo!

- Tak pan myśli? – zmartwił się pan Lulek. – Naprawdę pan tak myśli?!

Był wyraźnie zawiedziony! Widocznie spodziewał się, że ujrzy mnie kiedyś wyprowadzanego z domu przez policję i pobrzękującego kajdanami.

- A protest w sprawie tych Cyganów i tak wysłaliśmy do spółdzielni! – krzyknął za mną, gdy zbliżyłem się do schodów.

- Trudno! – powiedziałem. – Ale dziwię się panu, że zadaje się pan z takimi typami jak ci od Trawackiego!

- No, panie! To przecież dla ojczyzny! To dla naszej biednej, umęczonej ojczyzny!

- Tak, tak – mruknąłem wchodząc po schodach. – Oczywiście!

- Sąsiedzie, sąsiedzie! – krzyknął pan Lulek. – A nie chce sąsiad kupić uniwersalnej, podwodnej latarki, którą można używać do głębokości dwóch kilometrów?

- Nie!!! I w sprawie robota też nie zmieniłem zdania!

- Szkoda! – dobiegło westchnienie z dołu. – To takie świetne produkty! I takie tanie!

Po południu zadzwoniłem do Arka. Doszedłem do wniosku, że 30 grudnia, to dobra data, aby zapytać o pieniądze za obiektyw, które miał mi zwrócić do końca roku.

- Nooo? – mruknęła słuchawka.

- Cześć Arek! Dzwonię do ciebie w sprawie pieniędzy za obiektyw. Obiecałeś, że do końca roku zwrócisz mi kasę, którą wyłożyłem.

Słuchawka milczała.

- Wiesz, to w końcu… Przecież… A poza tym dwieście euro piechotą nie chodzi!

Słuchawka dalej uparcie milczała.

- Ja nie mówię, że musisz mi teraz oddać wszystko, ale… Może chociaż część? Może… No, nie wiem!

- Ale ja nie mam żadnej wolnej gotówki – powiedział Arek poważnym, oschłym tonem. – Nie mam ani grosza! Rynek kompletnie się zapadł. Żyję teraz z zamówień na kalendarzyki! A poza tym poniosłem przecież straty związane z przedsięwzięciem, które planowaliśmy… Ty się wycofałeś… Zostałem na lodzie!

- Arek! Bardzo cię proszę przestań pieprzyć głupoty!

- Jak bardzo chcesz, to mogę ci oddać ten obiektyw!

- No, co ty?! – zawołałem. – Przecież… Tak bardzo chciałeś go mieć! A poza tym, po co mi obiektyw do „Minolty”?

- W takim razie musisz zaczekać! W lutym wydam album, to oddam ci pieniądze! Wcześniej nie będzie to możliwe! Przykro mi, ale wiesz jak to jest…

- Szkoda, że nie zadzwoniłeś… Nie uważasz, że byłoby jakoś… zręczniej?

- Szkoda to jest wtedy jak się krowa w zbożu zesra – powiedział Arek i odłożył słuchawkę.

W Sylwestra upijałem się sam wznosząc toasty do lustra. O północy zadzwoniła Ola z życzeniami.

- Może jednak przeniesiesz się do nas na drugą połowę nocy – zaproponowała. – U nas zabawa dopiero się rozkręca! Bartek już co prawda kompletnie się upił i rozmawia czule z muszlą klozetową, ale… O na przykład Damianka szaleje i podrywa wszystkich chłopaków!

- Nie, nie! – powiedziałem. – Jestem już po paru drinkach, a jestem niezwykle przywiązany do swojego „prawa jazdy”.

- Są jeszcze taksówki – zauważyła Ola. – To przecież żaden problem! Przyjedź! Będzie fajnie!

- Nie! Dzięki, ale mam nie najlepszy nastrój!

- Niesłusznie! To będzie dla ciebie naprawdę dobry rok! Bardzo dobry! Musisz tylko…

- Wiesz coś o Asi? – zapytałem z nadzieją. – Powiedz!

- Ja nic nie wiem! Ja tylko czuję, że wszystko będzie dobrze! Kobieca intuicja! Pamiętasz?

- Chciałbym! Chciałbym, żebyś miała rację!

Rozdział 7

Błędne pióro

19 maja 2003 r. łamy „Przeglądu Prasy Krajowej” zdominowały, nie relacje wydarzeń z Iraku, lecz doniesienia dwóch dziennikarzy z B…

Reporter i korespondent wojenny pracujący dla wielu regionalnych gazet od bardzo dawna bezczelnie nabierał redakcje oraz dziesiątki tysięcy czytelników!

O jednym z bardziej haniebnych przykładów łamania etyki dziennikarskiej, specjalnie dla „Przeglądu Prasy Krajowej”, piszą Piotr Sarma, Robert Wygwiż.

Wirtualny korespondent

Środowisko dziennikarskie aż huczy od plotek na ten temat! Problem polega jednak na tym, że kierownictwa oszukanych gazet wcale nie palą się, by ujawnić aferę! Trudno się zresztą dziwić, gdyż obnaża ona w sposób brutalny i bezwzględny mizerię naszego dziennikarstwa!

Nazwisko i pseudonimy Jarosława O. Znane były czytelnikom w całej Polsce! Publikował swoje artykuły w wielu lokalnych gazetach takich jak chociażby: „Panorama Szczecińska”, „Express Wrocławski”, „Nowy Kurier” (Łódź), „Kurier Poznański”, „Echo Przemyśla”, „Głos Ludowy” (Kielce). Teksty bardzo często różniły się tylko tytułami! Dotyczyły jednak wydarzeń niezwykle ważnych, więc nic dziwnego, że wydawcy umieszczali je na pierwszych stronach z dumnym dopiskiem „korespondencja własna”. W ciągu ostatnich miesięcy Jarosław O. był cichą gwiazdą lokalnych dzienników. Docierał niemal we wszystkie miejsca na świecie, gdzie działo się coś ważnego lub ciekawego. Był prawdziwym skarbem dla regionalnych tytułów, których budżety są na ogół zbyt skromne, by mogły sobie one pozwolić na wysłanie dziennikarzy na przykład do Iraku. Jarosław O. – szalejący korespondent opisywał więc życie w powojennym Afganistanie; palestyńską intifadę; życie rodzin, które straciły bliskich podczas zamachu na Dubrowce. Pisał korespondencje z Betlejem, Bagdadu, Strefy Gazy, Pekinu, Groznego, Berlina, Wilna, Nowego Jorku, Kuwejtu, Islamabadu, Seulu. I wszystko to w ciągu zaledwie pół roku!!!

Imponująca jest też mapka krajowych podróży Jarosława O. Aż dziwne, że nikt w redakcjach nie zadał sobie prostego pytania, czy możliwa jest aż taka aktywność! W pogoni za uatrakcyjnieniem swych łamów nikt jednak takich refleksji nie snuł! Redaktorzy naczelni zamawiali teksty, a autor skwapliwie owe zamówienia realizował. Nikogo nie dziwiło skąd nieznany nikomu dziennikarz z B… dysponuje tak przenikliwą wiedzą na temat stosunków międzynarodowych. Jarosław O. z prawdziwą maestrią analizował konflikty, zestawiał umiejętnie opinie (amerykańskie, brytyjskie, niemieckie, francuskie i rosyjskie), a potem umiejętnie konfrontował je z rzeczywistością! Jego korespondencje były wzorcowe! Zawsze świetne merytorycznie, ciekawe, skrzące się od szczegółów. Można było odnieść wrażenie, że oto narodziła się nowa dziennikarska gwiazda! Młody, zdolny, inteligentny człowiek z dużą łatwością pisania zajmujących tekstów podbił rynek lokalnej prasy. A jednak z naszych informacji wynika, że Jarosław O. Nigdy nie był w większości tych miejsc, z których podobno wysyłał korespondencje! Reportaże i artykuły pisał najczęściej przy domowym biurku! Kompilował urywki z anglojęzycznych gazet, materiały z telewizji satelitarnych i z Internetu. Zdarzało się też, że najzwyczajniej w świecie zmyślał.

MAREKERAM
O mnie MAREKERAM

Jaki jestem? Nie wiem!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura